Rozdział V

6.6K 597 17
                                    

Grimm nie pojawił się tego dnia w moim domu. Zapewne lizał rany. To jedynie wskazuje na to, w jak podłej sytuacji się znalazłem. Gdyby przybiegł tu od razu, znaczyłoby to, że jest wściekły. Skoro postanowił odpuścić dzisiaj, to znaczy, że przyjdzie kiedy indziej. Z planem. Z trzeźwym umysłem. Wkurwiony Grimm działający pod wpływem emocji to łatwiejszy przeciwnik niż Grimm działający z rozwagą i jeszcze większym okrucieństwem. Wiedziałem, że w końcu konsekwencje moich czynów mnie dopadną. Nie wiedziałem tylko gdzie i kiedy, a to było chyba najgorsze.

Przez kolejne dni niemal nie wychodziłem z domu. Gdy już musiałem wyjść, byłem przewrażliwiony na punkcie każdego dźwięku. Na każdą zakapturzoną postać reagowałem z lękiem, a poruszałem się tylko głównymi ścieżkami, na których widziałem innych ludzi.

Dzisiaj był jeden z tych dni, gdy musiałem opuścić moją kryjówkę. Kupcy z południa opuszczą dzisiaj Trevtown, by zdążyć przed śniegiem, który wkrótce zacznie zasypywać drogi. To była ostatnia szansa, by kupić coś spoza okolicznych osad. Udałem się więc na rynek, by wykorzystać tę ostatnią szansę. Następna karawana kupiecka przybędzie bowiem dopiero po wiosennych roztopach.

Tak jak się spodziewałem wielu mieszkańców, wpadło na ten sam pomysł. W końcu kupcy będą chcieli pozbyć się jak największej ilości towarów i będą skłonni do targowania. Nieopłacalne będzie wiezienie ich ze sobą z powrotem, zwłaszcza że część z nich po zimie będzie warte już znacznie mniej. A to oznacza, że będą chętniej opuszczać ceny.

Rozejrzałem się w poszukiwaniu znajomego kramu, gdzie kilka dni temu zakupiłem przyzwoitą buteleczkę czarnego barwnika. Była niewielka i starczyła zaledwie na jedno użycie, ale zakupiłem ją głównie na próbę, a zadowolony z efektu planowałem kupić jeszcze kilka. Nigdzie jednak nie mogłem dostrzec mężczyzny ani jego powozu.

Udałem się w miejsce, gdzie stał poprzednio, jednak teraz był tu inny kupiec handlujący tkaninami. Kram znajdujący się obok był tu też ostatnio, dlatego podszedłem do jego właściciela, by zapytać, czy może coś wie.

- Odjechał.

- Jak to odjechał?

- Sprzedał prawie wszystko i stwierdził, że nie ma zamiaru dalej odmrażać sobie tu tyłka. I szczerze zrobiłbym to samo, gdyby nie pięć worów ziarna, które muszę jakoś opchnąć. Powiedz chłopcze... nie potrzebujesz może ziarna?

- Nie.

- Ależ dla takiego uroczego młodzieńca mogę opuścić cenę o... trzy miedziaki za wór.

- Nie jestem zainteresowany.

- Pięć miedziaków.

- Nie potrzebuję ziarna.

- Twardy z ciebie negocjator. Pięć miedziaków... i dorzucę pół worka gorczycy.

- Możesz dorzucić i cały wór gorczycy i tak nie będę miał ci, czym zapłacić.

Tłusty, rudowłosy kupiec obrzucił mnie wzrokiem, jakby oceniał czy warto tracić na mnie swój jakże cenny czas, czy może przerzucić się na kogoś, kto będzie chętniejszy do oddania mu swoich pieniędzy.

- Więc czego potrzebujesz?

- Barwnika. Dobrego czarnego barwnika, który wolno się wypłukuje.

- A było tak od razu!

Mężczyzna wszedł do swojego powozu i po chwili wrócił z niewielką czarną buteleczką.

- A oto i jest.

Nie byłem do końca przekonany. Kupiec przypominał mi szczura. Jakaś część mnie podpowiadała mi, że ziarno, które tak ochoczo próbuje sprzedać za tak niską cenę, jest w połowie przegniłe.

- Zabarwi biel na czystą czerń?

- Zabarwi wszystko.

- ... Ile za niego chcesz?

- Och to ostatnia sztuka. Sprzedaje się doskonale i jest wart swojej ceny...

- A ta cena to?

- ... Dwadzieścia pięć miedziaków.

- Oszalałeś?

- Ale spokojnie... Możemy przedyskutować tę cenę.

- Tamten kupiec sprzedał mi buteleczkę podobnych rozmiarów za dwadzieścia.

- Cóż... myślę, że będę skłonny sprzedać ją za dwadzieścia...

- Dam dziesięć.

- Ależ to...

- Jeśli chcesz, możesz wieźć ją z powrotem na południe. Nie dam nawet miedziaka więcej. Tutaj na północy kupię barwnik za pięć.

- Ale czy będzie tak dobry?

- W takim razie kupię dwa. I tak będzie to bardziej opłacalne niż kupić jeden za dwadzieścia.

- ... Cóż... Niech będzie. Tylko dlatego, że to mój ostatni dzień tutaj.

Odliczyłem dziesięć miedziaków i zapłaciłem mężczyźnie. Gdy podał mi barwnik, przyjrzałem się dokładniej buteleczce. Płyn w środku był gęsty i atramentowo czarny.

- Transakcje z tobą chłopcze to przyjemność.

- Tak... Bezpiecznej podróży.

Schowałem buteleczkę do kieszeni i zacząłem krążyć między straganami. Nigdy nie wiadomo czy nie nadarzy się jakaś okazja.

Nie spodziewałem się, że tak szybko będę musiał kupić nowy barwnik. Niestety poprzedni zaczął się wypłukiwać. Stanowi jednak dobrą bazę pod kolejne barwienie. Nałożenie dodatkowej warstwy nie zaszkodzi. Wystarczy, że moje włosy staną się, choć o kilka tonów jaśniejsze i ktoś może zacząć coś podejrzewać. Wolałem być przezorny, zwłaszcza teraz gdy Grimm wydaje się coś podejrzewać.

Nie jestem wilkołakiem, ale... ale wystarczy, że on powie, że nim jestem i poda chociaż jeden fakt, który mógłby na to wskazywać. Podejrzewa mnie o uwolnienie tamtego wilka. Nie ma dowodów, ale przez to będzie węszył. To, że swego czasu zalazłem mu za skórę, a ostatnio jeszcze bardziej, nie pomaga.

Gdy wróciłem do domu, od razu nałożyłem barwnik na włosy. Wyglądały dobrze. Może kupiec wcale nie próbował mnie naciągnąć. Farbowały odrobinę jednak to normalne przy pierwszym myciu.

Tak więc przynajmniej jeden problem miałem z głowy. Moja gorączka i bóle brzucha także całkowicie zniknęły więc i drugi problem zniknął. Została sprawa Grimma.

Widziałem go wczoraj. Wygląda na to, że złamałem mu nos. On też mnie widział, ale nie próbował się na mnie rzucić. Jedynie otaksował mnie wzrokiem i wrócił do rozmowy z rzeźnikiem. To było odrobinę... podejrzane.

Próbowałem przewidzieć jakoś jego ruch, jednak nie byłem w stanie stwierdzić, do czego może się posunąć. Najprawdopodobniej w końcu, gdy będę się najmniej tego spodziewał, zaatakuje mnie i... weźmie to, czego chce.

Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo się na mnie uwziął. To nie jest kwestia kilku miesięcy, to trwa już lata. Zaczęło się jeszcze, gdy moja matka żyła, a on był jednym z jej klientów. Jebany sukinsyn... miałem trzynaście lat, gdy zaoferował mojej matce, że zapłaci podwójnie za noc ze mną. Mogłem jej zarzucić wiele... ale nie sprzedała mnie. Nigdy nie... nie próbowała mnie do niczego zmusić.

Gdy odeszła cztery lata temu myślałem... że to już koniec. Zanim zmarła powiedziała tylko, że coś dla mnie zostawiła i prosiła, bym żył. Gdy później odszukałem to, co ukryła za naszym domem...

To nie było dużo pieniędzy. Musiała zbierać je na wypadek, gdyby coś złego się stało. Rozwiały się szybko. Zapewniłem mojej matce pogrzeb. Przynajmniej tyle mogłem zrobić. A później żyłem dzięki nim przez prawie pół roku, nim zacząłem sam zdobywać pieniądze i radzić sobie jakoś w tym świecie. Było ciężko. Czasami miałem ochotę się poddać.

Grimm przychodził kilkakrotnie z propozycją zapłaty, jeśli tylko rozłożę przed nim nogi. Odmawiałem, a on dalej przychodził. Jednak najwidoczniej ma już dość słuchania odmów i zamierza po prostu wziąć, na co ma ochotę. Tu chodzi o jego męską dumę? Bo ja syn dziwki, który nawet nie ma prawa, nazywać się mężczyzną odmówiłem mu? To o to chodzi? Podejrzewam, że w znacznej części tak. W końcu jemu się nie odmawia.

Samotny wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz