Rozdział 40.

543 24 3
                                    

Witajcie Kochani!
Opornie mi to coś idzie, ale wreszcie mam dla Was nowy rozdział.
Wspominałam niedawno, że do końca roku chciałabym zamknąć temat Promise Me No Promises, ale powiem Wam szczerze, iż uważam, że Elizabeth i Nash zasługują na porządne szczęśliwe zakończenie, dlatego skończę, kiedy wyczerpię temat. Jest to o tyle trudne, że moje myśli wypełnia już powoli pewien Matowy jegomość i jego własna historia, ale na to przyjdzie czas po zakończeniu tego opowiadania.
Mam nadzieję, że nie czujecie się zawiedzeni, jeśli tak to piszcie, żebym mogła poznać Wasze zdanie.
Teraz zapraszam już do czytania, komentowania i głosowania.
Pozdrawiam ❤

*************

Rozdział 40.

Nash - obecnie

- Cześć synku. - rzekła z nikłym uśmiechem na pokrytej śladami czasu twarzy, Olivia.

Dopiero, gdy upewniłem sie, że Elizabeth zapadła w miarę spokojny sen, mogłem pozwolić sobie na odejście od jej łóżka i zejście na dół. Tutaj cały czas, od samego rana, czekała na mnie mama. Mieliśmy porozmawiać.

Po wczorajszym chlaniu nadal boli mnie głowa, jednak chcę mieć to już za sobą. Zaciskam zęby i wyruszam na spotkanie z lwem.
Chociaż gdy tak patrzę na swoją rodzicielkę, określenie jej mianem lwa jest nieadekwatne. Bardziej przypomina mi bezpańskiego kota po przejściach nóż króla zwierząt. Jej niegdyś wyrazista twarz nosi wyraźne ślady zmęczenia i trudu minionych lat. Olivia wygląda na zrozpaczoną i nieszczęśliwą.

Nigdy, nawet przed laty, nie była znamienitą kucharką, ale teraz porusza się po kuchni jak po obcej ziemi. Już na pierwszy rzut oka widac, że czuje się nieswojo, a to przecież nadal jest jej dom.

- Elizabeth wreszcie usnęła. - powiedziałem od progu, by zwrócić na siebie uwagę pogrążonej we własnych myślach mamy.

- To dobrze. Sen jest najlepszym lekarstwem, a wiem, że w ostatnim czasie nie sypia najlepiej. - uwaga zabrzmiała jak przytyk pod moim adresem, jak nagana dla niesfornego dziecka. Ale przecież ja wciąż nim jestem. Małym synkiem swojej mamusi. Dopiero teraz, gdy tak na nią patrzę uświadamiam sobie jak bardzo mi brakowało jej obecności w moim życiu.

- Mamo, ja... Przepraszam. - kręcę głową w bezsilności. Nie mogę znaleźć odpowiednich słów, by wyrazić co czuję.

Załamany siadam na kuchennym krześle ze spuszczoną głową, a Olivia podchodzi i ujmuje mój policzek w dłoń.

Jej dotyk jest tak doskonale znany, niesie pocieszenie i emanuje miłością.

- Synku, to ja przepraszam. Nigdy nie powinnam dopuścić do tego, co się stało. Nie miałam prawa tak szybko się poddać. Wybacz mi. - prosiła błagalnym tonem, a ja poczułem kłucie w sercu.

- Nie jesteś mi nic winna, mamo. To ja zrobiłem wiele niewybaczalnych rzeczy. To ja zawiniłem. Przepraszam, mamo. - mój głos dziwnie drżał w moich uszach.

- Gdy straciłam Ricka... To było straszne. Nie mogłam się z tym pogodzić. Źle zrobiłam obwiniając za tę tragedię Ciebie. To ten przeklęty los. Przez własną głupotę mało nie straciłam także Ciebie. Wybacz mi, że wymusiłam na Tobie byś dokończył misję brata. To nie była Twoja walka, a Twoje miejsce powinno być przy żonie i córce. Gdybyś wtedy nie wyjechał może nadal...

- Przestań. Mamo, błagam Cię skończ gadać już te bzdury. To nie była Twoja wina. Powinienem być mądrzejszy i...

- Jesteś najmądrzejszym chłopcem jakiego znałam. Jesteś honorowy i nie mówię o tej przeklętej armi, a o tym jak się zachowałeś w stosunku do Elizabeth. Ożeniłeś się z Nią, choć wcale nie musiałeś. - kontynuowała mama, ale ja znowu wszedłem jej w słowo.

Promise Me No Promises (cz.3.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz