Rozdział LXII

4.4K 423 40
                                    

[Pomyślałam że skoro to ostatni dzień roku to mogą być dwa rozdziały... To jest i drugi ✌️]

Obudziłem się i tym razem także pierwsze czego doświadczyłem to ból. Był jednak bardziej znośny niż kilka dni temu. Miałem wrażenie, że świat jest bardziej... rzeczywisty. Do tej pory, gdy się budziłem, nigdy nie byłem pewien czy to nie jest wciąż jakiś dziwny i przerażający sen. Dźwięki były przytłumione. Widok przed moimi oczami zamazany. A jedyny zapach, który czułem, o ile akurat mogłem cokolwiek czuć, był nieprzyjemny i metaliczny. Znałem ten zapach. Nienawidziłem go.

Jednak teraz... Teraz było lepiej. Czułem... Kwiaty. Widziałem dokładnie każdy szczegół drewnianych desek nade mną. Słyszałem dźwięki dochodzące z głównej izby. Nadal czułem ból. Nadal było mi słabo. Nadal czułem metaliczny posmak w ustach. Jednak... chyba po raz pierwszy od dłuższego czasu byłem tak świadomy tego, co dzieje się wokół mnie.

Nie próbowałem nawet się poruszyć. Nie rozważałem tego. Wiedziałem, że to nie jest dobry pomysł. Nie miałem też sił, by krzyczeć na tyle głośno, by wilkołak mnie usłyszał. Nawet ze swoim wyczulonym słuchem. Dlatego czekałem.

Mijały sekundy... Minuty. Starałem się skupić na tych przyjemnych otaczających mnie bodźcach. Nie na bólu. Nie na posmaku krwi. Na tym, że jestem w domu. W moim łóżku. Na tym, że czuję zapach kwiatów i mojego alfy. Musiał je tu przynieść, by poprawić mi humor. Udało mu się. Kochałem zapach kwiatów. Dlatego tak uwielbiałem wiosnę. Jesień... także miała swoje uroki. Lato było przyjemne. Zima... Zima była długa i nieprzyjazna. A jednak... tutaj na północy to ona królowała.

W końcu usłyszałem zbliżające się kroki. Po nich ciche skrzypienie drzwi i już po chwili zobaczyłem mojego alfę. Nasir spojrzał na mnie i na jego twarzy pojawiła się mieszanina zaskoczenia i ulgi.

- Dyara kochany... Nie śpisz.

- Tak... Chyba mam dosyć snu.

- Przygotowałem coś do jedzenia.

- ... Mam ochotę na mięso.

- Cóż... Zrobiłem zupę z rozgotowanymi warzywami, ale mogę dodać tam mięsa.

- W takim razie wystarczą mi rozgotowane warzywa.

Nasir zniknął tylko po to, by po chwili pojawić się z niewielką miseczką zupy w dłoni. Usiadł na brzegu łóżka, pomógł mi usiąść i odłożył drewniane naczynie na szafkę ustawioną obok.

- Jak się czujesz?

- ... Jakby mnie ktoś postrzelił.

Powiedziałem to raczej neutralnym tonem. Jednak na twarzy Nasira przez ułamek sekundy pojawiła się... czysta furia. Zamarłem w bezruchu, bo przez tę krótką chwilę poczułem się jak... Jakbym stał przed żądną krwi bestią. Nasir zauważył moją reakcję i w jednej chwili złapał moją dłoń i zamknął ją w swoich. Nie był już wściekły a jedynie zmartwiony.

- Przepraszam ja...

- Nic się nie stało. Nie martw się... Nic mi nie jest. Żyję... Tak myślę. Już jest dobrze.

- ...

- Co... Co właściwie się stało. Ja... Nie pamiętam zbyt wiele. Pamiętam... Naszą podróż. Pamiętam... Rzekę. Pamiętam... huk... a potem ból... i czerwień na moich rękach, ale... to wszystko tak bardzo się miesza. Ty tam byłeś. Pamiętam cię. Słyszałem twój głos. Nie pamiętam, co mówiłeś. Nie pamiętam nic poza tym. Jakieś krótkie urywki w domu. Jedyna rzecz, którą pamiętam dobrze to wczoraj. Gdy obudziłem się i przez chwilę rozmawialiśmy.

Samotny wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz