Rozdział 16.

596 23 5
                                    

Elizabeth - obecnie

Zdenerwowany Nash opuścił dom trzaskając drzwiami. Po chwili doszedł mnie odgłos odpalanego samochodu. Wyjrzałam ukradkiem przez okno. Spodziewałam się ujrzeć starą impale, z którą związanych jest tak wiele wspomnień. Ale nie, z garażu wyjeżdżał właśnie żółty Chevy Camaro, chyba najnowszej generacji. Nagle szyby zaczęły się trząść, gdy z wnętrza auta huknęła piosenka Mr Self Destruct w wykonaniu Nine Inch Nails. Tego nawet nie da się nazwać muzyką, to jeden wielki ryk. Odnoszę wrażenie, że żołądek podchodzi mi do gardła. Co to niby ma być? Przecież Nash nigdy nie słuchał takich wrzasków; rocka - owszem, ale nie takiej łupanki, od której pękają bębenki w uszach.

O co on tak właściwie się wściekł? O to, że wpadłam w złe towarzystwo, co jest wielkim eufemizmem w tej sytuacji, czy raczej o to, że przyznałam się do podwójnej zdrady? Nash zawsze był skryty, ale teraz kompletnie nie mam pojęcia, co mu siedzi w głowie. Oby tylko nie zrobił nic głupiego.

A może pojechał do kochanki, by się odstresować?
Niech to szlag!

Nash

Dudni mi w głowie, ale za cholerę nie chcę pozwolić, by niechciane myśli przejęły nade mną kontrolę.
Za dużo tego. Muszę odreagować.

Podjeżdżam pod dom Tommiego, a drzwi otwiera mi Abigail, jego żona. Śliczna dziewczyna o czerwonych włosach pojawiła się w życiu mojego przyjaciela jakieś dwa lata temu, a od roku nosi obrączkę. Totalnie zawładnęła jego światem, ale szczerze powiedziawszy, jeszcze nigdy Tom nie wydawał się taki szczęśliwy.

- Cześć Abby, jest Tom? - pytam uprzejmie, choć już z auta dzwoniłem do kumpla, by pakował torbę i na mnie czekał.

- Tommy! - zawołała w stronę schodów i ponownie zwróciła na mnie uwagę. - Wszystko w porządku, Nash? - lustrowała mnie tymi swoimi czarnymi jak smoła oczkami i czekała na wyjaśnienia.

- Nie bardzo, ale kiedyś będzie. - przy naszym boku pojawił się właśnie kumpel, dlatego pożegnałem się z dziewczyną cmoknieciem w policzek i rzuciłem przez ramię. - Oddam Go wieczorem, ale możliwe, że nieco się sponiewieramy przez ten czas. Bądź wyrozumiała. - puściłem jej oczko, a ona pogroziła mi palcem, ale po chwili posłała mężowi pocałunek, a mi pomachała. Tom jest farciarzem.

- Co tym razem? - Tom odezwał się dopiero, gdy przekroczyliśmy próg szatni w Factory. Tom od kilku lat był współwłaścicielem siłowni, ale dziś wyjątkowo miał wolne. Na szczęście był dobrym kumplem i bez słowa skargi dotrzymywał mi towarzystwa.

- Elizabeth... - żachnąłem się jedynie.
Przyjaciel posłał mi współczujące spojrzenie i rzucił we mnie kompletem czerwonych rękawic.

- Wal śmiało. - tak zrobiłem.

Atakowałem worek zawieszony pod sufitem, jakby był moim największym wrogiem. Oczyma wyobraźni widziałem podstarzałego, obleśnego Francuzika, z okrągłym brzuszkiem i złotym sygnetem na grubych paluchach. Waliłem, kopałem, uderzałem z całej siły. Pot spływał po mnie strumieniem, ale w żaden sposób nie zwracałem na to uwagi.

- Kto to? - dobiegł mnie głos Toma i dopiero wtedy nieco spuściłem z tonu.

- Jakiś Bourdo. Mówili o nim w wiadomościach. Lizzy miała z nim romans. - wyplułem złowrogie słowa, które wypalały wielką, żarzącą się dziurę w mojej piersi.

Tom spojrzał na mnie nieco skonfundowany, po czym zapytał:

- Ten mafioso, co zginął w Anglii?

- Taaaa, właśnie ten. - znowu naszła mnie wizja Elizabeth w ramionach tego... czegoś. Aż się wzdrygnąłem na samą myśl. Jak ona mogła upaść tak nisko?

- Cholera, Stary, czegoś tu nie rozumiem. Jakim cudem nasza słodka Lizzy trafiła w łapy takiego skurwiela? - dziwił się mój kompan, lecz nie byłem w stanie mu odpowiedzieć, gdyż sam nie znałem odpowiedzi.

- Kurwa! - wrzasnąłem i ostatni raz przypieprzyłem w worek.

Nie mam już siły. Całe ciało mi drży od wysiłku i tłumionych emocji. W głowie nadal mam pustkę, ale po godzinie czuję się pozytywnie zmęczony. Serce wciąż mi wali, ale oddech powoli wraca do normy. Tom podaje mi butelkę wody, a ja wlewam w siebie całą jej zawartość na raz.

- Jesteś zazdrosny? - pyta, gdy wychodzę spod prysznica.

Wzrok ma czujny i uważnie śledzi każdy mój ruch. Zna mnie od zawsze, był przy mnie nawet w tych nieprzyjemnych momentach mojego życia. Teraz też czyta we mnie jak w otwartej księdze. Chociaż od wyjazdu Elizabeth wszyscy unikali jej tematu, to jednak on wiedzial, przez co przechodziłem. Po powrocie do miasta, gdy przeżywałem chyba najgorsze chwile w moim jebanym żywocie, on był moim wsparciem. Tylko przed nim nie mam żadnych tajemnic. Tym razem również.

- Ona jest moją żoną. - odpowiadam stanowczo.

- Gdybyś podpisał te cholerne papiery, jak ona to zrobiła, już by nią dawno nie była. - przypomina.

- Wiesz, że nie zrobię tego. - mówię siadając na wąskiej ławeczce przy szafce. Zwieszam głowę i wgapiałam się w szare płytki na podłodze.

Pierwszy raz zauważem, że układają się w cholerny wzór herbu naszego miasta. Co za szajs.

- Liczyłeś na to, że będzie Ci wierna przez te wszystkie lata? Przecież sam sypiasz z Ashley. - kolejna blyskotliwa uwaga mojego kumpla działa mi już na nerwy.

- To tylko seks. Wiesz, że niczego więcej od niej nie chcę. Zresztą ona też nie liczy na nic innego. To całkiem prosty układ. Nie jesteśmy w żadnym pieprzonym związku. - ciskam się.

Tommy przybiera ta swoją minę, która mówi: "słyszysz sam siebie?".

- On był cholernym przywódca gangu! - wybucham.

- Jak ona w ogóle go poznała? - to samo pytanie chodziło mi po głowie już od jakiegoś czasu.

- Nie wiem.

- Ona też brała w tym udział? - dopytywał dalej.

- Nie wiem! Nic mi nie powiedziała. - wydzieram się na kumpla, choć nie robi to na nim żadnego wrażenia.

- Grozi jej jakieś niebezpieczeństwo? - kolejne pytanie budzi we mnie obawy, które zostały lekko przysłonięte przez teraz nieistotne kwestie. Jej bezpieczeństwo powinno być dla mnie najważniejsze.

- Nie mam pierdolonego pojęcia. - wzdycham zrezygnowany. Tak naprawdę nic na jej temat nie wiem.

- Sorry, Stary, ale musisz z Nią pogadać. Wiem, że poczułeś się urażony, ale schowaj ten swój rodzinny honor czy dumę do kieszeni i ogarnij się, bo licho nie śpi. Elizabeth nie jest dziewczyną, która z byle płaczem leci do tatusia. Znam ją na tyle, że wiem jak ciężki dla niej musiał był powrót tutaj. Nie tylko Ty straciłeś wtedy kogoś, kogo kochałeś. Ale nie czas teraz na wyciąganie starych brudów. Wracaj do domu i zadbaj o swoją żonę. Inaczej nigdy sobie tego nie wybaczysz.

Gadka motywacyjna podziałała jak kubeł zimnej wody.
Narzuciłem szybko na siebie ciuchy i pognałem jak wariat do domu. Jak mogłem Ją tam w ogóle samą zostawić? Oby tylko nic się nie stało.

Boże, wiem, że nie mam prawa Cię teraz prosić o cokolwiek, ale błagam Cię, spraw by Elizabeth nic się nie stało. Chociaż ten jeden raz wysłuchaj moich próśb. O nic więcej nie będę Cię już prosił.

Promise Me No Promises (cz.3.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz