Rozdział LV

4.8K 449 32
                                    


Nasir leżał z głową ułożoną na moim brzuchu już od dobrych dwudziestu minut. Przeczesywałem jego włosy powolnymi ruchami i starałem się nie roześmiać z jego absurdalnego zachowania. Nagle stał się bardzo... nierozłączny. Dosłownie nie było sekundy, by mnie nie dotykał w taki czy inny sposób. Jeśli mnie akurat nie przytulał, to trzymał za rękę. Jak nie trzymał za rękę, to robił sobie z mojego brzucha poduszkę. Zupełnie jakby miał coś stamtąd usłyszeć.

- Nasir?

- Tak?

- Jesteś trochę ciężki.

Wilkołak zerwał się jak oparzony, ponownie wywołując u mnie rozbawienie. Wykorzystując fakt, że już na mnie nie leży, podniosłem się nieco i usiadłem, opierając o mięciutkie poduszki. Nasir umiejscowił się na brzegu łóżka.

- Spokojnie... Jak tak dalej pójdzie, wpadniesz w paranoję.

- Zabrałem cię tutaj... Naraziłem na niebezpieczeństwo.

- Co ty pleciesz? Przecież nic mi tu nie grozi. Jak ktoś na nas napadnie z zamiarem kradzieży, ucieknie po jednym spojrzeniu na twoją wkurzoną twarz.

- Powinieneś być teraz w domu... Na pewno nie w podróży.

- Ale to się w sumie dobrze składa. Prześpimy się tutaj. Wstaniemy. Zrobimy zakupy. Bo teraz mamy pewność, że potrzebujemy rzeczy dla dziecka. Może... zostalibyśmy tu jeszcze z jeden dzień... Co ty na to? A później wrócimy do domu i jak tak się tym przejmujesz, to przez dziewięć miesięcy nie oddalę się od naszej chatki. Poświęcę się nawet i pozwolę ci robić wszystko, kiedy ja będę się obijał. Może nawet pozwolę ci mnie rozpieszczać. Ale tylko jak będziesz grzeczny.

- Dyara mówię poważnie. Tu jest dużo ludzi. Dużo zagrożeń.

- Nasir to nie tak, że nagle wszyscy okażą się mordercami. To zwykli ludzie. Mają nas obu gdzieś. No, chyba że chcą nam wcisnąć swoje towary. Tylko wtedy zwracają na nas uwagę.

- Ale...

- Nie ma żadnego 'ale'. Przeżyję jeden dzień w tym morderczym mieście, by wrócić do naszego zupełnie bezpiecznego lasu...

- Las jest bezpieczny.

- Nasir... To las.

- No właśnie. To mój teren. Żaden wilkołak nie odważy się na niego wejść. Drapieżniki także nie stanowią zagrożenia. Ludzie nie znajdą naszego domu, bo nie wiedzą nawet gdzie szukać. A więc... Las jest najbezpieczniejszy.

- A co jak zjem muchomora.

Nasir zrobił wielkie oczy, jakby właśnie uświadomił sobie, że muchomory to jego arcywrogowie. Miał minę, jakby właśnie planował ich całkowitą eksterminację.

- Nasir... Żartuję tylko. Chodzi mi o to, że nigdzie nie jest w pełni bezpiecznie. Nie ma potrzeby wpadać w paranoję, przecież mogę się potknąć o głupi patyk i zrobić sobie krzywdę. Takich sytuacji nie przewidzisz. Dlatego nie przesadzaj, bo ja nie mam zamiaru żyć w wiecznym strachu. Jutro zrobimy zakupy. Pochodzimy trochę po mieście. Wszystko będzie w porządku. A pojutrze wyruszymy z samego rana. Co ty na to?

- Dyara...

- Nasir no proszę!

- Uważam, że powinniśmy jak najszybciej wracać do domu.

- Prooooszę...

Na czworaka przeszedłem po łóżku i przytuliłem się do naburmuszonego alfy. Jego postawa obronna natychmiast padła. Mój atak kompletnie ją zniszczył. Postanowiłem jednak jeszcze go dobić. Usadowiłem się okrakiem na jego kolanach, tak by móc spojrzeć mu w oczy, po czym delikatnie go pocałowałem.

- Bardzo... bardzo proszę.

Nasir wyglądał jak człowiek, który odniósł właśnie całkowitą klęskę. Westchnął ciężko i przez chwilę kręcił głową z niedowierzaniem. Ostatecznie jednak posłał mi zrezygnowane spojrzenie i objął mnie w biodrach.

- Dobrze. Zostaniemy jeszcze jeden dzień.

Uściskałem go mocno i rozentuzjazmowany pocałowałem go w policzek.

- Ale! To tylko dlatego, że powiedziałeś 'proszę'. A nie pamiętam czy kiedykolwiek to od ciebie słyszałem.

- No nie przesadzaj... na pewno mi się kiedyś wymsknęło.

- Nie byłbym tego taki pewny.

- Tylko wiesz... skoro zostajemy, to musimy powiadomić właściciela karczmy, że wynajmujemy pokój jeszcze na jutrzejszą noc...

- A więc mam iść i mu o tym powiedzieć?

- Tak... ale możesz zrobić to później.

Powolutku rozpiąłem jeden z guzików jego koszuli, co było z mojej strony dość jednoznacznym gestem. Nasir wydawał się bić przez chwilę z własnymi myślami. Ostatecznie jednak jego dłonie zachęcająco przesunęły się po moich biodrach.

Nachyliłem się i złączyłem nasze usta w długim, namiętnym pocałunku. Gdy się od niego odsunąłem, reszta guzików była już rozpięta. Przesunąłem dłońmi po jego nagiej klatce piersiowej. Uwielbiałem czuć pod palcami jego twarde mięśnie i gorąco jego ciała.

- Nasir... czy my... możemy? No wiesz... w moim stanie.

- Tak... muszę tylko być delikatny.

- A potrafisz?

- Pokażę ci, że jak najbardziej potrafię.

Nasir powoli podniósł mnie i ostrożnie położył na łóżku. Zaczął składać pocałunki na mojej szyi, a jednocześnie jego dłonie wsunęły się pod materiał nocnej koszuli. Poruszał się powoli, ale precyzyjnie. Wiedział które miejsca są najbardziej czułe. Wiedział gdzie mnie delikatnie musnąć a gdzie nacisnąć trochę mocniej. Po pięciu minutach takich pieszczot moje ciało drżało pod jego dotykiem.

Jakby wyczuwając, że chcę więcej, powoli zsunął ze mnie spodnie. Przez chwilę błądził dłońmi po moich udach, aż w końcu wsunął we mnie palec. Jęknąłem cicho, ale już po chwili Nasir zamknął moje usta w pocałunku, powstrzymując kolejne westchnięcia.

Brunet nie kłamał. Wszystko robił powoli, z pełną delikatnością. Gdy we mnie wchodził, pilnował, bym nie odczuł ciężaru jego ciała. Poruszał się powoli, ale sięgał głęboko we mnie.

Kochaliśmy się powoli i długo, rozkoszując sobą nawzajem i naszym nowo odkrytym szczęściem.

Samotny wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz