Rozdział 18.

656 24 0
                                    

Przepraszam, że musieliście tak długo czekać, ale niestety ostatnio nie mam zbyt wiele wolnego czasu. W ramach rekompensaty mam dla Was nowy, i to całkiem długi jak na moje standardy, rozdział. Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni. Pozdrawiam❤

*******************

Elizabeth, lat 16

Rick zaczął nowy semestr na studiach i przez to ma nawał pracy. Przyjechał tylko kilka razy, a na kolejną wizytę będzie mógł sobie pozwolić dopiero na Święto Dziękczynienia. Tęsknię za nim, bez niego jest zupełnie inaczej. Dotychczas był swoistym buforem pomiędzy mną a Nashem. Teraz między nami jest tylko przepaść.

Na urodziny, och tak, sweet sixteen, przypomnieli sobie o mnie rodzice. Właściwie to tylko tata. Zaproponował, że mogę sobie zrobić wakacje i odwiedzić go w Londynie. Gdzieś w głębi duszy cieszyłam się z tego, bo może i byłam już dużą dziewczynką, to jednak nadal dziewczynką, która tęskniła za kochającymi rodzicami.

Gdy termin był już uzgodniony, w ostatnim momencie tata zadzwonił, że mu coś pilnie wypadło i musimy przełożyć moją wizytę, gdyż właśnie jest w drodze do swojego hotelu w Nowej Kaledonii. Wcale nie żartowałam mówiąc, że ojciec ma hotele na całym świecie, a w ostatnich latach ciągle poszerzał działalność, gdyż kariera polityczna nie wypaliła.

Tak więc wracając do urodzin, w ramach jakiejś rekompensaty, bo niekoniecznie z dobroci serca, tata ofiarował mi z tej okazji samochód. I to nie byle jaki, tylko nowiusienki czerwony kabriolet, który na tym zadupiu odznaczał się jak, no nie wiem, Mozart na szkolnej dyskotece. Nie ten poziom.

Pożytek był z tego taki, że mogłam zacząć sama jeździć do szkoły i nie musiałam się zdawał na łaskę i niełaskę młodszego Nolana.

Pogoda była słoneczna, choć w powietrzu czuć już było nadciągającą burze. Miałam dziś tylko cztery lekcje, bo potem miał być jakiś tam mecz. Nie interesowałam się tym kompletnie.

Wracałam po raz pierwszy samodzielnie do domu, gdy nagle coś z moją furą zaczęło się dziać. Nie wiedziałam, co oznaczają te wszystkie kontrolki, ale migało jak lampki na choince. Stanęłam na poboczu i automatycznie, jak za każdym razem, gdy wpadałam w tarapaty, wybierałam numer do Ricka. Na niego zawsze mogłam liczyć. Aż do teraz.

Nie odbierał. W sumie nie wiem, co mógłby dla mnie zrobić w tej sytuacji, ale samo to, że usłyszałbym jego głos wiele by pomogło. A tak stałam tam jak ta głupia, jakieś pół godziny od domu, z dala od czegokolwiek, i tak, właśnie zaczynało padać. A żeby było lepiej, mój kabrioial miał złożony dach i za nic nie chciał się rozłożyć.
Czy byłam ofiarą losu? Do tej pory sądziłam, że nie.

Prawie zapiszczałam z radości na widok zatrzymującego się obok samochodu. Był to stary pikap, a zza kierownicy wyłonił się Tommy, przyjaciel Nasha.

- Co tam laleczko? Podziwiasz uroki natury stojąc w deszczu w szczerym polu? - zakpił, ale w jego głosie nie wyczułam drwiny, a jedynie wesołą docinkę.

- Cześć Tomson. Uwielbiam taką aurę, dzięki niej mój umysł się otwiera i od razu żyje się lepiej. - odpowiedziałam w podobnym stylu.

Tom zaśmiał się krótko, lecz szybko się zmitygował i zapytał z troską:

- Co się stało? Potrzebujesz pomocy? - wszedł w rolę starszego brata, za co byłam mu w tej chwili niezmiernie wdzięczna.

- Ten grat się popsuł. Głupia kupa plastiku! - nie zapanowałam nad emocjami. Oczy naszły mi łzami i ostatkiem sił powstrzymałam się od płaczu.

- Chyba nie za wiele masz pojęcia o motoryzacji, co? - zapytał, ale puściłam ten komentarz mimo uszu. - Już spokojnie, zabieraj swoje rzeczy i wsiadaj do mojego auta, zajmę się wszystkim. No rusz się, bo zaraz przemokniesz do ostatniej suchej nitki, a wtedy zmienię zdanie i zostawię Cię tu. - Nie trzeba było mi dwa razy powtarzać.

Promise Me No Promises (cz.3.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz