Rozdział XVII

6.7K 551 35
                                    

Po tym, co zobaczyłem, zrozumiałem, że próba ucieczki nie ma sensu. Złotooki wilkołak nie przyjął ludzkiej formy, ale dał mi jasno do zrozumienia, że wracam z nim. Pięć towarzyszących mu wilków nie poprawiało mojej sytuacji.

Dlatego posłusznie podążyłem za nim. Nie zaszliśmy jednak zbyt daleko, gdyż wkrótce moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Po prostu ranna noga nagle ugięła się pode mną, a ja upadłem na ziemię z ledwo powstrzymywanym krzykiem bólu.

Czarny wilk przyjrzał mi się, a po chwili podszedł do mnie i delikatnie szturchnął łbem. Zrozumiałem o co mu chodzi, dopiero gdy położył się obok i nadstawił dla mnie swój grzbiet. Liczył, że na niego wejdę... jak na jakiegoś konia. Ta myśl napawała mnie strachem, więc nie byłem przekonany do tego pomysłu. Gdy przez dłuższą chwilę nic nie zrobiłem, niecierpliwie szturchnął mnie łbem.

Moja noga była niezdolna do utrzymania mojego ciężaru. Było mi zimno i miałem wrażenie, że zaczynam tracić resztki sił. Mogę być uparty i tu umrzeć... albo porzucić swoją dumę w nadziei, że znajdę jeszcze okazję na to, by odzyskać wolność.

Nie ma powodu, by wybierać dumę nad życie.

Powoli wspiąłem się na wilka i chwyciłem za jego szeroki kark. Dopiero teraz byłem w stanie w pełni zrozumieć jak silne to stworzenie. Nie należałem do najniższych. Byłem raczej średniego wzrostu za to szczupły i lekki. Moje stopy zwisały teraz kilka centymetrów nad ziemią, a umięśnione ciało zwierzęcia zachowywało się, jakby w ogóle nie czuł mego ciężaru.

Powolnym krokiem ruszył w drogę, a ja zauważyłem jeszcze, że co jakiś czas na śniegu pojawiają się czerwone plamy. Po chwili jednak opadłem na grzbiet zwierzęcia i wtuliłem w jego czarną niczym noc sierść. Objąłem jego kark i przymknąłem oczy. Czułem lekkie kołysanie z każdym jego krokiem.

***

Nie jestem pewien, kiedy usnąłem. Jednak obudziłem się na znajomym posłaniu z futer w znajomej jaskini. Przy jednej ze ścian leżał zwinięty w kłębek ogromny czarny wilk.

Odczekałem chwilę by zniknęły resztki senności. Powoli wstałem i ruszyłem w stronę wyjścia. Nie starałem się być specjalnie cicho, jednak wilkołak mimo to się nie obudził. Bez żadnych problemów wyszedłem na zewnątrz.

Noga bolała, jednak nie przewróciłem się ani razu. Kulałem. Mocno kulałem. Jednak ważne, że chodziłem. Przez chwilę bałem się, że mogłem pogorszyć swoją sytuację i otworzyć ranę a może nawet ją powiększyć. Wyglądało jednak na to, że nie jest źle.

Na polanie przed jaskinią cała piątka wilków zajmowała się... tym, co robią wilki. Niczym szczególnym. Wszystkie jednak spojrzały na mnie, gdy tylko wystawiłem stopę na zewnątrz. Zwłaszcza jeden z nich wydawał się szczególnie zainteresowany moją osobą.

Mój stary znajomy podszedł do mnie, a ja przykucnąłem, by być z nim na równi. Wsunąłem dłonie w jego gęstą sierść i pogłaskałem jak wiernego psa.

- Pomogłeś mi. Dziękuję.

Zwierzę otarło o mnie swój łeb, jakby chciało okazać odrobinę czułości. Pozwoliłem mu na to, a nawet sam delikatnie go przytuliłem.

- Jesteś przyjacielski czyż nie? I odważny... i wierny.

Wilk usiadł przede mną i zaczął merdać ogonem jak zadowolony psiak. Nie mogłem się nie uśmiechnąć. To było doprawdy wspaniałe stworzenie.

- Twój pan... jemu chyba także należą się podziękowania...

Wilk nie dał mi żadnej rady. Nic zaskakującego. Nie byłem pewien co zrobić. Z jednej strony chciałem stąd uciec. Z drugiej byłem pewien, że cokolwiek zrobiłby ze mną brązowy wilkołak, byłoby to znacznie gorsze niż to, co spotkało mnie tutaj.

Dlaczego krzywdził mnie tak bardzo... a jednocześnie chronił i zajmował się mną? Nie rozumiałem go. Wszystko, co robił, było... tak bardzo sprzeczne.

Po chwili wstałem z lekkim trudem i wróciłem do jaskini. Czarny wilk dalej leżał na swoim miejscu. Wydawało mi się to dość dziwne. Podszedłem do niego i przykucnąłem tuż obok. Zazwyczaj było odwrotnie.

Nawet nie drgnął. Zaskoczyło mnie to trochę. Spodziewałbym się po nim większej czujności. Ten jednak wydawał się spać niezwykle głęboko.

Było już południe. Może był zwyczajnie zmęczony. Musiał w końcu przytaszczyć mnie tu na swoim grzbiecie. A skoro dotarliśmy tu tak szybko, to na pewno nie zatrzymywał się na odpoczynek. Ponadto na pewno nie przebył rzeki tą drogą co ja. Musiał użyć jakiejś dłuższej ścieżki.

Przyglądałem się, jak jego bok unosi się w powolnym oddechu. Jak to możliwe, że człowiek może w ciągu minuty zmienić się w taką ogromną bestię... To doprawdy musi być jakaś magia... Skoro wilkołaki istnieją, to może w każdej legendzie jest ziarnko prawdy. Co z wiedźmami? Z rusałkami i wróżkami? Czy one też są prawdziwe?

Przez chwilę po prostu się w niego wpatrywałem. Rzadko miałem okazję by to robić. A już na pewno nie z tak bliska. Delikatnie dotknąłem boku zwierzęcia. Ten nie zareagował. Wsunąłem dłoń głębiej w czarną sierść i ku swemu zaskoczeniu poczułem wilgoć. Wyjąłem dłoń i spojrzałem na nią.

Czerwień. Krew. Krwawi. On krwawi... Jego sierść jest tak ciemna, że nie byłem w stanie dostrzec, że jest wilgotna od krwi. Jest ranny. Ranny, bo walczył... o mnie.

To nie tak, że to moja wina. W końcu... ja jestem jedynie ofiarą. Zasłużył na to, co go spotkało. Zrobił mi tyle złego... Ale... uratował mi życie. Więcej niż raz. Mimo wszystko powinienem go nienawidzić. Powinienem teraz odejść. Może nie być w stanie za mną podążyć. Biorąc pod uwagę prędkość, z jaką jego ciało leczyło się do tej pory, skoro nadal krwawi rana musi być dość poważna. Może śmiertelna.

Wstałem i sięgnąłem do kieszeni płaszcza. Nóż dalej tam był. Pewnym krokiem wyszedłem z jaskini. Rozejrzałem się dookoła. Ruszyłem na wschód. Wilki mnie nie zatrzymały. Dokładnie rozglądałem się wokół. Po kilku minutach usłyszałem szum strumyka. Ruszyłem w tamtą stronę.
W pewnym momencie przykucnąłem i obejrzałem bladozielone liście niskiej rośliny. Były długie i grube. Doskonałe. Tak głęboko w lesie najwyraźniej rosną większe.

Wyjąłem nożyk i zacząłem odcinać je z króciutkich łodyżek. W ten sposób kiedyś odrosną. Następnie wziąłem się za poszukiwania czegoś, czym mógłbym nabrać nieco wody...

Samotny wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz