Rozdział 13.

603 24 0
                                    

Elizabeth - obecnie

Był już późny wieczór, a Nasha wciąż nie było w domu. Różne myśli przemykały przez moją głowę, ale wolałam się na tym nie skupiać. Zamiast tego wykorzystałam poniekąd okazję, by nakarmić rosnącą od kilku dni ciekawość. Za każdym razem, gdy za moim mężem, byłym mężem, zamykały się drzwi sypialni, umierałam z ciekawości, by zobaczyć jak ona wygląda.

Weszłam cicho po schodach i zamiast skierować się do "sypialni Ricka", wybrałam pokój po drugiej stronie korytarza. Złotawa klamka ustąpiła bez najmniejszego oporu. Moje serce tłukło się w piersi, lecz gdy tylko przestąpiłam próg, zamarło.

Popielato-białe ściany, białe zasłony, białe drzwi i framugi, białe łoże małżeńskie z białą pościelą, biały dywanik, biały sufit, biała lampa, biała komoda w rogu... To wszystko sama urządzałam. Dawno temu to była moja wymarzona sypialnia. A teraz?

Nie licząc brakujących zdjęć, czy faktu, że przydałoby się tu częściej wietrzyć i zapewne odświeżyć wystrój, wszystko wyglądało dokładnie tak samo. Gdzieniegdzie walały się rzeczy Nasha, jakieś buty rozrzucone przed szafą, czy butelki po bourbonie. Nash pił? Nigdy nie był abstynentem, ale zwykle wolał piwa od mocniejszych trunków, to dziwne.

- Znalazłaś tu coś ciekawego? - wymruczał męski głos tuż przy moim uchu, a ja aż podskoczyłam. Nie spodziewałam się, że tak nagle wróci. Nawet nie słyszałam kroków za plecami. Byłam pochłonięta własnymi myślami.

- Nie, już sobie idę. - chciałam odwrócić się i wyjść, lecz silna ręka zacisnęła się na moim przedramieniu. Miałam wrażliwą skórę, szybko robiły mi się siniaki, a to zabolało. Syknęłam, a Nash szybko poluzował chwyt.
Spojrzałam w jego zachmurzone oczy, minę miał groźną, oddychał z trudem, a w powietrzu dało się wyczuć woń alkoholu.

- Gdzie byłeś, Nash? - nie mogłam się powstrzymać.
Mężczyzna jedynie parsknął złośliwym śmiechem i pokiwał z politowaniem głową.

- A co Ciebie to obchodzi, co? Żoneczką dekady, ba, nawet roku, to Ty raczej nie zostaniesz. - słowa celowo miały zadać mi ból, ale staram się nie przejmować.

- Nash, co się z Tobą stało? - zapytałam szeptem patrząc wprost w te stalowe oczy i dostrzegając błyski nadchodzącej burzy.

- Nie masz prawa wtrącać się w moje życie! Nie masz prawa tu nawet być! - sapał, nieźle już wkurzony i pijany zapewne też.

Nie bałam się, że zrobi mi krzywdę. Mógł mnie skrzywdzić tylko w jeden sposób i zrobił to przed siedmioma laty. Teraz już nie bałam się niczego.
Wbrew zdrowemu rozsądkowi, ujęłam w dłoń jego pokryty twardym zarostem policzek i wtedy coś się zmieniło. Jego wzrok zaczął łagodnieć, ciało zadrżało, lecz oddech spowolnił. Nastała cisza. Rozpalone ciało wydawało się bez sił, zupełnie jakby miał zaraz polecieć z nóg, ale jakimś cudem wciąż stał przede mną. W żaden sposób mnie nie dotykał, to ja dotykałam jego twarzy. Poczułam dreszcze.

- Jeśli przychodząc tutaj liczyłaś, że wraz z przekroczeniem progu sypialni, znów staniesz się żoną z prawami do męża, to byłaś w błędzie. Jeśli cipka cię swędzi to musisz poczekać, bo ja już na dziś mam dość. Spóźniłaś się. A teraz sorry, ale idę wziąć prysznic. Nie lubię się brudny kłaść po seksie do łóżka. Dobranoc Elizabeth. - zatrzasnął drzwi.

Zaniemówiłam. Bez słowa wróciłam do swojego pokoju i dopiero tam padłam na łóżko i wgapiałam się w sufit, jakby właśnie na nim były wypisane wskazówki by zrozumieć, co się przed chwilą wydarzyło.
Byłam zaskoczona.
Byłam smutna.
Zazdrosna? Możliwe.

Oprócz alkoholu nie wyczułam od Nasha zapachu innej kobiety, ale przecież nie wąchałam go. Czy jeśli faktycznie był u jakiejś kochanki to mogę uznać to za zdradę? Przecież nie jesteśmy już małżeństwem. Zresztą ja też sypiałam z innymi mężczyznami. Ale czy on mogłby pieprzyć się z inną, wiedząc, że ja jestem w domu? Przecież to nadal Nash. A może już nie?

Nash

Niech to szlag jasny trafi!
Uderzyłem pięścią w mokre płytki pod prysznicem. Gorąca woda lała się na moje zesztywniałe ciało, ale nadal czułem dreszcze. Przymknąłem powieki i momentalnie ukazał mi się obraz Elizabeth. Gdy tylko ujrzałem ją w naszej sypialni naszła mnie ochota, by zatrzasnąć drzwi i nigdy więcej jej stamtąd nie wypuścić. Zaszylibyśmy się w pościeli na wieki, a ja mógłbym wreszcie poczuć to ciało, za którym tak cholernie tęsknię.

Wyszedłem do baru z nadzieją, że zawsze pomocna Ashley wybije mi z głowy niezdrowe myśli. Od lat szybkie numerki w jednym z pokoi nad tawerną stały się dla nas rytuałem. Chociaż nie było w tym nic mistycznego czy chociażby odrobinę związanego z uczuciami. Ashley McKinley po szkole wyszła za mąż za Bena Rosslinga, lecz dość szybko stało się jasne, że chłopak ma wyższe aspiracje i przeprowadził się do Lexington, gdzie pracował jako makler giełdowy. Ashley przejęła po rodzicach bar i niewielki motel i tak już zostało. Spotykaliśmy się co kilka tygodni przez ostatnie cztery lat. Żadnych zobowiązań, żadnych oczekiwań, żadnej miłości. Tylko seks. Oboje mieliśmy swoje potrzeby i liczyliśmy jedynie na porządne rżnięcię by zaspokoić głód. Nie afisziwaliśmy się z tym, ale jakoś specjalnie też nie kryliśmy. Ludzie gadali i gadają, ale to normalne w takich małych mieścinach.
Po wyjeździe Elizabeth też snuli różne teorie, a to było dużo gorsze niż plotki o moim romansie z kelnerką.

Tego wieczoru byłem w wyjątkowo kiepskim humorze, bo sama obecność żony wyprowadzała mnie z równowagi. Nie potrafiłem zapanować nad zdradzieckim ciałem. Wykorzystałem Ashley, ale zawsze tak robiłem. Oboje się wykorzystywaliśmy, lecz każde z nas w nieco inny sposób i ze swoich własnych powodów. Moim zawsze była Elizabeth, choć wolałem o tym głośno nie mówić.

Zachowałem się jak skurwysyn rzucając jej w twarz wieścią o swojej zdradzie, ale zrobiłem to celowo. Chciałem zadać jej cios. Ból w jej ślicznych błękitnych oczach wcale jednak nie sprawił mi satysfakcji, lecz dzięki temu poczułem się jak gówno.
Nic na to nie mogłem poradzić.

Szorowalem skórę do czerwoności, a i tak czułem dotyk i zapach nie tej kobiety, której chciałem. Czy to moja kara za głupotę? Kurwa mać!
Nie pomagają nawet procenty buzujące w mojej krwi, nadal jestem boleśnie świadomy obecności żony w pokoju nieopodal i fakt, że doszedłem zaledwie godzinę temu ma się nijak do mojego zbolałego fiuta.
Ona musi zniknąć z mojego domu i to jak najszybciej, bo inaczej nie ręczę za siebie. W końcu jestem tylko facetem...


Promise Me No Promises (cz.3.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz