Rozdział 46. i 47.

570 23 0
                                    

Cześć ;)
Wybaczcie, że długo musieliście czekać, ale za to rozdział też jest długi i mam nadzieję, że Wam się spodoba ;) Pozdrawiam ❤️

Nash - blisko osiem lat wcześniej

- Nie zrobisz tego! - wykrzykuje rozhisteryzowana Elizabeth. Ma łzy w oczach i cała drży ze zdenerwowania.

- Proszę, uspokój się. To źle wpływa na Twoje zdrowie i dziecka też. Musisz o Was dbać. - próbuję się do niej zbliżyć i nieco uspokoić, ale efekt jest całkiem odwrotny do zamierzonego. Lizzy wpada w jeszcze większy szał i odsuwa się o kilka kroków, aż biodrem uderza w kant komody.

- Auuu... - odskakuje na bok i zawodzi cicho, ale nadal nie daje mi się dotknąć, gdy chcę zobaczyć czy nie zrobiła sobie krzywdy. Rozciera obolałe miejsce, ale udaje, że nic się nie stało i nadal trwa w złości.

- Proszę, zrozum. Ja muszę to zrobić. Muszę skończyć to, co zaczął mój brat. Muszę udowodnić, że nie zginął na darmo. - perswaduję swojej żonie, lecz ona tylko jeszcze bardziej się obrusza.

- Musisz to zająć się swoją rodziną. Twoje miejsce jest przy mnie i przy naszym nienarodzonym dziecku. Nie możesz nagle udawać żołnierza i wyjechać na wojnę. To absurdalne! - piorunuje mnie wzrokiem, a aż mnie ściska w dołku.

- Myślisz, że nie wolałbym być przy Was? Oczywiście, że tak. Ale mój brat poległ, bo chciał walczyć o wyższą sprawę. Oddał życie by innym żyło się lepiej. Czy to nie ma znaczenia?

- Co mu z tej walki skoro wrócił pod flagą, co? Nash, ja też Go kochałam. I mnie też boli Jego strata, ale nic już nie zwróci Mu życia. On odszedł. Musisz się z tym pogodzić. Tak jak i my wszyscy. - Łzy spływają po jej bladych policzkach, ale jest za daleko bym mógł je zetrzeć. Oddala się ode mnie, a ja nie wiem, jak to zmienić. Jak mam sprawić, aby zrozumiała, że muszę to zrobić?

- Lizzy... Wiesz, że bardzo Cię kocham. Ty i dziecko jesteście dla mnie najważniejsi. Ale Wy jesteście tutaj. Bezpieczni. W otoczeniu ludzi, którzy Was kochają. Nic Wam nie grozi. A co mają powiedzieć inne, na przykład afgańskie rodziny, które nawet nie wiedzą, czy doczekają jutra? Czy nie wybuchnie w pobliżu jakaś bomba-pułapka i nie pozbawi ich domów, całego dorobku? Może nawet życia? O to walczył Rick. A teraz także ja będę robił, co w mojej mocy, by choć odrobinę wnieść swój wkład w lepszy świat jutra. Nie bądź taka samolubna. Ty masz wszystko, niektórzy nie mają nic. - urywam, bo nagle pomiędzy nami zapada głucha cisza. Ustaje zawodzenie, szloch i nawet nie dochodzi do mnie przyśpieszony oddech mojej żony. Jedynie cisza.

Spoglądam na Lizzy. Jej twarz ciągle pokrywają łzy, lecz oczy ma puste. Nie wydziera z niej już złość, a jedynie jakaś przerażająca bezbrzeżna pustka.
Co ja narobiłem?

- Dobrze. Zrób to, ale spróbuj odwalić taki numer jak Twój brat to Cię zabiję! Wskrzeszę Cię, kurwa, i zabiję drugi raz! - mówi po chwili głosem cichym niczym szept, ale gdy sens jej słów dociera do mnie aż mnie zamurowuje. To naprawdę powiedziała moja żona?

Elizabeth - obecnie

Przewracam się z boku na bok i nie mogę zmrużyć oka. Czuję zmęczenie, ale nie potrafię zasnąć, gdy tyle myśli buszuje w mojej głowie. Czekam aż Nash dołączy do mnie w łóżku, ale z łazienki nadal dobiega szum wody spod prysznica. Więc czekam cierpliwie dalej.

Pojawienie się Kesly w naszym domu, i to w momencie, gdy dopiero zaczynaliśmy odbudowywać nasz związek, było jak fala tsunami.

Tajemnice latami kłębiły się i zbierały by zaatakować nasze życie i pogrążyć je w odmętach brudów przeszłości.
Czy to się kiedyś skończy? Czy my mamy w ogóle jakieś szanse na happy end? Albo na jakąkolwiek wspólną przyszłość?

Promise Me No Promises (cz.3.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz