Rozdział VIII

6.8K 619 105
                                    

Zaczynałem tracić oddech. Uważałem, by się nie potknąć jednak było to prawie niemożliwe. Gałęzie drzew i krzewów zaczepiały się o mój płaszcz spowalniając mnie. Bałem się odwrócić, ale słyszałem ich głosy. Byli blisko. Nie wiedziałem nawet, gdzie biegnę ani jak głęboko w lesie się znalazłem. Czułem ból w klatce piersiowej, moje płuca płonęły, ale strach przed śmiercią pozwalał mi jakoś to wytrzymać. Miałem nadzieję, że ich zgubię, że może pierwsi się zmęczą. Wciąż miałem nadzieję, że jakoś uda mi się uciec. I wtedy rozległ się strzał.

Ułamek sekundy później poczułem rozrywający ból w prawym udzie. Padłem na ziemię a z mojego gardła wyrwał się krzyk. Zmusiłem moje ciało do ruchu. Nie mogłem powstrzymać łez, ale udało mi się jakoś wytrzymać ból. Podniosłem się i prawie natychmiast ponownie upadłem.

Spróbowałem jeszcze raz. Podparłem się o pobliskie drzewo i zmusiłem się do zrobienia kroku w kierunku kolejnego. Jeden krok... drugi krok... kolejny nieco szybszy.

Prawie upadłem, ale udało mi się chwycić mojego celu. Wyznaczyłem sobie kolejny. Kolejne drzewo... i kolejne.

Jedyne, na czym mogłem się skupić to ból i mój cel. Może to dlatego nie usłyszałem Grimma, dopóki nie znalazł się tuż za mną.

Złapał mnie za włosy i cisnął o ziemię. Spojrzałem na mojego oprawcę. Jego towarzysze właśnie do niego dołączali.

- Nie jestem wilkiem! - Mówiłem niemal przez zaciśnięte zęby. Bolało... i... bałem się... - Gdybym nim był, już bym się zmienił!

- Cóż... teraz to już i tak bez znaczenia.

Uśmiechnął się w wyrachowany sposób i przycisnął mnie do ziemi.

- Mogliśmy załatwić to po dobroci.

- Puść mnie!

- Mogłeś po prostu grzecznie rozłożyć nogi, jak jeszcze chciałem ci za to zapłacić. Teraz wszyscy się zabawimy. Prawda chłopcy?

Zgodne pomruki ze strony jego towarzyszy uświadomiły mi, co planują. W mojej głowie była pustka. Nie wiedziałem co robić. Nie miałem szans...

- I tym razem twój wilczy znajomy ci nie pomoże... A nawet jeśli spróbuje, skończy z kulką.

- N-nie... p-proszę...

- Jafer chodź tu. Przytrzymaj go, bo wierzga.

Próbowałem się wyrwać, ale nie miałem szans. Jeden z mężczyzn podszedł i unieruchomił mi ręce nad głową. Grimm zaczął rozpinać mi spodnie.

- Przestań, błagam!

- Stul pysk.

- D-dlaczego to robisz?! Co ja ci zrobiłem?!

- Powiedziałem, stul pysk!

Uderzył mnie w twarz. Poczułem w ustach smak krwi i na chwilę wszystko stało się dla mnie rozmazane. Następne było uczucie zimna, gdy mężczyzna zsunął moje spodnie do kolan. Przewrócił mnie na brzuch i złapał za włosy.

- Czyżbyś miał kudły jak twoja matka? Jak ta złotowłosa kurwa?

- Puść...

- Szkoda, że tak szybko zdechła. Tutejsze dziewki nie rozkładają nóg tak chętnie.

- P-przestań...

- Była dobra... ale ty będziesz lepszy. Pieprzył cię już ktoś?

- Proszę...

- Po tym, jak piszczysz, zgaduję, że nie. No kto by pomyślał. Przecież do niczego innego się nie nadajesz. Ale to i lepiej.

- Nie rób tego... Błagam...

- Dawałem ci szansę. Mogłeś zrobić to po dobroci. Byłbym delikatny... Teraz już za późno.

Usłyszałem, jak rozpina pasek. Zgwałci mnie... oni wszyscy to zrobią... a później zabiją. Nie... Boję się. Nie chcę umierać. Boję się. Nie chcę, żeby mnie dotykał. Dlaczego? Za co? Wszystko tylko nie to. Niech mnie zabiją, ale nie zmuszają do tego.

Grimm złapał mnie za biodra i uniósł je. Poczułem rwący ból w udzie i krzyknąłem. Mocniej złapał mnie w pasie i zaśmiał się cicho.

- Będę pieprzył cię jak sukę.

Poczułem, jak napiera na moje 'wejście' a z gardła wyrwał mi się głośny szloch. Ponownie spróbowałem się wyrwać, ale obaj mężczyźni trzymali mnie za mocno. Grimm zaczął napierać na mnie coraz mocniej, aż poczułem ból.

- No, no... chyba rzeczywiście nikogo nie miałeś. Jesteś ciaśniejszy niż twoja matka...

- Przestań!

Moja matka był dziwką. Sprzedawała się. Sprzedawała się temu człowiekowi... Ale robiła to, by przeżyć... bym ja mógł przeżyć.

Krzyknąłem, gdy Grimm zaczął we mnie wchodzić. Nie miałem już siły... Boli... wszystko tak bardzo boli. Ból, zimno i upokorzenie... Po co walczyć skoro nie mam szans... To nie będzie trwać długo... prawda? Kiedy skończą... przestanie boleć. Nie będę już odczuwał wstydu ani przejmującego zimna. Może to dobrze.

- Co do... Grimm?!

Rozległ się strzał a po nim krzyki i... warczenie. Mężczyzna o imieniu Jafer puścił moje ręce, a Grimm przestał się ruszać. Rozległy się kolejne strzały, po których Grimm puścił mnie i pchnął na ziemię.

Nie wiedziałem, co się dzieje. Podparłem się na dłoniach i nagle coś uderzyło w ziemię obok mnie. Z czystym przerażeniem spojrzałem w prawo.

Grimm leżał na ziemi przyciśnięty przez wilka. Wielkiego wilka... największego, jakiego w życiu widziałem. Jego sierść była czarna jak noc.

Mężczyzna krzyczał i próbował się wyrwać, a wilk zawarczał nisko i nagle rzucił się na jego szyję. Jego pysk był tak wielki, że niemal oderwał mężczyźnie głowę. Krew rozprysła we wszystkie strony, ochlapując moją twarz, włosy i ciało. Pisnąłem cicho, a bestia zwróciła swój ogromny łeb w moją stronę.

Miał złote oczy z rdzawą obwódką. Jeszcze nigdy nie widziałem takiego koloru. Wpatrywały się we mnie, a ja byłem pewny, że tak wygląda śmierć.

Rozległ się kolejny strzał, a wilk zwrócił się w jego stronę. Zawarczał i rzucił się w tamtym kierunku. W mojej głowie pojawiło się jedno słowo. Uciekaj.

Wciągnąłem na siebie spodnie i zmusiłem do wstania. Kątem oka zauważyłem, co właściwie się działo. Jeden z mężczyzn leżał martwy. Pozostała dwójka broniła się przed trzema wilkami o normalnych rozmiarach. Jeden z nich był chyba lekko ranny. Trzymały się w bezpiecznej odległości, lecz gdy czarny wilk rzucił się na trzymającego broń, reszta także zaatakowała.

Zacisnąłem zęby i zacząłem iść przed siebie tak szybko, jak pozwalała mi ranna noga. Uginała się pod moim ciężarem, ale jakoś udawało mi się wykonywać kolejne szybkie kroki. Moja nogawka była już przemoknięta od krwi. Nie wiedziałem nawet jak poważna to rana i czy kula była nadal w środku.

Przewróciłem się i podniosłem. Na kilka sekund oparłem się o drzewo i znów ruszyłem przed siebie. Muszę uciekać... wilki... rozerwą mnie... nie chcę tak umrzeć...

Nagle zakręciło mi się w głowie. Krew... za dużo krwi... Upadłem na ziemię. Moje ciało stało się takie ciężkie... moje ręce... nogi... Nie mogłem nimi ruszyć. Próbowałem... w końcu udało mi się delikatnie przesunąć rękę w przód. Podciągnąłem się lekko. Poczułem ból, gdy przeciągnąłem rannym udem po ziemi. Zignorowałem go i spróbowałem jeszcze raz, ale nagle reszta sił mnie opuściła. Nie miałem już siły nawet na to, by się czołgać. Zamknąłem oczy, bo powieki były za ciężkie. To koniec.

Usłyszałem coś blisko mnie. Najpierw był ciepły powiew powietrza na mojej twarzy. Później coś zimnego i mokrego dotknęło mojego policzka. To ostatnie co poczułem.

Samotny wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz