Nash
Wypiłem tylko kilka piw, lecz nie mogłem przesadzić, bo rano musiałem zwlec się wcześnie z łóżka. Impreza, mimo że zapowiadała się pierwszorzędnie, okazała się niewypałem. Może to dlatego, że mój najlepszy przyjaciel Tommy wyjechał na obóz sportowy i miał wrócić dopiero na rozpoczęcie roku szkolnego. Zazwyczaj na takich imprezach obaj dawaliśmy czadu, królowaliśmy w towarzystwie i nie narzekaliśmy na brak zainteresowania. Tym razem, nawet pomimo dość dużego wyboru, nie zdecydowałem się na żaden podryw. To trochę nie w moim stylu, ale przecież nie muszę się nikomu tłumaczyć.
Chwilę po północy wysiadłem z samochodu Zack'a, kumpla z siłowni, który zaproponował podwózke do domu. Chętnie skorzystałem, ale wyskoczyłem dwie ulice dalej, żeby nie nadrabiał specjalnie drogi. Noc była czarna i ciepła. Jedynie rój gwiazd lśnił jasno na niebie, choć ja widziałem głównie migające światła samolotów. Dookoła panowała cisza. Uwielbiałem noc, ale jeszcze bardziej lubiłem poranki. Nie byłem typem śpiocha, wolałem wstać skoro świt, by zobaczyć rzeczy, które umykały tym, którzy wylegiwali się w łóżkach. Nie ukrywam, że częściowo jest to kwestia przyzwyczajenia, praca na farmie to spory obowiązek, ale ja wolałem zamienić trudną rutynę w niewymuszoną przyjemność.
Nagle, gdy już znalazłem się dostatecznie blisko domu, dobiegły mnie przyciszone głosy. Na naszym ganku, na drewnianej huśtawce bujał się mój braciszek, w towarzystwie, jak mnie oczy nie mylą, nowej sąsiadeczki. Rozmawiali prawie szeptem, więc nie miałem pojęcia o czym, za to świetnie wyłapywałem wybuchy śmiechu co chwilkę. Ale go wzięło...
Najchętniej ominąłbym ich i wszedł tyłem, ale wtedy mama napewno wybiegłaby z awanturą, więc z dwojga złego, wolałem już ich. Dopiero gdy stanąłem na prowadzących na ganek schodkach, zauważyli mnie. Mała się wystraszyła, co najmniej jakbym był złodziejem a nie mieszkańcem tego domu. Dziewczyna była płochliwa jak ranne zwierzę. Z jednej strony działało mi to na nerwy, a z drugiej... było mi jej szkoda.
- Nie przeszkadzajcie sobie. Już znikam. - rzuciłem od niechcenia, gdy ich mijałem. Kątem oka zarejestrowałem, że blondyneczka wygląda zupełnie inaczej, gdy zamiast grymasu, na jej twarzy rysuje się uśmiech. Mój brat może i nie jest flirciarzem roku, ale jego urok potrafi działać na każdego.
- Nie musisz. Usiądź z nami. - zaproponował Rick, na co Młoda zareagowała dość nerwowo. Bała się mnie? Może to i lepiej, będzie się trzymać z dala.
- Nie, dzięki. - ugryzłem się w język, by nie walnąć czegoś głupiego. Na ogół miałem ciętą ripostę, ale jeśli chodzi o mojego brata, to wolę nie przesadzać. Nawet nie byłem w nastroju na żarty. Łóżko to jedyne miejsce, gdzie pragnę się teraz znaleźć.
Elizabeth odetchnęła z ulgą, o czym pewnie nawet nie miała pojęcia. A jednak, bała się mnie. Obróciłem się na pięcie i jedynie machnąłem im ręką na pożegnanie. Byłem wypompowany.Elizabeth
Wieczór okazał się nad wyraz udany. Rick też był inny niż myślałam początkowo. Okazał się fajnym chłopakiem, szczerym, wesołym i bez tego wrednego uśmieszku, co jego brat. Nie znałam ich, ale już na pierwszy rzut oka widać, że ci dwaj bardzo się różnią. Jakbym nie wiedziała, to nigdy bym ich nie wzięła za braci. Nie poznałam jeszcze ich rodziców, więc nie wiem, który z chłopków w kogo się wdał, ale na pewno to właśnie z tego wynika.
Starszy Nolan zabrał mnie nad pobliskie jeziorko, skąd oglądaliśmy zachód słońca. Uroczy widok, okolica była ładniejsza niż sądzilam. W swoim krótkim życiu zwiedziłam już całkiem sporo, w tym większość dużych miast, jak mój Paryż, Londyn, Nowy Jork czy jeszcze inne stolice czy metropolie. W żadnym z nich widok nie był tak czysty i naturalny jak tutaj. Powietrze było rześkie i tylko komary psuły całą radość z obcowania z naturą.
Gdy zapadł zmrok Rick zaproponował, że odprowadzi mnie do domu, ja jednak nie chciałam jeszcze wracać. Czułam się całkiem swobodnie w jego towarzystwie, a noc była taka piękna. To dużo lepsze niż siedzenie w domu. Bujaliśmy się na hustawce i wesoło gawędziliśmy, gdy pojawił się ten dupek i zepsuł cały nastrój. Mimo, że z pozoru nie powiedział nic niestosownego, to ja i tak nie czułam się już komfortowo. Ten chłopak działał mi na nerwy. Na sam jego widok pociły mi się ręce i skakało ciśnienie. Bez sensu, przecież nie powinnam się nim w ogóle przejmować. Byłam tu dla jego brata, a nie dla niego.
- Ja już lepiej pójdę, nie chcę nadużywać cierpliwości Cioci Eveline. Dziękuję Ci za miły wieczór. Dobranoc. - poderwałam się miejsca i skierowałam ścieżką do sąsiedniego domu.
- Dobranoc, Elizabeth. - krzyknął za mną i pomachał na do widzenia.
Szykowałam się już do spania, gdy zauważyłam palące się światło w budynku obok, a ciemna sylwetka wypełniała prawie całe okno. Przeszył mnie prąd, bo poczułam na sobie jego wzrok. Od razu odskoczylam i wyłączyłam swoją lampkę, by nie było mnie widać. Gdy ponownie wyjrzałam, zobaczyłam tylko zasłonięta roletę. Byłam zła na samą siebie za to, że poczułam ukłucie zawodu.
Długo leżałam czekając na sen, a gdy ten wreszcie nadszedł ujrzałam oczy w kolorze stali, które ostrzegały, bym trzymała się z daleka. Obudziłam się z ciężkim oddechem i z przeświadczeniem, że tak właśnie powinnam zrobić. Będę ostrożna i za nic nie dam się porwać temu rosnącemu zainteresowaniu młodym buntownikiem. To nie jest odpowiedni kompan dla mnie. Co innego jego brat. Rick jest zupełnie inny. Jest miły i nie muszę się go obawiać. Jest dla mnie odpowiedni.**************
Cześć ;)
Jak już pewnie zauważyliście, rozdziały są pisane z dwóch perspektyw i jedne dotyczą przeszłości, a niektóre czasów obecnych. Mam nadzieję, że nie utrudni Wam to czytania i ogarniania fabuły, a jest to niezbędne, by to opowiadanie wyglądało tak jak to sobie wymyśliłam. Jeśli coś jest niejasne piszcie śmiało, a wszystko wyjaśnię lub poprawię, żeby było lepiej (tylko bez spojlerów!)
Pozdrawiam i zachęcam do czytania dalszych części, a także do głosowania i komentowania ;)
CZYTASZ
Promise Me No Promises (cz.3.)
RomanceElizabeth Laprasse to kobieta silna, seksowna i pewna siebie. Kusi facetów długimi nogami, blond włosami, zmysłowymi kształtami, a do tego mocnym akcentem. Z pozoru prze do przodu, nie oglądając się za siebie. Ale nie zawsze tak było, kiedyś była zu...