Mężczyzna wrócił, gdy zaczynało zmierzchać. Spojrzał na mnie, zwracając szczególną uwagę na moją zranioną nogę. Następnie przeniósł spojrzenie na nietkniętego królika. Zauważyłem, że w ręku trzyma duży kawałek kory o lekko wygiętym do wnętrza kształcie. Gdy dokładniej się przyjrzałem, zobaczyłem, że ułożony jest na nim stos... jagód.
Złotooki zbliżył się do mnie i bez żadnego słowa wyjaśnienia położył leśne owoce obok mnie. Powoli usiadłem, uważając, by nie poruszać zbytnio zraniona nogą i obrzuciłem mężczyznę podejrzliwym spojrzeniem. Ten jedynie przesunął korę w moją stronę, dając mi jasny sygnał, że przyniósł to dla mnie.
Byłem potwornie głodny, a jagody rozpoznawałem więc... niepewnie wziąłem kilka z nich i wsadziłem do ust. Owoce były soczyste i słodkie. Szybko sięgnąłem po kolejne. Nie napełnią one mojego żołądka, ale... mimo wszystko zawsze to coś. Po chwili ostatnia jagoda zniknęła.
Przez ten cały czas brunet nie spuszczał ze mnie wzroku, przez co czułem się odrobinę niekomfortowo. Mimo wszystko... powinienem mu chyba podziękować.
- Dziękuję.
Mężczyzna nie okazał żadnej większej reakcji. Czy on w ogóle... zna ludzki język? Nie odezwał się do mnie ani słowem. Nie licząc warknięć, nie słyszałem nawet jego głosu. Podejrzewam, że gdyby mówił, to przynajmniej wytłumaczyłby mi co się tutaj dzieje.
Chciałem zapytać, czy mnie rozumie, ale poczułem jego dotyk na swoim odsłoniętym udzie. Odruchowo próbowałem się odsunąć. Wilk jednak spokojnie przysunął się bliżej mnie i delikatnie dotknął miejsca tuż obok rany. Wydawał się głęboko nad czymś zastanawiać. Po dłuższej chwili wyszedł po to, by po kilku minutach powrócić z pęczkiem bladozielonych liści w ręku.
Znam tę roślinę... każdy, kto choć trochę interesuje się ziołolecznictwem, ją zna. Nie występuje zbyt często i raczej trudno ją znaleźć. Ma jednak bardzo przydatne właściwości. Zmniejsza obrzęk i ponoć pomaga ochronić ranę przed infekcją... nie wiem do końca w jaki sposób. Nie wiem nawet, czy to prawda. W każdym razie na pewno pozytywnie działa na otwarte rany. Kobieta, która mnie uczyła, często stosowała ją na poważniejsze zranienia. Najwidoczniej nawet wilkołak wie o jej zastosowaniach, więc coś musi w tym być.
Mężczyzna przykucnął przede mną i zaczął pocierać i ugniatać liście aż te zaczęły wypuszczać z siebie lepki sok. Doszedł do mnie ten specyficzny, mocny, roślinny zapach, który zawsze lubiłem.
Drgnąłem, gdy ponownie poczułem jego dotyk na moim udzie, ale powstrzymałem odruch cofnięcia się. Chciał mi przecież pomóc. Ostrożnie położył długie liście na mojej rozpalonej skórze. Były zimne, co w jakiś sposób przyniosło delikatną ulgę. Ułożył je wokół rany tam, gdzie występowało zaczerwienienie i to samo zrobił z drugą stroną, gdzie kula przeszła na wylot.
Obsunąłem tunikę w dół, gdy mężczyzna uniósł moją nogę, by dostać się do rany. Jemu chyba to, że byłem półnagi, nie przeszkadzało. Mnie owszem. Gdy skończył, wszystko na powrót obwiązał strzępkiem materiału. Delikatnie ułożył moją nogę na posłaniu i okrył mnie ciepłym futrem. Następnie bez słowa odszedł i zajął się gasnącym ogniskiem.
W mojej głowie panował mętlik. Z jednej strony byłem mu wdzięczny... z drugiej natomiast... bałem się go. I miałem wrażenie, że nie powinienem czuć się bezpiecznie.
***
Kolejnego dnia mężczyzna wyrzucił królika, który zdecydowanie nie nadawał się już do jedzenia. Wieczorem jednak przyniósł kolejnego. Oskórowanego i wypatroszonego. Jak zawsze przykucnął obok mnie i w skupieniu obserwował moją reakcję po tym, jak wyciągnął go w moją stronę.
Nie do końca wiedziałem jak mam na to zareagować. Mój żołądek związał się w ciasny supeł. Byłem tak bardzo głodny. Przez ostatnie kilka dni zjadłem tylko kilka garści jagód. Co prawda to nie pierwszy raz, gdy głoduję przez kilka dni, ale... powoli byłem w stanie rozważyć... spróbowanie surowego mięsa. Ta myśl obrzydzała mnie, ale jak tak dalej pójdzie, nawet gdy nadarzy się doskonała szansa na ucieczkę, będę zbyt słaby.
Mężczyzna chyba wyczytał obrzydzenie z mojej twarzy, bo po chwili warknął i odszedł. Wyglądał jak wściekły pies. Nie rozumiałem, dlaczego się zdenerwował, ale to nie było moją intencją. Żyję tu na jego łasce. Może zabić mnie w każdej chwili. Dopóki nie będę w stanie uciec, muszę jakoś wytrzymać i starać się nie prowokować go swoim zachowaniem. On jest bardziej nieobliczalny niż zwykły wilk.
Na szczęście odłożył królika i wyszedł z jaskini. Zrobiłem to, co zawsze robiłem, gdy doskwierał mi głód, którego nie mogłem nasycić. Spróbowałem zasnąć.
***
Nie jestem pewien, co mnie obudziło. Skwierczenie ogniska czy przyjemny zapach. Otworzyłem oczy i usiadłem. Nie bardzo rozumiałem, co właściwie widzę.
Złotooki wilkołak siedział przy ognisku z królikiem nadzianym na gruby zaostrzony patyk i... próbował go upiec. Tak myślę.
Jakby wyczuł, że się obudziłem, spojrzał w moją stronę. Wstał i podszedł do mnie. Wyciągnął mięso w moją stronę i jak zawsze patrzył, jakby oceniając każdy mój ruch. Niepewnie wziąłem od niego patyk i przyjrzałem się temu, co zrobił. Spora część była spalona. Cześć wydawała się w porządku, jednak byłem pewien, że w wielu miejscach jest niedopieczone. Mimo to nie byłem w stanie walczyć z głodem.
Wgryzłem się w najlepiej wyglądający kawałek. Mięso było mdłe i niesmaczne... ale było. Starałem się powstrzymywać i nie jeść za szybko jednak było to trudne. Nie zwracałem uwagi na to, że parzyło mi usta i język. Zjadliwe kawałki mięsa skończyły się dość szybko, ale zaspokoiły pierwszy głód. Teraz już nieco wolniej starałem się znaleźć coś jeszcze. Zjadłem nieco nadpalonego mięsa i odrobinę tego lekko surowego. Z zadowoleniem stwierdziłem, że mi to wystarczyło. Czułem się najedzony. Przynajmniej na razie.
Nie do końca wiedziałem co zrobić z... pozostałością królika. Wyciągnąłem go w stronę mężczyzny, a ten po chwili wahania wziął ode mnie zwierzę. Wyrzucił patyk i wgryzł się w mięso, aż rozległ się dźwięk pękających kości. Nie zwracał uwagi na niedopieczone kawałki, ale już te przypalone chyba nie bardzo mu smakowały. Gdy skończył, zaczął obgryzać kości.
CZYTASZ
Samotny wilk
WerewolfKiedyś wilkołaki były realnym zagrożeniem. To one władały lasami. Niekiedy kryły się wśród ludzi. Tak było sto lat temu, gdy człowiek nie wiedział jak się bronić. Był zbyt słaby i przerażony. Dzisiaj... dzisiaj usłyszeć o nich można głównie w histor...