Rozdział I

15.3K 711 189
                                    

Spokojnym krokiem szedłem główną drogą przecinającą wioskę. Jako jedyna była wybrukowana, jednak pokrywała ją cienka warstwa śniegu. Wokół panował harmider. Handlarze zachwalali swoje towary, próbując przekrzyczeć się w panującym wokół zgiełku. Przy jednym z stoisk korpulentny mężczyzna właśnie prezentował starszej kobiecie futra. Wyglądały przyzwoicie. Wiedziałem jednak, że kupiec stosuje różne sztuczki, by prezentowały się na lepsze, niż w rzeczywistości są.

Kupcy z południa przyjeżdżają co jakiś czas. Ten tutaj pojawia się raczej rzadko. Zapewne by nie narazić się na to, że spotka starego klienta, który za późno zorientował się, że został oszukany. Mężczyzna bowiem zawsze wygląda nieco inaczej. W tamtym roku jego twarz przykrywała długa broda i potężny wąs. Teraz był dokładnie ogolony. Zapewne nikt inny w wiosce by go nie rozpoznał. Ja jednak miałem specyficzny talent do zapamiętywania ludzi.

Wracałem do domu z dość udanych zakupów. Udało mi się wytargować przyzwoitą cenę za czarny barwnik od południowego handlarza. Powinien być lepszy od tych wyrabianych na północy. To duży wydatek jednak w moim przypadku niezbędny.

Mocniej naciągnąłem kaptur na głowę i skręciłem w niewielką uliczkę. Było zimno. Jak niemal zawsze na północy. Jednak moje sfatygowane ubrania z każdą zimą dawały mniej ciepła, a ja z każdą zimą nie miałem pieniędzy, by zaopatrzyć się w nowe. Nieważne ile odkładałem. Zawsze znalazł się ważniejszy wydatek. Trzeba naprawić dach, zapłacić podatek, lub kupić leki... A dopóki ubrania nadają się do noszenia, nie znajdują się na początku listy priorytetów.

Dopiero gdy dotarłem do mojej niewielkiej chatki, ośmieliłem się zdjąć kaptur. Podszedłem do starego, małego lustra i przyjrzałem się swojemu odbiciu.

Niedobrze. Nie powinienem tak długo zwlekać. Biel zaczynała już wyraźnie przebijać spod czerni. Szybko nałożyłem specyfik na włosy. Byłem dokładny, by nie pozostał nawet jeden śnieżnobiały włos. Już i tak ludzie patrzyli na mnie podejrzliwie. Moja niezwykle jasna cera i lodowo niebieskie oczy nie były aż tak niezwykłe. Owszem tak jasny kolor tęczówki jest dość wyjątkowy, jednak zdarzali się tacy ludzie. Jednak białe włosy... o tym nikt nie może się dowiedzieć. Zwłaszcza że wyróżniałem się nie tylko tym. Wszystko od rysów mojej twarzy aż po budowę ciała było tutaj w jakiś sposób egzotyczne. Nie wiem, czy to kwestia tego, kim był mój ojciec.

W każdym razie moja wioska nie jest tak duża. Owszem mogłaby niemal uchodzić za miasteczko... nadal jednak większość okolicznych mnie kojarzy. Fakt, że wyglądam jak kobieta, nie poprawia sytuacji. Co prawda już niemal wszyscy przyjęli do wiadomości fakt, że jestem mężczyzną... jednak nie każdemu to przeszkadza.

Moja matka była prostytutką. Dlatego większość tutejszych uważa, że ja także nią jestem. Kobiety darzą mnie nienawiścią, a mężczyźni pożerają wzrokiem. Niejednokrotnie musiałem ratować się ucieczką, bo nie każdy z nich rozumie znaczenie słowa nie.

Być może w stolicy mój wygląd byłby uważany za zaletę i nie musiałbym kryć prawdziwego koloru moich włosów. Jednak tutaj na dalekiej północy, na obrzeżach cywilizacji ludźmi kierują przesądy. Tutaj ludzie wciąż obawiają się wilków. Zamykają domostwa na wszystkie zamki i nie wychodzą, gdy księżyc jest w pełni. Ale wilkołaki zostały wytępione. Niektórzy mówią, że wyniosły się dalej w nieprzemierzoną tundrę. W końcu jeszcze kilkadziesiąt lat temu były realnym zagrożeniem i nikt na dalekiej północy nie mógł czuć się bezpiecznie. Nie ważne czy była pełnia. Nie ważne czy była noc.

Dlatego z taką obsesją pilnuję by biel moich włosów pozostała sekretem. Ludzie nie mają białych włosów. Ludzie nie czuję euforii, gdy widzą pełną tarczę księżyca. Nigdy nie czułem zewu krwi. Nigdy też nie czułem zwierzęcych instynktów. Nie zmieniam się w wilka. Być może do księżyca przyciąga mnie tylko jego piękno. Jednak moje ciało... ono sprawia, że sam nie jestem przekonany czy naprawdę jestem tylko człowiekiem.

Nie wiem, kto był moim ojcem. Jeśli to był wilk... Jednak całe moje siedemnastoletnie życie byłem całkowicie ludzki. Moja matka farbowała mi włosy i mogłem być zwyczajnym dzieckiem. No... o ile dziecko kurwy mogło być normalne.

A mimo to każdej pełni... paraliżuje mnie strach. Strach, że nagle poczuję ból w ciele i zmienię się w zwierzę. To irracjonalne. Ponoć wilkołaki rodzą się jako szczenięta. Od dzieciństwa potrafią dowolnie przybierać ludzką i zwierzęcą formę. Gdybym był jednym z nich, zmieniłbym się już dawno. A jednak wciąż obawiam się, że następna obława będzie skierowana na mnie.

Nie widziano tu wilkołaka od prawie stu lat... a i tak co miesiąc ginie jakiś wilk, bo wydawał się „niepokojąco duży" lub spojrzał na kogoś „z inteligencją w oczach". Nawet na duże psy patrzy się tutaj podejrzliwie.

Syn rzeźnika przyprowadził kiedyś do domu rocznego szczeniaka. Po roku sięgał już niemal do pasa dorosłemu mężczyźnie. Zabili go. Rzeźnik obawiał się, że to wilk próbuje pod przykryciem zabić jego rodzinę.

Dlatego nikt nie może nawet podejrzewać, że coś jest ze mną nie tak. Wystarczy jedna plotka... jedna bezpodstawna plotka... Bo nikt nie będzie ryzykować własnego życia. Lepiej mieć na rękach krew niewinnego, niż dać podejść się bestii w owczej skórze.

Po dłuższej chwili zmyłem pozostałości barwnika i ponownie oceniłem się w lustrze. Nie dostrzegłem ani jednego jasnego pasma. Czerń mocno kontrastowała z moją jasną karnacją i delikatnymi rysami twarzy. Nie wyglądam jak człowiek z północy. Tutaj nawet kobiety wyglądały na silniejsze ode mnie. Z moją szczupłą budowa ciała i delikatną, wręcz eteryczną urodą nawet jako kobieta byłbym wytykany palcami jako ktoś za słaby. W końcu żyjący tu ludzie są prości i utrzymują się głównie z pracy fizycznej. Ja natomiast nie raz usłyszałem, że wyglądam jak damulka z południa. Mimo że ciężka praca nie jest mi obca. Robię to, co pozwala mi przeżyć. Łapie każdą pracę, jaką ktoś mi zaoferuje. Nie ważne jak trudna by nie była. Moje dłonie mają więcej blizn niż niejednego „prawdziwego" mężczyzny.

Z zadowoleniem opadłem na łóżko. Stare drewno zaskrzypiało pod moim ciężarem. Byłem lekki. Jednak mebel wyglądał, jakby miał się zawalić pod mniejszym ciężarem. Było mi zimno. Okryłem się moim jedynym ciepłym futrem i po chwili zasnąłem.

Obudziło mnie głośne, przeciągłe wycie, które poruszyło coś w głębi mnie. Po chwili ucichło, jednak moje serce nadal waliło jak oszalałe. Niepewnie wstałem i wyjrzałem przez okno.

Nic. Ciemny las. To nic niezwykłego. Żyje tu wiele wilków, jednak zazwyczaj nie zbliżają się tak bardzo do osad. Zamieszkują głębię lasu. Miejsce, gdzie człowiek boi się postawić stopę.

Przez chwilę wpatrywałem się w sylwetki drzew. W końcu jednak wróciłem do łóżka. Przeszło mi jedynie przez myśl, że zbliża się pełnia.





[A oto pierwszy rozdział nowego opowiadanka. Jutro wrzucę jeszcze drugi. Mam nadzieję, że początek, choć odrobinę was zachęcił do czytania. ^^]

Samotny wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz