Rozdział XV

7.3K 551 45
                                    

Złotooki zachowywał się dziwnie. Dziwnie... jak na niego. Zdawał się bardziej uważny i lekko spięty. Jakby czegoś się obawiał. Niczym pies pilnujący swojego terytorium przygotowany na nadejście intruza. Ten jednak nie nadszedł. Ani tego dnia. Ani następnego.

Mężczyzna powoli powrócił do swojego normalnego stanu. A przynajmniej tak mi się wydawało. Wciąż znikał na dłużej lub krócej i zdarzało mu się z uwagą spoglądać na zewnątrz. Najczęściej jednak wdychał głęboko lodowate powietrze, jakby spodziewał się, że wyłapie jakiś konkretny zapach. Być może ma to coś wspólnego z ranami, które już się zagoiły.

W każdym razie uznałem, że to odpowiedni moment. Nie warto dłużej czekać. Kto wie, co planuje ze mną zrobić. To, że nie skrzywdził mnie od... od ostatniego razu o niczym nie świadczy. Nadeszła zima. Każdy kolejny dzień może przynieść pogorszenie pogody. Dlatego postanowiłem, że to jest ten dzień. Zresztą... obiecałem sobie, że nie przyjmę niczego, co mi przyniesie. Tak też robiłem. Jednak powoli stawało się to już niemożliwe. Powstrzymywanie się przed jedzeniem, gdy to jest tuż przed tobą, jest z każdym dniem coraz trudniejsze.

Dlatego zacząłem jeść jagody, które tego ranka przyniósł mi wilkołak. Uzbierał ich dość dużo. Wystarczająco by zaspokoić największy głód. Gdy spostrzegł, że jem, wydawał się... uradowany. Takie sprawiał wrażenie. Mimo że na jego ustach nie widziałem uśmiechu, jego oczy... wydawały się... radosne. Niech myśli co chce. To działa na moją korzyść. Niech wydaje mu się, że się złamałem.

Przyglądał mi się w bezruchu przez cały czas, a gdy zjadłem ostatni owoc, spojrzałem na niego.

- Królik.

Mężczyzna drgnął najwyraźniej lekko zaskoczony i przechylił głowę w niemym pytaniu.

- Jestem głodny. To mi nie wystarczy. Czy mógłbyś... przynieść mi królika? Proszę.

Bez chwili wahania wstał i ruszył do wyjścia. Zatrzymał się jednak i najpierw podszedł do mnie. Powstrzymałem odruch cofnięcia się, ale nie mogłem powstrzymać strachu.

Moje tętno przyśpieszyło, gdy mężczyzna wyciągnął dłoń w moją stronę. Delikatnie dotknął mojego policzka i wsunął zbłąkane pasmo grafitowych włosów za ucho. Nie były już w kolorze czystej czerni a w odcieniu ciemnej szarości. Wilk spojrzał mi prosto w oczy i musiał dostrzec w nich moje przerażenie, gdyż zmarszczył delikatnie brwi. Gdyby był w swojej zwierzęcej formie, pewnie położyłby uszy. W końcu zabrał swoją dłoń, jakby rozumiejąc, że nie chcę czuć jego dotyku i wyszedł.

Odczekałem minutę, po czym wstałem. Już wcześniej wybrałem odpowiednie ubrania, więc szybko je znalazłem i założyłem. Dzięki paskowi spodnie się trzymały. Buty miałem swoje. Tak samo płaszcz. Założyłem jednak dodatkowo ciepły wełniany kubrak. Nie było tam już w zasadzie niczego więcej. Nóż schowałem do kieszeni i po kilku głębszych oddechach, które miały nieco mnie uspokoić wyszedłem z jaskini.

Zazwyczaj znajduje się przed nią kilka wilków. Pilnują jej, gdy ich pan znika na dłużej. Tym razem jednak nie przewidział tego, że będzie musiał wyjść na polowanie. Mój plan więc mniej więcej wypalił. Mniej więcej, gdyż jeden z wilków tu był. Ten, którego widywałem najczęściej. Ten, któremu uratowałem życie. Gdy mnie usłyszał, zastrzygł uszami i spojrzał w moją stronę.

Po chwili wahania ruszyłem przed siebie, w duchu modląc się o to, by moje przypuszczenia okazały się słuszne. Przeszedłem kilka metrów, a zwierze nie rzuciło się na mnie. Wstało jednak i zrobiło kilka niepewnych kroków w moją stronę.

On nie pilnuje tego, bym nie opuścił jaskini... raczej pilnuje, by do jaskini nie wszedł nikt poza jego panem. Tak przynajmniej mi się wydaje. Jednak wyglądał, jakby miał zamiar za mną iść, a to byłoby mi bardzo nie na rękę.

Samotny wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz