Rozdział LIX

4.3K 440 55
                                        

[Rozdział na życzenie, bo ktoś mi wytknął, że święta a nie ma dodatkowych rozdziałów. No to są... takie... świąteczne 😶]



Wpatrywałem się w mężczyznę a on we mnie. Dorosły. Zapewne około trzydziestoletni. O ciemnych oczach i ogorzałej twarzy. Na głowie nosił kapelusz myśliwski. Właściwie to wyglądał na myśliwego. To by wyjaśniało skąd sztucer w jego rękach. Nie rozumiałem tylko dlaczego jest wymierzona prosto we mnie. Ubrania mężczyzny wyglądały na dość sfatygowane. Natomiast jego spojrzenie... Ono sprawiło, że wszelkie wątpliwości zniknęły.

Upuściłem torbę i powoli uniosłem dłonie, by pokazać, że nie zamierzam stawiać oporu. Przełknąłem ślinę, ponieważ nagle moje usta i gardło były suche. Opanowałem drżenie głosu i upewniłem się, że mówię głośno i wyraźnie, tak by mężczyzna stojący kilkanaście metrów ode mnie usłyszał każde słowo.

- Oddam wszystko, co mam. Nie będę stawiać oporu. Weź pieniądze, tylko nie strzelaj, proszę. Wszystko jest w torbie. W kieszeni mam tylko kilka miedziaków, ale je też oddam. Proszę tylko nie...

Huk. A po nim... ból. Znajomy... a jednak kompletnie obcy.

Nim do mojego umysłu dotarło, co się stało, przez chwilę wpatrywałem się w zimne oczy mężczyzny. Nie było w nich strachu, wahania czy desperacji... nie było w nich ludzkich emocji. Myliłem się. To nie bandyta... to morderca.

Nogi się pode mną ugięły i padłem na ziemię. Zacisnąłem dłonie na brzuchu, gdzie rozrywał mnie ból. Czułem wilgoć. Dużo krwi. Próbowałem oddychać. Desperacko łapałem kolejne oddechy, podczas gdy ból mi to uniemożliwiał. Mocno przycisnąłem dłonie do rany, jakby miało to zatamować krwawienie.

Zwinąłem się na ziemi, układając na prawym boku i... wykrwawiałem się. Miałem kulę w brzuchu. W moich wnętrznościach. Jak wiele z nich rozerwała... Czy zginę przez utratę krwi, czy obrażenia wewnętrzne? Przed oczami stanęły mi obrazki, które widziałem w książkach. Budowa ludzkiego ciała. W co mogła trafić kula i jak szybko mnie to zabije?

Boli... Boli...

Uniosłem jedną ze swoich dłoni. Tak jak się spodziewałem, zobaczyłem czerwień. Wiedziałem, a jednak mnie to uderzyło. Powoli zadarłem głowę, by spojrzeć na mojego oprawcę.

Był tam. Nie był sam. Wzrok mi się rozmywał, ale byłem pewien. Rozmawiał z kimś, ale dźwięki do mnie nie docierały. Tylko jakiś szum i pisk w uszach.

Skup się.

Oddychaj.

Nie panikuj.

Jeden oddech.

Drugi oddech.

Świat zaczął powoli nabierać ostrości. Zaczynałem słyszeć znajome dźwięki. Szum wody. Jakieś głosy. Na początku zupełnie niezrozumiałe. W końcu dziwne dźwięki zaczęły zmieniać się w słowa.

- ... myliłeś...

- Nie pomyliłem się.

- Nie zmienia się. Wykrwawia się od dwóch minut i nawet nie próbował się zmienić.

- Nie zawsze się zmieniają. Pewnie nie może. Jeden dobry strzał i są jedną nogą w grobie. Może się nie zmienia, bo tylko przyśpieszy swoją śmierć.

Ten drugi mężczyzna... był starszy. Widziałem siwe włosy na jego skroniach. Dlaczego nagle wszystko jest takie ostre? Dlaczego widzę krople potu na czole młodszego?

- Widziałeś tego drugiego?

- Nigdzie go nie ma. Widziałem wilcze ślady, ale...

- Tak, też je widziałem. Kierował się w stronę Norwitch. Mamy szczęście wygląda na to, że się rozdzielili. Ale nie trać czujności. Może być gdzieś w pobliżu.

- ... Jesteś pewien, że to wilkołak? Ten ciemnoskóry wyglądał jak jeden z nich, ale ten... Mimo wszystko powinien się chyba zmienić, jeśli jest wilkiem. Nawet nie próbował mnie zaatakować. Od razu się poddał...

- Widziałeś kiedyś młodego człowieka z białymi włosami?

- Nie...

- Poza tym... spójrz. Pasuje do opisu. Koło dwudziestki, wysoki, o kobiecej twarzy. Jasnoniebieskie oczy.

- A czarne włosy?

- Farbował, aby wtopić się w ludzi. To wilk. Nie wiem, dlaczego się nie zmienia, ale zaraz i tak zdechnie.

- A jeśli to człowiek?

- Podróżował z wilkiem. Nawet jeśli to człowiek to dobrze, że zdechnie.

- ... Skoro tak twierdzisz. Tylko to nie ty wpakowałeś kolesiowi kulę we flaki. Jak się mylisz to mam krew człowieka na rękach.

- Tss. Siedzę w tym od dwudziestu lat i niejednego człowieka zabiłem. To nie ma znaczenia. Lepiej zabić pięciu ludzi, co do których nie jesteś pewien niż wypuścić jednego wilka, który później wyrżnie ci rodzinę.

- Tak... pewnie masz rację.

- Mam rację. Jak będziesz miał wątpliwości, to nie pożyjesz zbyt długo w tym... Słyszałeś? To...

Krzyk. Męski krzyk. Przepełniony bólem... i strachem. Słyszałem go. Gdzieś daleko... a jednocześnie jakby tuż przy mnie.

Starszy z mężczyzn zaczął coś mówić, ale znów szum zaczął zagłuszać słowa. Odszedł z bronią w ręku. Zrozumiałem jego ostatnie słowa. "Pilnuj go".

Młodszy z mężczyzn został. Broń trzymał w pogotowiu, wymierzoną prosto we mnie. Ale po co? Nie mogę się ruszyć. Nie czuje nawet swoich kończyn. Tylko ból.

Chyba płaczę. Czuję, jak coś spływa po moich policzkach.

Nie chcę umierać.

Nie teraz.

Nie w ten sposób.

Chcę umrzeć... w ramionach Nasira. Chcę, żeby mnie objął. Chcę, by jego niski, kojący głos był ostatnim, co usłyszę. Chcę patrzeć w jego złote oczy i nie chcę czuć tego potwornego bólu. Chce usnąć na jego rękach.

Nie tutaj. Nie tak. Nie teraz.

Spojrzałem w oczy mordercy. Ku memu zaskoczeniu on spojrzał w moje. Dostrzegłem w nich jakiś błysk. Wątpliwości. Może... wyrzuty sumienia. Czy wyglądam aż tak żałośnie... że mój oprawca czuje żal? A jednak byłem pewien, że... właśnie w jakiś sposób mi współczuł.

W jednej chwili jednak blask zniknął. Mężczyzna próbował szybkim ruchem odwrócić się, gdy usłyszał coś za sobą. Nie zdążył.

W jednej chwili widziałem żal w jego oczach. W następnej ogromne szczęki zaciskające się na jego głowie.

Widziałem tylko... czarny kształt, bo wszystko się rozmyło. Duży czarny kształt. Był bliżej mnie. Jeszcze bliżej. Nagle zniknął.

- Dyara!

To był ten głos. To jego chciałem słyszeć. Odetchnąłem z ulgą i zamknąłem oczy.

- Dyara! Otwórz oczy! Nie...

Krzyczał. Nasir krzyczał na mnie, a przecież nie zrobiłem niczego złego.

Otworzyłem na chwilę oczy i zobaczyłem jego twarz. Łzy w złotych oczach. Nasir nigdy nie płakał. Dlaczego więc płacze?

Poczułem, jak mnie podnosi. A gdy poczułem ciepło jego ciała, uświadomiłem sobie jak potwornie mi zimno.

Mówił do mnie. Nie rozumiałem słów, ale mówił coś.

Jego twarz była pokryta krwią. Czy to jego krew? Czy zrobił sobie krzywdę?

Chciałem dotknąć jego twarzy. Sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, ale... moje ręce się nie poruszały.

Byłem bardzo śpiący.

Powoli głos Nasira stawał się coraz cichszy. Jakby przytłumiony.

Aż ucichł całkowicie i nim się zorientowałem, pochłonęła mnie czerń.

Samotny wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz