Rozdział LXIV

4.5K 412 70
                                    

Minęło kilka dni nim Nasir w końcu pozwolił mi wstać z łóżka i wyjść na zewnątrz. Pomógł mi ciepło się ubrać, po czym podtrzymując mnie, powoli i ostrożnie poprowadził przez dom. Bolało, ale odzyskałem już nieco siły i byłem w stanie iść. Sam pewnie bym się przewrócił, ale Nasir trzymał mnie mocno pod ramię. Opierałem się o niego niemal całym ciężarem ciała, ale ważne, że się ruszałem.

Gdy w końcu opuściłem ściany domu, odetchnąłem głęboko i nasyciłem oczy intensywnymi kolorami. To był jeden z najpiękniejszych widoków w ciągu ostatnich tygodni. Mirra, Ziego i pozostałe wilki nastroszyli uszy na mój widok. Ogony pierwszej dwójki zaczęły poruszać się delikatnie z powstrzymywanej ekscytacji. Jak miło, że cieszą się na mój widok.

Mój alfa pomógł mi usiąść na ławeczce, a Mirra natychmiast do mnie podbiegł. Nie skakał tak jak miał w zwyczaju, tylko spokojnie czekał, aż wyciągnę do niego rękę i pogłaszczę. Tak też oczywiście zrobiłem. To było takie miłe i znajome uczucie. Jego sierść była gęsta i miła w dotyku. Popołudnie było rześkie, ale słońce przyjemnie grzało moją twarz. Nasir usiadł obok mnie, objął mnie w pasie, a ja oparłem się o jego ramię.

- Dobrze znów odetchnąć świeżym powietrzem.

- Pamiętaj, co mi obiecałeś. Tylko na chwilę.

- Przecież to mi nie zaszkodzi. Wręcz przeciwnie.

- Przeziębisz się.

- Myślałem, że wilkołaki nie mogą się przeziębić.

- Masz osłabioną odporność. Jesteś podatniejszy na choroby. Więc jak najbardziej możesz się przeziębić.

- Będzie dobrze. Nie bądź taki nadopiekuńczy.

- Nie jestem nadopiekuńczy. Moje obawy są jak najbardziej uzasadnione. Twoje rany wciąż się goją, nie musimy dokładać do tego jeszcze zwalczania choroby.

- Nasir nie przeziębię się od samego przebywania na zewnątrz. Nasz dom jest wspaniały i kocham go, ale jest tam duszno, a ty nie sprzątasz zbyt dokładnie więc na dodatek czuć kurzem.

- Dobrze, już dobrze. Niech ci będzie. Posiedzimy chwilę dłużej.

Przez jakiś czas po prostu siedzieliśmy i rozkoszowaliśmy się spokojem. Być może niepotrzebnie rozpocząłem ten temat, jednak martwiło mnie to od dłuższego czasu, a tak naprawdę żadna chwila nie byłaby dobra.

- Nasir... czy tych ludzi jest więcej?

- Łowców?

- Tak.

- Boisz się?

- ... Jestem przerażony. Zabiłeś ich czterech, ale co jeśli było ich więcej?

- Zazwyczaj pracują w małych grupach. Jak najemnicy. Nie współpracują między sobą. Zwłaszcza ci, którzy robią to dla pieniędzy.

- Jednak na pewno mają jakichś bliskich. Ktoś będzie ich szukał.

- Niekoniecznie. To wyrzutki. Nie mają rodzin. Zazwyczaj to fanatycy lub zwykli mordercy szukający zarobku.

- Więc... nie będą ich szukać?

- Nie. A nawet jeśli... Nie martw się. Ochronię cię. Nie pozwolę, by ktoś ponownie cię skrzywdził. Wilki będą patrolować okolicę. Nikt nie wkroczy na mój teren bez mojej wiedzy. A jeśli ośmieli się naruszyć nasz spokój, rozciągnę jego wnętrzności pomiędzy drzewami i zostawię, by zeżarły je padlinożercy.

W głosie mojego alfy było tyle nienawiści, że przeszły mnie dreszcze. Coś w jego zachowaniu mnie niepokoiło. Nie rozumiałem skąd w nim aż tyle... goryczy i gniewu.

Samotny wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz