Epilog

818 35 3
                                    

Elizabeth - pół roku później

Z trudem dopinam zamek walizki, która mieści chyba połowę mojej garderoby. Na podróż wybrałam wygodny zestaw składający się z luźnych kremowych spodni i dopasowany top w kolorze oberżyny. Dzień jest piekielnie gorący, a powietrze suche, więc cieszę się niepomiernie z wyjazdu na wybrzeże.

- Lizzy, jesteś gotowa? - dobiega mnie wołanie Nasha dochodzące z parteru.
Na moje usta wstępuje uśmiech i ostatni raz omiatam wzrokiem naszą, już nie białą, a złotą sypialnię. Zsuwam walizkę na podłogę i ciągnę ją do wyjścia.

- Już idę! - odkrzykuję, lecz niepotrzebnie, bo mój mąż już jest przy mym boku.

- Pięknie wyglądasz. - chwali i z uznaniem wodzi wzrokiem po mojej sylwetce.

Minęło zaledwie kilka miesięcy, nawet nie rok, odkąd całe moje życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Odkąd przyjechałam do Salem po tych najokropniejszych ośmiu latach, moje życie wreszcie wskoczyło na odpowiednie tory. Można rzec, że dopiero się zaczęło. Nowe życie, nowa ja.

Zmienił się także mój wygląd, włosy nabrały naturalnych refleksów od słońca, a skóra przybrała kolor złota. Odbicie w lustrze za każdym razem śmieje się do mnie z coraz większym blaskiem w oczach. Już nie muszę się całymi dniami męczyć w kostiumach i szpilkach, bo większość pracy w firmie przejęła moja wspólniczka, ja jej tylko pomagam zdalnie, choć coraz mniej czasu poświęcam pracy, a więcej mojej rodzinie, która jest dla mnie najważniejsza.

- Sam mnie poganiałeś, a teraz już Ci się nie śpieszy? - pytam prowokująco, bo czuję rozpalone usta Nasha na szyi. Jak zaraz nie ostudzę jego zapału to się spóźnimy na samolot.

Mimo prób i wcale nie tak silnej woli, oddaję pocałunek z całą mocą. Jak ja kocham tego faceta. Nie mogę sobie już nawet przypomnieć jak zdołałam wytrzymać bez niego tyle lat. Ale to już przeszłość. Teraz mamy przed sobą tylko wspaniałą przyszłość.

- Naprawdę zaraz się spóźnimy. - upominam po kilku przeciągających się minutach czułości. Ostatni raz przywieram do niego ustami i zbiegam na dół. Za plecami słyszę jego jęk niezadowolenia i zawodzenie.

- Musimy tam w ogóle jechać? Może lepiej zostańmy w domu i zrobimy sobie małe wczasy w sypialni. Nawet nie musisz zabierać żadnych rzeczy i bagażu, nie będą Ci potrzebne. - próbuje mnie sprowokować na co zaczynam się śmiać. - No i Kelsy może w każdym momencie zacząć rodzić. - używa innego argumentu, ale dalej jestem nieugięta.

- To ślub moich przyjaciół. Nie mogę tego przegapić. - tłumaczę po raz kolejny jak ważny jest dla mnie wyjazd do Fort Myers, gdzie Sonia i Aidan chcą połączyć już na zawsze swoje serca. - A Kelsy jest pod doskonałą opieką lekarzy i znajomych. Rodzina McAlisterów już się nie może doczekać na przyjście dziecka. I twoja matka też ciągle ma ją na oku i jeśli tylko coś się zacznie dziać to da nam znać. Poza tym termin ma dopiero za trzy tygodnie, więc nie panikuj na zaś.

- Ale tam będzie facet, z którym spałaś. - marudzi mój mąż, ale ja wiem, że to tylko przekomarzanki.

- Owszem, ale będzie tam również jego młoda żona, za którą świata nie widzi i ich mały synek. I co ważniejsze, ja chcę żeby był tam też facet, z którym będę spała już do końca mych dni. Co Ty na to? - zarzucam mu ramiona wokół szyi i mocno całuję.

- Skoro tak stawiasz sprawę to rusz ten swój śliczny tyłeczek i ładuj się do auta. Ale już! - klepie mnie pieszczotliwie po wspomnianej krągłości i ze śmiechem zabiera moją walizkę do bagażnika. Ku mojej uldze jedziemy moim nowym suvem, a nie jego żółtym potworem, Camaro.

Promise Me No Promises (cz.3.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz