Nash - 18 lat
Oniemiałem.
Niespodziewany pocałunek zakończył się równie szybko jak się zaczął.
Elizabeth odepchnęła mnie gwałtownie, po czym jej dłoń zetknęła się z moim policzkiem.Uderzyła mnie!
- Co z Tobą? Jak śmiesz całować dziewczynę swojego brata? - warknęła oburzona.
Przez moment naprawdę straciłem język w gębie i za chuja nic nie rozumiałem.
- Ze mną jest coś nie tak? - dziwiłem się. Elizabeth rzucała się i miotała, była podminowana i zdawała się tak samo zaskoczona swoim zachowaniem jak ja.
- Pocałowałeś mnie. - powiedziała szeptem, dziwiąc się brzmieniem tych słów.
- To Ty mnie pocałowałaś. Kochanie, możesz mi wierzyć, że gdy to ja będę Cię całował, zorientujesz się bez problemu. I nigdy już nie zapomnisz.
Blondyneczka zarumieniła się jak peonia i nawet w mroku nocy nie miałem wątpliwości, że się zawstydziła. Wyglądała tak uroczo, że miałem ochotę... Stop!
- I jeszcze jedno. Ogarnij się wreszcie, bo sama nie wiesz czego chcesz. To co się dzieje teraz między nami jest tylko tego przykładem. Nie można mieć wszystkiego, a ja nie jestem pieprzoną męską dziwką na zawołanie. Jak już słusznie zauważaś, jesteś dziewczyną mojego brata. Trzymaj się ode mnie z daleka.
Po każdym wypowiedzianym słowie twarz Elizabeth wyrażała coraz większy wstyd i ból. Wiem, że byłem bezwzględny, ale ktoś tu musiał zachować się wreszcie jak dorosły. Nawet jeśli te słowa raniły mnie samego do szpiku kości, nie wspominając nawet o widoku dziewczyny, która zapłakana znika za winklem domu.
Elizabeth - 16 lat
Co za egoistyczny dupek!
Zdyszana wpadam do środka i wzrokiem szukam Ricka.
Nadal jestem w szoku.
Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłam. Pocałowałam Nasha. Co mi strzeliło do głowy? Jak mogłam na to pozwolić? Powinnam wiedzieć, że wykpi mnie. On nic nie bierze na poważnie. Co prawda to był tylko impuls zdradzieckiego ciała, ale i tak płonne nadzieje roiły się w mojej głowie. Jaka ja jestem głupia...Rick, potrzebuje teraz Ricka.
Jest! Widzę go w tym samym gronie, co poprzednio, jednak tym razem ignoruję obecność obcych i dopadam do chłopaka w kilka sekund. Przepycham się łokciami, by jak najszybciej znaleźć się w ramionach mojego chłopaka. Własnie tak, MOJEGO CHŁOPAKA, nie mogę o tym zapominać.- Tu jesteś, moja piękna. - wita mnie z zawadiackim uśmiechem na ustach Rick, lecz głos ma nieco bełkotliwy od wypitego alkoholu.
W końcu wiedzie studenckie życie, klasyka.Gdy wreszcie znajduję się w tak doskonale znanych mi męskich objęciach, oddycham z ulgą. To jest moje miejsce. To przy nim czuję się kochana i bezpieczna. On mnie nigdy nie skrzywdzi, nie zrani.
- Możemy już wracać do domu? Nienajlepiej się czuję. - mówię mu wprost do ucha, aby mnie słyszał, choć muszę przy tym stanąć na palcach.
Rick lustruje mnie wzrokiem sprawdzając mój zewnętrzny stan i chyba faktycznie nienajlepiej wyglądam, bo potakuje bez chwili namysłu.
- Dla Ciebie wszystko. - odpowiada tuląc mnie do swojego boku.
Niespełna godzinę później stoję już pośrodku własnego pokoju i próbuję skupić się na towarzyszącym mi chłopaku, jednak z marnym skutkiem. Za każdym razem, gdy tylko pozwolę sobie na chwilę zapomnienia, wracają do mnie wspomnienia sytuacji, jaka miała miejsce w ogrodzie.
Nash...
Nie mogę tak dłużej.- Wszystko w porządku? Źle się czujesz? - pyta troskliwie Rick, który rozwalił się wygodnie na moim szerokim łóżku.
- Pewnie. Tylko troszkę boli mnie głowa, to wszystko. - zdecydowanie naginam prawdę, choć nie jest to kłamstwo, bo faktycznie potężna migrena nie daje mi chwili wytchnienia.
- A wiesz co mówią o bólu głowy? Jest na niego bardzo dobre lekarstwo, to potwierdzone naukowo. - figlarne ogniki zaświeciły się w jego szmaragdowych oczach. Wiem, że tylko naigrywał się ze mnie, ale nagle naszła mnie myśl, że to wcale nie jest taki głupi pomysł.
Uspokajam bijące zbyt szybko serce i powoli zbliżam się do łóżka. Mina Ricka wyraża niedowierzanie, ale jednocześnie nie potrafi ukryć podniecenia.
- Skoro tak mówią. - wymuszam na sobie śmiech, lecz zamiast zalotnie, brzmi to dosyć żałośnie.
Siadam na wprost Ricka, a on momentalnie podnosi się z leżenia i przysuwa się do mnie. Uważnie śledzi każdy mój ruch, doszukując się oznak rychłego wycofania, albo nawet ucieczki. Nic takiego jednak nie znajdzie. Nigdzie się nie wybieram.
- Mówisz serio? - upewnia się Rick.
Wygląda całkiem normalnie, ślady upojenia alkoholowego zniknęły, a chłopak wydaje się bardzo przytomny i aż nadto świadomy sytuacji, w jakiej się znajdujemy.
- Bardzo serio. Kochaj się ze mną. - wypowiadam te wyjątkowe słowa szeptem, a mimo to wywierają one na mnie olbrzymie wrażenie.
Spojrzenie Ricka pieści moje ciało, aż przechodzą mnie dreszcze. Od razu nachodzą mnie wspomnienia innych razów, kiedy moje ciało przechodził prąd, lecz kto inny był tego sprawcą. Zamykam oczy chcąc wymazać ten obraz. Nie pozwolę na to!
- Elizabeth, spójrz na mnie. - prosi cicho Rick.
Uchylam lekko powieki, bojąc się co takiego można wyczytać z moich oczu. Jednak Rick ujmuje mój policzek w dłoń i w momencie, gdy jego usta opadają na moje opuszcza mnie lęk. Długo czekałam z utratą dziewictwa na tego jedynego, a przecież Rick jest dla mnie najlepszy.
Moje ciało głoduje, muszę wreszcie zaspokoić ten głód, bo inaczej to się źle skończy. Teraz jest okazja, a nie mam zamiaru czekać na następną.
Przejmuję inicjatywę, gdy zręcznym ruchem zsuwam z ramion obcisłą sukienkę, ona już spełniła swoją funkcję. Pozostaję w samej bieliźnie. Nie planowałam tego, na szczęście od zawsze miałam upodobanie do koronek.
- Elizabeth, czekaj. Drzwi zamknięte, ale trzeba jeszcze zasłonić okno. - wysapuje pomiędzy pocałunkami mój chłopak.
On zawsze myśli za nas dwoje. Podnoszę się czym prędzej i podchodzę spuścić rolety. Rick podąża moim śladem. Drobny łańcuszek przy zasłonie wypada mi z rąk, gdy czuję na szyi mokre muśnięcia, a na nagim brzuchu niecierpliwe ręce.
Nagle, niczym grom z jasnego nieba, albo raczej piorun kulisty, uderza we mnie spojrzenie podglądacza. Nie widzę, lecz czuję na sobie roziskrzone oczy Nasha. Jedynie ledwo dostrzegalny cień czai się przy oknie w sąsiednim budynku, idealnie naprzeciw mojego.
Oddech więźnie mi w płucach i staję w bezruchu. Czekam aż coś się wydarzy, cokolwiek.
Niczego nieświadomy Rick w dalszym ciągu czule pieści moje ciało, kompletnie nie zwracając uwagi na świat dookoła.
Wtem Nash znika. Już nie czuję jego palącego spojrzenia. Muszę wziąć się w garść.
- Zabierz mnie do łóżka. - proszę Ricka, gdy odzyskuję zdolność mówienia.
- Z przyjemnością.
CZYTASZ
Promise Me No Promises (cz.3.)
RomanceElizabeth Laprasse to kobieta silna, seksowna i pewna siebie. Kusi facetów długimi nogami, blond włosami, zmysłowymi kształtami, a do tego mocnym akcentem. Z pozoru prze do przodu, nie oglądając się za siebie. Ale nie zawsze tak było, kiedyś była zu...