Draco i Luna⚡

3.6K 48 15
                                    

Rutyna milionera wcale nie była taka zła. Nawet chodzenie do pracy ze świadomością, że za jeden dzień zarobisz setki tysięcy galeonów bardzo poprawiała czarodziejowi humor. A Draco zawsze miał smykałkę do interesów. Ryzykował zakładając firmę już ze splamionym nazwiskiem, ale żadna z jego obaw się nie sprawdziła. Firma ruszyła, zatrudniał pracowników, najpierw kilku, potem kilkudziestu, a teraz już kilkuset. Każdy wydany galeon zwracał się z ogromnym zyskiem. Wydasz jednego, dostaniesz 15, w lepsze dni nawet może i ze 100. Żyła złota.


Szedł ogromnymi, białymi niczym śnieg schodami tylko po to, by zaraz wsiąść do windy. Czy to miało sens? Nie bardzo. Ale chodzenie po nich dawało mu obraz tego, jak wielki się stał. Patrząc na główny hol swojej firmy widział pieniądze. Patrząc na swój gabinet - widział pieniądze. Nawet patrząc na swą piękną, seksowną narzeczoną widział pieniądze. Swoje pieniądze. Wszystko było jego.

Wszedł do windy i wcisnął odpowiedni guziczek. Srebrne drzwiczki zamknęły się i całość zaczęła lecieć do góry. Kilka godzin pracy, potem lunch i mały numerek z jakąś prostytutką na parkingu pod firmą i wszyscy gotowi do pracy. Lubił tę rutynę. Nawet bardzo.


-Dzień dobry, panie Malfoy. - młoda, na oko dwudziestoośmioletnia czarownica skinęła przed nim głową.


-Dzień dobry, Evy. - odparł zatrzymując się w jej gabinecie. - Jest coś do mnie?


Evy była złotą kobietą. W pełni zasługiwała na swoją, niemałą zresztą, pensję sekretarki. Ba, jaka sekretarka tyle zarabia? Ale była zawsze i wszędzie kiedy jej potrzebował. Jak ktoś chciał wejść do jego gabinetu nieumówiony to stała przed nim niczym gruby mur miotający zaklęciami. Zawsze pilnowała spotkań, terminów i jeszcze nigdy nie zdarzyła jej się żadna pomyłka. Złota kobieta.


-Tak. - kiwnęła głową. - Pan Zabini przyjdzie za 20 minut w sprawie jakiegoś nowego kontraktu. Powiedział, że na wieczór mam panu zarezerwować czas na spotkanie właśnie jeśli chodzi o jego podpisanie, bo na pewno pan się zgodzi. I jeszcze ma pan kilka rozmów o podwyższenie, albo obniżenie cen akcji, ale to jak pan będzie miał czas to proszę dać mi znać.


Przytaknął lekko.


-Jesteś nieoceniona. - posłał jej lekki, minimalny uśmiech i udał się do drzwi swojego gabinetu. Jego świat. Jego miejsce. Jego dobytek.


Gabinet tonął w bieli, ściany, dywan, nawet meble były nieskazitelnie białe, a niekiedy szklane (jak ogromne biurko). Uwielbiał to miejsce. Te ogromne na całą ścianę okna. Czasami stawał przed nimi i patrzył z góry na biegających po ulicy ludzi. Żałosne, zawsze wtedy myślał. Biegniecie, by nie dobiec do niczego.

Miniaturki | Harry Potter part IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz