Rozdział XXIII

6.5K 573 78
                                    


Okazało się, że Nasir miał gdzieś ukryty plecak. Nasz dobytek był niewielki, ale... Jego dobytek. Nie nasz. Chodziło mi o... jego dobytek... Tak więc niewiele tego było. Zapakował do środka trochę futer, by było czym okryć się w nocy i bukłak z wodą. Ubrania mieliśmy na sobie i to musiało nam wystarczyć.

Wyruszyliśmy po południu. Jego wilki rozproszyły się i przemykały gdzieś w pobliżu, najprawdopodobniej wyszukując potencjalnych zagrożeń na naszej drodze. Tylko Mirra nie oddalał się od nas na więcej niż kilka metrów. Przez większość czasu był tuż obok mnie.

Nasir prowadził nas w ciszy przez ośnieżony las. Zdałem się kompletnie na jego orientację w terenie. Nie wiedziałem skąd pewność, że idziemy we właściwym kierunku... ale mężczyzna nie wahał się ani przez moment. Po prostu parł przed siebie.

Starałem się z całych sił dotrzymać mu kroku. Przez kilka godzin mi się udawało. W końcu jednak ból w nodze zaczął mi doskwierać. Nie było to nic okropnego... mogłem iść. Po prostu nie tak szybko. Nasir nie odezwał się do mnie słowem... ale po chwili zauważyłem, że ponownie zrównaliśmy się i szliśmy ramie w ramie. Zwolnił tempo... zauważył, że nie nadążam. Nie odezwał się ani słowem, po prostu dostosował się do mnie. Z jakiegoś powodu uznałem to za... niebywale uprzejme. Może dlatego, że pod jakimś względem postrzegałem to jako przejaw dobrej woli. Mam wręcz wrażenie, że odezwała się ta wilcza część mnie, w którą notabene nie jestem jeszcze w stanie w pełni uwierzyć. Chodzi mi o to, że... on jest tak jakby przywódcą stada co nie? Wilkiem. Więc... zwierzęta zazwyczaj zostawiają najsłabsze ogniwo. Jeśli nie nadążasz, umierasz. A on... ciekawe czy zostawiłby któregoś ze swoich wilków z tyłu.

Zrobiliśmy kilka krótkich przerw, a gdy słońce chyliło się ku zachodowi, wilkołak ogłosił, że zatrzymujemy się na noc. Byłem przeszczęśliwy. Nie chodziło już o ranę w nodze. Byłem po prostu zmęczony, zmarznięty i głodny. Uświadomiłem sobie jednak, że nie ma co liczyć na wygodę, ciepło ani posiłek... tak więc mój humor ponownie został przyćmiony przez ciemne chmury.

Na szczęście złotooki nie chciał, bym mu pomagał. Usiadłem sobie pod drzewem, opierając się o jego pień. Mirra położył się obok mnie a Nasir zajął się przygotowywaniami na noc. Miałem malutkie wyrzuty sumienia, że nie pomagam... jednak tylko takie... malutkie. Przyglądałem się, jak zbiera drewno, rozpala ognisko i wyciąga ciepłe skóry z plecaka. Dzięki niemu mogłem, chociaż rozgrzać się odrobinę przy ogniu. Część mnie chciała mu podziękować. Druga część wciąż chowała urazę. Wielką urazę. Nie ważne co zrobi... dla mnie zawsze będzie... kimś, kto mnie skrzywdził.

Zapadł zmrok i powoli zaczynałem być senny. Nasir chyba to zauważył, gdyż podszedł do mnie i dał mi jedno z futer. Podziękowałem mu cicho i spróbowałem jakoś ułożyć się na ziemi. Futro było grube, ale nawet ono nie mogło dać wiele. To... jakby nie patrzeć środek zimy. Mróz przedzierał się nawet przez materiał grubego płaszcza, który miałem na sobie. Dało się jednak jakoś wytrzymać. Ognisko sprawi, że nie zginę z wyziębienia. Może nie jest przyjemnie... ale przeżyję. To się liczy. Starałem się zignorować mróz i próbowałem zasnąć. Mimo że byłem padnięty, szło mi ciężko. Nie mogłem nawet powstrzymać zgrzytania zębami.

- Zimno ci.

Niski głos wilka wyrwał mnie z zamyślenia. Zerknąłem na niego. Siedział przy ognisku. Spoglądał na mnie swoimi złotymi oczami.

- Tak. Zimno. Ale wytrzymam. Nie jestem jakąś panienką z dobrego domu.

- ... Mogę cię ogrzać.

Odruchowo chciałem sięgnąć po coś, żeby w niego rzucić. I co jeszcze?!

- Nie. Masz się do mnie nie zbliżać.

- ... Dyara jest drobny. Nieprzyzwyczajony do takiego zimna.

- A ty to niby co?

- Nie przeszkadza mi. Dyara jest inny. Ma delikatniejsze ciało.

- ... Wytrzymam.

Nasir nie wydawał się przekonany. Rozmyślał nad czymś chwilę, nim znów się odezwał.

- Zmienię się w wilka. Mnie będzie cieplej. Tobie też.

- Mówiłem, że nie chcę.

- Proszę... trzęsiesz się... Nie mogę całą noc pilnować ognia więc... pozwól mi cię ogrzać.

- ... Będziesz pod postacią wilka?

- Tak. W ten sposób mi też będzie cieplej.

Chciałem odmówić, ale... Było mi tak strasznie zimno.

- ... Masz nie próbować niczego dziwnego jasne?

- Nasir nie zrobi nic co rozgniewa Dyarę.

- ... Zgoda. Niech ci będzie.

Mężczyzna wydawał się zadowolony. Dorzucił trochę drewna do ognia, po czym wstał i zaczął zdejmować ubrania. Szybko odwróciłem się w drugą stronę plecami do ognia. Plecami do niego.

Kilka minut później obok mnie położył się wielki wilk. Po chwili wahania skuliłem się i wtuliłem w jego bok. Ciało wilka owinęło się bardziej wokół mnie i już po chwili poczułem przyjemne ciepło jego ciała. Zasnąłem, wdychając przyjemny zapach sosny, żywicy... lasu.

***

Obudził mnie przyjemny zapach. Wysunąłem się spod futra i powoli otworzyłem oczy. Wszędzie... biel. Potrzebowałem chwili, by przyzwyczaić się do panującej wokół jasności. W końcu usiadłem i przyjrzałem się scenie przede mną.

Nasir był w swojej ludzkiej postaci. Piekł przy ognisku królika.

W brzuchu zaburczało mi tak głośno, że spojrzenie złotych oczu od razu padło na mnie. Podejrzewam, że słyszało to pół lasu...

Zachowałem resztki dumy i jak gdyby nigdy nic wyplątałem się spod futer. Podszedłem bliżej ogniska i usiadłem w pewnej odległości od wilka. Zapanowała długa cisza. Po kilku minutach mężczyzna przyjrzał się mięsu i chyba spodobało mu się to, co zobaczył. W każdym razie królik powędrował w moją stronę, a ja z wahaniem go przyjąłem. Byłem strasznie głodny, ale...

- Ty nic nie jesz?

- Nasir już jadł.

- ... Kiedyś... przedyskutujemy używanie formy pierwszoosobowej.

- Czego?

- ... Nieważne. Kiedy zdążyłeś coś zjeść? Jeszcze nie ma nawet południa.

- Polowałem ze stadem.

- ... Acha... w wilczej formie.

- Tak.

- ... I co upolowaliście?

- Sarnę.

- ... I... no tak zgaduję, że w wilczej formie nie czujesz potrzeby, by ją upiec.

Mogłem najpierw zjeść a później pytać, bo teraz... trochę straciłem apetyt. W każdym razie mój żołądek nadal był pusty, więc zmusiłem się do pierwszego kęsa. Później było już łatwiej. Nasir przyglądał się, jak jem, a gdy już prawie kończyłem, wstał i zaczął pakować futra. No tak... chyba musimy ruszać w dalszą drogę. Cóż... przynajmniej jestem najedzony.

Samotny wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz