Rozdział IV

6.7K 622 88
                                    

Na szczęście następnego dnia nie spotkałem przed drzwiami swojego domu mężczyzn ze strzelbami. Grimm musiał więc sobie odpuścić. A przynajmniej na razie. Floris przyszła i kupiła niemal wszystko, co do sprzedaży przeznaczyłem. To znacznie poprawiało moją sytuację. Jeszcze tego samego dnia kupiłem sobie ciepłe rękawiczki. Dzień był niezwykle spokojny i przyjemny. A przynajmniej tak myślałem, gdy kładłem się do łóżka. Tylko że dzień się jeszcze nie skończył.

Przebudziłem się w środku nocy. Przez okno wpadało jasne światło księżyca w pełni. Było mi gorąco... tak strasznie gorąco... Byłem cały mokry od potu i czułem ból w dolnej części brzucha. Z trudem łapałem powietrze, a dłonie mocno zaciskałem na pościeli. Nie byłem w stanie się ruszyć. Tak bardzo chciało mi się pić, ale nie byłbym w stanie zrobić kroku.

Zrzuciłem z siebie kołdrę i ciepłe futro, skuliłem i próbowałem uspokoić oddech. Nie widziałem, co się dzieje. To nie przypominało żadnej choroby, którą znałem. Rano czułem się doskonale. Dlaczego... dlaczego teraz czuje się, jakbym umierał... nie chcę umierać... nie chcę...

Nie wiem, jak długo zwijałem się z bólu, nim ponownie zasnąłem. Jestem jednak pewny, że w pewnym momencie słyszałem wilcze wycie.

***

Gdy obudziłem się rano, trząsłem się z zimna. Byłem pewien, że moje usta są sine. Szybko przykryłem się kołdrą i dodatkowo opatuliłem futrem. Czułem się... brudny... ale żywy.

Ból brzucha zniknął. Podobnie uczucie gorąca. Nie wiem, co wydarzyło się wczoraj, ale wygląda na to, że wszystko wróciło do normy. Czyżby to była jakaś infekcja? Może mój organizm zdołał ją zwalczyć? Stąd ta gorączka i pot. Tak... to musiało być coś w tym stylu. No bo... co innego?

Po dłuższej chwili wstałem i umyłem się dokładnie, zmywając z siebie zeszłą noc. Założyłem ciepłe ubrania i wyszedłem, by kupić coś na śniadanie. Byłem głodny. Bardzo głodny. Wyjątkowo wręcz głodny.

***

Następnej nocy wszystko się powtórzyło, ale kolejna... kolejna była spokojniejsza. Bolało, jednak było do zniesienia. Także gorączka była zdecydowanie niższa.

Nie rozumiałem, co to może oznaczać. Czy to... czy to jakaś choroba? Na wszelki wypadek piłem różnego rodzaju wywary z ziół. Może to jakiś pasożyt? Może moje ciało tak na niego reaguje?

Mogłem tak sobie spekulować. Moja wiedza i tak była niewystarczająca. To, co wiem o chorobach to tylko to, co mogła mi przekazać staruszka, która swoją wiedzę opierała na tym, co widziała i doświadczyła oraz usłyszała od swojej matki a ona od swojej matki...

Wyszedłem z domu wyjątkowo wcześnie. Słońce ledwo co wschodziło. Przebudziłem się i nie mogłem ponownie zasnąć, dlatego postanowiłem udać się na spacer. Powolnym krokiem ruszyłem do lasu. Trzymałem się ścieżki i nie planowałem zawędrować daleko. Miałem nadzieję, że znajdę trochę jagód i udało się. Przykucnąłem przy krzaku i zacząłem objadać się słodkimi owocami.

Nagle usłyszałem coś za moimi plecami. Pękającą gałąź. Szybko wstałem i odwróciłem się w tym kierunku. To nie był wilk, tak jak się spodziewałem. Było gorzej.

- Co robisz w lesie o tej porze?

- O to samo mógłbym zapytać ciebie Grimm.

- ... Rozstawiam sidła... i chyba nawet udało mi się coś złapać.

Uśmiechnął się, co przyprawiło mnie o dreszcze. Nie jest dobrze... jest bardzo źle. Przez ramię miał przewieszoną strzelbę. Jeszcze gorzej.

- Więc? Co ty tutaj robisz?

- Wybrałem się na spacer.

- Tak wcześnie?

- Zabronisz mi?

- ... Jesteś w lesie... o wschodzie słońca... a w nocy była pełnia.

- Pełnia już się skończyła cepie.

- A więc zdajesz sobie sprawę z tego, że była pełnia.

- ... Przestań doszukiwać się jakiegoś drugiego dna. Mam takie samo prawo na przebywanie tutaj jak ty. Rozstawiaj sobie te twoje śmieszne pułapki, może złapiesz jakąś wiewiórkę. A ja będę sobie spacerował, nawet w środku nocy jak będę miał ochotę i mam w dupie czy ci się to podoba, czy nie.

- Taki język nie pasuje do twojej ślicznej buziuni.

- Pierdol się.

Mężczyzna przypatrywał mi się chwilę, po czym sięgnął do kieszeni. Wyciągnął niewielki mieszek a z niego pojedynczą... srebrną monetę. Mieszek schował, a monetę trzymał pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym.

- Co to ma znaczyć?

- Widzisz... zrozumiałem swój błąd.

Wyraz jego twarzy wywołał u mnie strach. Patrzył na mnie... tak jak ostatnio...

- Taka ładna kurwa na pewno wysoko się ceni.

Rzucił monetą a ta upadła tuż u moich stóp. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Zerwałem się do biegu, jednak on był szybszy. Przebiegłem niecałe dwa, może trzy metry nim powalił mnie na ziemię. Silnym szarpnięciem obrócił mnie na plecy i okrakiem usiadł na moich nogach.

Śnieg dostał się pod moje ubranie, jednak nie zwracałem na to uwagi. Próbowałem zrzucić go z siebie i wierzgałem, jak tylko mogłem. Ale on był silniejszy. Po chwili unieruchomił mi ręce nad głową i potrzebował do tego tylko jednej ręki.

- No i po co wierzgasz?

- Puszczaj mnie! Puszczaj!

- Jak nie będziesz się szarpać, to nie będzie tak bolało.

- Nie waż się mnie tknąć!

Grimm zaśmiał mi się w twarz, po czym wolną ręką zdjął z siebie szal i związał nim moje ręce. Cały czas próbowałem walczyć jednak bez skutku. Czułem się... taki bezsilny.

Nie... nie pozwolę na to... Nie zostanę jego dziwką! Prędzej zdechnę! Wszystko... tylko nie to... Nie będę jak moja matka. Od tylu lat radzę sobie sam. Robię wszystko... wszystko by jakoś przeżyć i nawet w najcięższych chwilach... nawet gdy nie miałem nic w ustach przez kilka dni... nigdy nawet nie rozważyłem sprzedania swojego ciała. Nie pozwolę... Nie chcę...

Ale nie mogłem go powstrzymać. Gdy na chwilę mnie uwolnił, chciałem się zerwać do biegu, jednak nie miałem szans. Grimm chwycił mnie za nogi i rozłożył je, jakby nie czuł z mojej strony najmniejszego oporu, a na jego twarzy cały czas widniał pełen zadowolenia ohydny uśmiech. Sięgnął do moich spodni i zaczął szarpać za materiał i wtedy... wtedy rozległo się wycie. Gdzieś blisko... bardzo blisko.

Grimm nie jest idiotą. Na ułamek sekundy spojrzał w stronę dźwięku, w pełni skupiając się na próbie dostrzeżenia tego, co go wydało. To mi wystarczyło. Wyrwałem jedną nogę z jego uchwytu i kopnąłem go w twarz. Krzyknął i złapał się za nos, z którego trysnęła krew. Szybko podniosłem się i zacząłem biec ile sił w nogach. Nie zwalniałem, nie spoglądałem za siebie.

Dopiero gdy dostrzegłem między drzewami zarys budynków, odważyłem się zatrzymać. Nie widziałem Grimma. Szybko, pomagając sobie zębami, rozwiązałem ręce, a szal rzuciłem na ziemię. Nie zwlekałem dłużej. Szybkim krokiem ruszyłem do domu. Gdy tam dotarłem, zamknąłem drzwi na klucz i usiadłem na łóżku.

Cały się trzęsłem. Nie tylko z zimna, ale także z powodu tego, co się wydarzyło. Było tak blisko... Zbyt blisko...

Samotny wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz