[Na początek krótka informacja. Jako że rozdziały są króciutkie i naprawdę fajnie mi się to (przynajmniej na razie) pisze to postanowiłam zrobić maratonik do niedzieli. Tak więc codziennie będzie rozdzialik. Miłego czytania ^^]
Kiedy nie stać cię, by kupić leki, musisz robić wszystko by nie zachorować. Najskuteczniejszym sposobem byłoby zapewnienie sobie ciepłego ubrania, opału no i oczywiście treściwego jadła, gdyż osłabiony organizm jest podatniejszy. Jednak na to tym bardziej mnie nie stać. W takiej sytuacji trzeba szukać alternatyw. A nie jest to aż tak trudne, gdy posiada się pewną wiedzę.
Wiele ziół pomaga wzmocnić i uodpornić organizm. Wiele z nich pomaga, gdy jest już za późno i choroba na dobre cię uziemi. Nawet zimą można je odnaleźć, mimo że jest to trudne. Jednak zdecydowanie nie, niemożliwe.
Swego czasu w wiosce mieszkała pewna staruszka. Wielu nazywało ją wiedźmą. Nie była nią. Była po prostu doświadczoną i mądrą kobietą, która o tutejszych ziołach wiedziała wszystko. Pomagałem jej przez półtora roku. Jej plecy odmawiały posłuszeństwa, więc zaproponowałem, że w zamian za wiedzę będę robił to, czego ona już nie mogła. Nauczyła mnie wiele. Tyle ile mogła przez ten krótki czas. Wiedziała, że umiera i przyjęła to ze spokojem, którego do tej pory nie jestem w stanie zrozumieć.
W każdym razie dzięki jej naukom moje życie jest znacznie prostsze. Czasem nawet sprzedaję konkretne mieszanki ziół za drobną sumę. Nie mogę liczyć na wiele. Ludzie za mną nie przepadają, więc nie mogę cenić się za wysoko. Jednak lepsze kilka miedziaków niż nic.
Dokładnie zawiązałem buty i opatuliłem się szarym płaszczem. Długie włosy związałem w warkocz, by nie przeszkadzały. Chwyciłem pusty wiklinowy koszyk i wyszedłem z chaty. Śnieg nie padał, ale mróz odebrał mi dech w piersiach. Minęła chwila, nim przyzwyczaiłem się do temperatury. Gdy pierwszy szok minął, ruszyłem w stronę lasu.
Szedłem przez kilkanaście minut, po drodze rozglądając się za miejscami, w których mogły rosnąć przydatne rośliny. Czasem musiałem wykopywać je spod śniegu. Nazbierałem też trochę jagód. Nie napełnią żołądka, ale są smaczne. Ta odmiana rośnie tylko na północy. Jest niezwykle słodka i potrafi przetrwać największy mróz.
Kochałem las, mimo że napawał mnie pewnym lękiem. Był taki... pierwotny. Myśl, że wokół mnie nie ma ludzi, była niepokojąca, jednak jednocześnie sprawiała, że moje serce biło szybciej, a pewne obawy znikały. Ludzi tu nie ma... mogę być sobą. Nikt mnie nie ocenia. Nikt mi nie zagraża. Z wyjątkiem wilków. Ale one zazwyczaj nie atakują ludzi. Zazwyczaj...
Cisza była wręcz nierealna. Jedyne co słyszałem to skrzypienie śniegu przy każdym kroku i mój własny oddech. Dlatego zamarłem w przerażeniu, gdy usłyszałem wycie. Było tak blisko, że część mnie krzyczała „uciekaj". Ta roztropniejsza dostrzegła coś jeszcze w tym niepokojącym dźwięku. Był inny niż zazwyczaj. Był w nim... ból.
Powinienem szybko wrócić do wioski. Tak powinienem zrobić. Jednak dźwięk powtórzył się, a ja poczułem ucisk w sercu. Teraz to było jeszcze wyraźniejsze. To był płacz. Płacz spowodowany jakimś niewyobrażalnym cierpieniem.
Moje nogi same ruszyły w kierunku owego dźwięku. Zszedłem z mojej zwyczajowej ścieżki i zapuściłem się nieco głębiej. Po kilku minutach dostrzegłem źródło przepełnionego bólem wycia. Podszedłem bliżej. Powoli. Ostrożnie. Teraz znajdowałem się zaledwie dziesięć metrów od zwierzęcia.
Był piękny. Młody wilk o jasnoszarym futrze. Jego przednia łapa została złapana w potrzask. Próbował się uwolnić, ale jedynie przysparzał sobie więcej bólu. Metalowe zęby pułapki z każdym jego ruchem wbijały się głębiej, rozrywały skórę i raniły mięśnie. Jeśli miał szczęście, nie złamała kości.
Nagle podniósł łeb i spojrzał wprost na mnie. Jego brązowe oczy wydawały się badać mnie pod każdym aspektem. Zwierze obnażyło zęby, a z jego gardła wydarło się ciche warknięcie. On tu zdechnie. Lub zostanie zabity przez myśliwego, który zostawił sidła. Biedne zwierze... To jego las. Jego dom. Człowiek nie powinien... nie powinien próbować go przejąć.
Jednak co ja mogę zrobić? Jest już za późno. Wilk wpadł w pułapkę. Kilkakrotnie znajdowałem w lesie wnyki. Za każdym razem zamykałem je, by żadne zwierze w nie nie wpadło. Jednak nie jestem w stanie uratować każdego. Tym razem nic już nie mogę zrobić. Nic...
Gdy wilk dostrzegł, że nie wykonuję żadnego ruchu uspokoił się. Wpatrywał się we mnie a ja... ja widziałem ból w jego oczach... tak jakby wiedział... wiedział, że czeka go śmierć.
Nie wiem, dlaczego zrobiłem krok w jego stronę. A później kolejny... i kolejny. Gdy znalazłem się jakieś dwa metry od niego, ponownie wyszczerzył ostre zęby. Odłożyłem kosz i powoli wyciągnąłem jedną dłoń w jego stronę.
- Ciii... spokojnie...
Ku memu zaskoczeniu... uspokoił się. Czułem, jak serce łopocze mi w piersi. Każda komórka mojego ciała krzyczała „uciekaj", „nie rób tego". A ja mimo to powoli wykonałem kolejne kroki, aż ukląkłem na śniegu tuż przed cierpiącym dzieckiem lasu.
Pierwszy raz w życiu byłem tak blisko wilka. Nie atakował. Wpatrywał się we mnie i wydawał się... ufać mi. To na pewno tylko moje głupie wyobrażenia... a jednak nie drgnął, gdy ułożyłem dłoń na sidłach.
Metal był mokry od krwi. Chwyciłem za obie strony i odetchnąłem głęboko. Po chwili wahania pociągnąłem, z całych moich sił próbując rozłożyć sidła, lub przynajmniej rozchylić je na tyle by zwierze mogło zabrać łapę. Bałem się, że mi się nie uda. Że przysporzę stworzeniu jedynie więcej bólu. Jednak wilk, gdy tylko dostrzegł szansę, wyjął łapę, a ja puściłem i szybko zabrałem dłonie. Pułapka zamknęła się z trzaskiem.
Oddychałem szybko z powodu wysiłku i strachu. Niepewnie spojrzałem na wilka. Ten wpatrywał się we mnie, ale nie wyglądał, jakby miał zaatakować. Po chwili po prostu odszedł, kulejąc i pozostawiając na śniegu niewielkie plamy krwi.
Dopiero gdy zniknął za drzewami, odetchnąłem z ulgą. Wstałem i otrzepałem kolana, po czym podniosłem zostawiony przeze mnie koszyk. Nagle zamarłem. Miałem wrażenie, że... że ktoś mnie obserwuje. Powoli rozejrzałem się wokół, ale nie dostrzegłem nikogo. Ani człowieka, ani zwierzęcia. Po chwili uczucie zniknęło. Odczekałem jednak jeszcze chwilę, nim ruszyłem w drogę powrotną.
CZYTASZ
Samotny wilk
WerewolfKiedyś wilkołaki były realnym zagrożeniem. To one władały lasami. Niekiedy kryły się wśród ludzi. Tak było sto lat temu, gdy człowiek nie wiedział jak się bronić. Był zbyt słaby i przerażony. Dzisiaj... dzisiaj usłyszeć o nich można głównie w histor...