Rozdział LXVIII

4.6K 425 9
                                    

Dni mijały, a ja powoli wracałem do zdrowia. A przynajmniej pod względem fizycznym. Nadal nie miałem apetytu, ale Nasir regularnie wmuszał we mnie posiłki. Poza tym wyciągał mnie z łóżka na krótkie spacery. Potrzebowałem ich. Nie chodziło tylko o wyjście na zewnątrz i odetchnięcie świeżym powietrzem. Moje mięśnie osłabły po tak długiej bezczynności a więc nawet odrobina ruchu była jak najbardziej wskazana.

Powoli nabierałem wagi. Osobiście nie widziałem zbyt dużej różnicy, ale wilkołak zapewniał, że robię postępy. Być może miał rację. Nadal byłem bardzo szczupły, ale obrączka nie zsuwała się już tak bardzo, jak podczas moich najgorszych dni.

Gorzej było z moim samopoczuciem. To pozostawało bowiem takie samo. Wciąż dręczyły mnie te same podłe myśli. Nie było dnia, bym nie przeszedł choć jednego ataku histerii. Nie wspomnę już o tym, ile łez przelałem pomiędzy nimi. Nasir za każdym razem był przy mnie. Obejmował mnie, głaskał po głowie, trzymał za rękę, mówił do mnie. Był moją ostoją. Tylko on był w stanie mnie uspokoić.

Miałem także koszmary. Śniło mi się... że mężczyzna w myśliwskim stroju pojawia się w naszym domu. Czasem po prostu jedliśmy razem kolację, śmialiśmy się i miło spędzaliśmy czas, gdy nagle rozlegał się huk otwieranych z dużą siłą drzwi. Nim zdążyłem zareagować, mężczyzna pociągał za spust... a Nasir padał na ziemie. Ja po prostu stałem i patrzyłem na powiększającą się kałużę krwi.

Innym razem zajmowałem się ogrodem, gdy nagle słyszałem huk wystrzału. Czasem dochodził z lasu, czasem zza domu. Zawsze jednak biegłem w jego stronę i znajdowałem nieruchome ciało mojego alfy.

Dzisiejszy sen był jednak najgorszy. Był niezwykle krótki. To były sekundy. Spałem. Lub byłem w stanie pomiędzy jawą a snem. Czułem bowiem ciepło ciała Nasira. Jego ramię obejmujące mnie w pasie. Słyszałem jego oddech tuż przy moim uchu. Czułem jego zapach. Jednak gdy nagle mych uszu dochodził znajomy metaliczny odgłos, otwierałem oczy. W ciemności widziałem stojącego przy łóżku mężczyznę ze strzelbą wycelowaną w moją głowę. Chciałem krzyknąć, ale nie mogłem. Mężczyzna spoglądał na mnie, po czym powoli przesuwał wylot broni lekko w prawo. Nie byłem w stanie oderwać wzroku od jego zimnych oczu. Rozległ się huk. Błysk. A ja dalej wpatrywałem się w mężczyznę. Wszystko było mokre od krwi. Czułem ją. Zapach świerku zastąpiła metaliczna woń. Ręka Nasira była bezwładna. Nie mogłem zmusić się do odwrócenia wzroku. Wiedziałem, że... nie zniósłbym tego, co bym zobaczył. To było jednak bez znaczenia. Broń ponownie została skierowana w moją stronę. A jednak byłem w stanie myśleć tylko o tym, że Nasir leżał martwy tuż obok mnie.

Obudziłem się, nim rozległ się kolejny wystrzał. A jednak huk poprzedniego wciąż brzmiał echem w moich uszach. Krzyczałem. Obudziłem się z krzykiem czystej rozpaczy na ustach. Nasir uspokajał mnie długo. Potrzebowałem czasu, by zrozumieć, że to tylko sen. Że żyje. Że ten człowiek nie wystrzelił prosto w jego głowę. Następnie przez wiele godzin nie byłem w stanie go puścić. Musiałem się upewnić. Musiałem czuć jego ciepło. Słyszeć bicie jego serca. Czuć jego zapach... zapach sosny, a nie metaliczny zapach krwi. Musiałem upewnić się, że żyje. Tylko on mi został. Mój alfa. Moja bratnia dusza. Mój ukochany.

Trzymał mnie w ramionach, póki nie zasnąłem. A gdy się obudziłem był tuż obok mnie. Bałem się. Tak bardzo się bałem. Nasir starał się poprawić mi humor. Robił wszystko, bym zapomniał. Próbowałem udawać, że jest lepiej. Byle tylko przestał się martwić i smucić. Ale on wiedział, gdy kłamałem. Nie dał się zwieść. Wiedział, że wcale nie czuję się lepiej.

Od tygodnia jem regularnie. Od tygodnia wstaję z łóżka, spaceruję... czasem nawet pomagam Nasirowi w domowych obowiązkach. A jednak mam wrażenie, że niedługo popadnę w obłęd.

***

Nasir przyjrzał się mojej ranie, po czym na powrót owinął ją materiałem. Posłał mi delikatny uśmiech.

- Wygląda na to, że dobrze się goi.

- Tak. Całkiem dobrze.

- Sam nie byłbym pewny, ale skoro Dyara tak mówi, to znaczy, że nie ma o co się martwić.

Zawiązał supeł, kończąc zakładanie świeżego opatrunku. Nim obsunął moją koszulę w dół, zakrywając mój brzuch, ułożyłem na nim swoje dłonie. Nasir zawahał się i ostatecznie położył dłoń na mojej.

- Spróbujemy jeszcze raz.

- ... Co rozumiesz przez 'spróbujemy jeszcze raz'?

Mój ton musiał być ostrzejszy niż planowałem, gdyż alfa miał skruszoną minę.

- Ja... Przepraszam. Nie to miałem na myśli.

- ... Przez krótką chwilę... Nosiłem nasze dziecko. Tutaj.

Zabrałem swoje dłonie i chwyciłem dłoń Nasira przyciskając ja do mojego brzucha.

- Jak... jak możesz tak po prostu... Zapomnieć o nim? Jak możesz spać spokojnie ze świadomością, że je straciliśmy? Jeszcze kilka miesięcy i mógłbyś poczuć, jak się porusza. Niecały rok i mógłbyś trzymać je w rękach. Ja nie potrafię... Nie potrafię nie myśleć o tym, co by było, gdyby... Gdybyśmy go nie stracili.

- ... Rozumiem cię. Dyara ja... także cierpię. Także o tym myślę. Gdy zrozumiałem, co się stało... Gdy uświadomiłem sobie, że je straciliśmy, czułem się, jakby ktoś wyrywał mi serce z piersi. Ale... umierałeś w moich ramionach. Zepchnąłem te uczucia na bok. Myślałem tylko o tobie. Tylko o tym, jak cię uratować. A przez te długie godziny, gdy spałeś... Gdy panował spokój i nie musiałem myśleć tylko o tym, co powinienem robić, by podtrzymać cię przy życiu... Myślałem o tym co się stało. Na początku byłem wściekły. Chciałem kogoś... kogo mógłbym obwinić, a później rozerwać na strzępy. Żałowałem, że zabiłem tych ludzi, ponieważ chciałem zabić ich ponownie. Tym razem powoli. Chciałem... patrzeć jak cierpią. A gdy w końcu furia opadła... został ból. To było też moje dziecko. Kochałem je tak jak ty. Nigdy nie pojmę w pełni twojego cierpienia, bo nie jestem omegą. To ty nosiłeś je pod sercem. Jednak ja także noszę żałobę. Po prostu... moim obowiązkiem jest być ci podporą. Jestem tu dla ciebie.

- ... Więc jesteś silny, abym ja mógł być słaby.

- ... Nie. Jesteś silny Dyara. Silniejszy ode mnie. Wiem to. Musisz tylko... przetrwać te chwile słabości. Ja także je mam. One nie czynią z nas słabych.

- ... Ludzie, którzy odpowiadają za śmierć naszego dziecka, nie żyją.

- Tak.

- ... Byłoby mi łatwiej... Gdybym zobaczył, jak umierają.

- Dyara...

- Zabiłeś ich. Pomściłeś nasze dziecko. Ja nie.

- Jestem tutaj dla ciebie. Byś nie musiał plamić swoich dłoni krwią.

- ... Będę silniejszy. To już się nie powtórzy. Nie będę ofiarą.

- Jako twój alfa nie pozwolę, by ktokolwiek ponownie ci zagroził.

- Wiem. Jednak... nie chcę po prostu stać i kryć się za twoimi plecami. Jesteś moim alfą. Jesteś mój. Dlatego, jeśli ktokolwiek zagrozi tobie... Chcę móc ci pomóc.

Nasir przyglądał mi się, a w jego oczach widziałem delikatne zaskoczenie. Po chwili uśmiechnął się delikatnie, po czym nachylił się i złożył delikatny pocałunek na moich ustach.

- Masz rację. Powinniśmy chronić się nawzajem.

Samotny wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz