Rozdział LXVII

4.7K 415 3
                                    


Obudziłem się otoczony przez przyjemny zapach sosny. Było mi ciepło. Moje ciało bolało i czułem się słabo, ale w jakiś sposób lepiej niż przez ostatnie kilka dni. Nasir obejmował mnie. Robił to jednak bardzo delikatnie. Jego duże silne ramie lekko obejmowało mnie w talii. Zupełnie jakby obawiał się, że zrobi mi niechcący krzywdę. Chociaż kto wie. Bardzo możliwe, że byłby w stanie złamać kogoś na pół, gdyby tylko użył całej swojej siły. Ja natomiast nie byłem teraz w najlepszej formie. W każdym razie jego obecność dobrze na mnie wpływała. Czułem się nieco... spokojniejszy.

Poruszyłem się delikatnie i to wystarczyło, by go zbudzić. Objął mnie nieco mocniej, jednak wciąż zdecydowanie uważał, by nie przesadzić.

- Dyara...

Jego głos był ochrypły i słychać było, że nie przebudził się jeszcze do końca. Jego dłoń wędrowała po moim płaskim brzuchu, wystających żebrach i biodrach. Poczułem jego oddech na skórze, gdy westchnął lekko.

- Kochany... niedługo nie będziesz mógł nawet wstać z łóżka. Przygotuję ci śniadanie dobrze? Zjemy razem. Wiem, że nie gotuję zbyt dobrze, ale musisz coś zjeść. Proszę cię Dyara... zjedz coś.

- ... Nie mam ochoty. Nie czuję się głodny.

Nawet mówienie było trudne. Czułem się tak słabo... ale mówiłem prawdę. Nie miałem apetytu. Wiedziałem, że głodzę się niemal na śmierć. Od pięciu dni nie miałem w ustach niczego oprócz wody. Co prawda Nasir musiał coś do niej dodawać, bo smakowała dziwnie. Zapewne coś, co według niego miało, choć odrobinę wartości odżywczych. Sok z owoców. Może tłuszcz. Nie zastanawiałem się nad tym zbytnio, ale naprawdę robi wszystko by utrzymać mnie przy życiu, podczas gdy ja... Co ja właściwie robię? Nasir ma rację. Jednak... to trudne. To wszystko... za dużo tego.

- Dyara proszę. Spróbuj, chociaż. Proszę...

- ... Dobrze.

Tym razem brunet westchnął z ulgą. Ostrożnie wstał z łóżka i opatulił mnie dokładnie kołdrą, po czym zniknął w głównej izbie. Bez niego było zimno i pusto. Chciałem, by jak najszybciej wrócił. Chciałem, by mnie objął. Chciałem zniknąć w jego ramionach. Kiedy nie było go obok, moje serce bolało. Miałem świadomość, że coś mi odebrano i tylko jego obecność mogła uśmierzyć ten ból. Zarówno fizyczny, jak i psychiczny.

To uczucie było okropne. Wolałem nie czuć nic. Przytłaczało mnie to. Coś wewnątrz mnie wiło się i wyło z rozpaczy. Moje ciało zaczęło się delikatnie trząść. Nawet nie spostrzegłem, kiedy się to zaczęło. Zwinąłem się bardziej pod kołdrą, ale to nie chłód był powodem przechodzących mnie dreszczy. Czułem nieuzasadniony niepokój. Mieszaninę strachu, ale i smutku.

Moich uszu doszło ciche skrzypienie drzwi, gdy Nasir wszedł do środka. Byłem odwrócony plecami, ale mogłem stwierdzić, że na chwilę przystanął w miejscu, po czym szybkim krokiem ruszył w moją stronę.

- Dyara? Dyara kochany co się dzieje?

Słyszałem, jak odstawia coś na szafkę, po czym delikatnie obrócił mnie na plecy. Mocno ściskałem kołdrę i próbowałem zwinąć się tak, by być jak najmniejszym. Nasir spoglądał na mnie ze zmartwieniem wymalowanym w złotych oczach. Nie był jednak wystraszony moim zachowaniem. Ja byłem. Nie rozumiałem co się ze mną dzieje.

Brunet usiadł na łóżku, po czym chwycił mnie wraz z kołdrą, którą się owinąłem i uniósł, sadzając sobie na kolanach. Przytulił mnie i złączył nasze czoła. Po chwili to przypominające atak paniki uczucie zniknęło. Nasir trzymał mnie tak jeszcze przez jakiś czas, mówiąc do mnie spokojnym głosem. Powtarzał, że wszystko będzie dobrze, żebym się uspokoił. A ja wsłuchiwałem się w jego głos. W końcu ostrożnie posadził mnie z powrotem na łóżku. Poprawił tylko poduszkę, by było mi wygodniej siedzieć, po czym wziął w dłonie niewielką miseczkę która stała na szafce.

Samotny wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz