Rozdział LXIII

4.5K 418 51
                                    


Przez kolejnych kilka dni powoli odzyskiwałem siły. Zacząłem nawet jeść nieco bardziej treściwe posiłki. Kilka razy co prawda zwróciłem to, co zjadłem (i mniej więcej połowę moich wnętrzności), jednak nadal w ostatecznym rozrachunku było znacznie lepiej. Wciąż dużo spałem. Instruowałem także Nasira jak używać ziół więc przynajmniej łatwiej mi było po nich zasnąć. Na ból nie dało się zbyt wiele poradzić. Musiałem po prostu jakoś to wytrzymać. Najbardziej przeszkadzało mi to, że Nasir musiał mi we wszystkim pomagać. Nie mogłem nawet wstać z łóżka o własnych siłach. Moja rana była poważna. Przeżyłem tylko dlatego, że... nie jestem człowiekiem.

Przez ten cały czas jednak... Coś było nie tak. Nasir był dla mnie bardzo dobry. Bardzo troskliwy i delikatny. Jednak jednocześnie odrobinę... zdystansowany. Jakby się czegoś obawiał. A przecież zdrowiałem. Z każdym dniem czułem się coraz lepiej. Nasir wciąż jednak traktował mnie z tą... wręcz niepotrzebną ostrożnością. Jakbym w każdej chwili miał się rozpaść. Jakby miało mi się nagle pogorszyć. Nie wiem, czy to przez jego zachowanie, ale sam zacząłem odczuwać pewien niepokój. Coś sprawiało, że czułem się poddenerwowany.

Wydaje mi się, że Nasir zauważył, iż czuję się nieswojo. Starał się jakoś mnie rozweselić. Czułem się lepiej, gdy był obok. Uspokajał mnie nieco. Sama jego obecność była po prostu kojąca.

Być może to zbliżająca się zima wprawiała mnie w taki nastrój. Temperatura z dnia na dzień stawała się coraz niższa i podejrzewam, że to kwestia trzech może czterech tygodni nim spadnie śnieg. Ponadto byłem zamknięty w tym jednym pokoju od wielu dni. Kochałem to miejsce. Nasz dom. A jednak czułem się tu... wręcz uwięziony. Miałem ochotę wyjść na zewnątrz. Przejść się po lesie lub po prostu zrobić... cokolwiek.

Nasir zajmował się wszystkim. Zwierzętami, ponoć nawet moim ogrodem. Przynosił drwa, rozpalał w palenisku, przygotowywał posiłki. A ja po prostu... leżałem.

Najbardziej nie lubiłem tych chwil, gdy mój alfa był zajęty, a ja budziłem się i byłem zupełnie sam. Czułem się wtedy, jak podczas tych nieskończenie długich nocy spędzonych samotnie w mojej obskurnej chacie. Tutaj było ciepło, sucho i bezpiecznie, a jednak równie cicho i samotnie. To uczucie było tak... boleśnie znajome. Ponadto, gdy byłem sam, ogarniało mnie to dziwne uczucie melancholii i irracjonalnego niepokoju. Tak jak teraz.

Obudziłem się jakiś czas temu. Miałem wrażenie, że jeszcze chwila i ogarnie mnie szaleństwo. Pamiętałem już każdą rysę, każde wgłębienie i wypukłość na drewnianym suficie, w który wpatrywałem się godzinami. Na szczęście od utraty zmysłów wybawił mnie mój alfa.

Najpierw usłyszałem jego kroki. Potrafił poruszać się bezszelestnie, a jednak gdy był przy mnie i poruszał się po domu, jakby specjalnie próbował dać mi znak swojej obecności. Po chwili drzwi powoli się uchyliły. Najprawdopodobniej nie chciał, by zaskrzypiały zbyt mocno na wypadek, gdybym spał. Nie chciał mnie obudzić. Gdy jednak spojrzał na mnie i zauważył, że byłem jak najbardziej obudzony, uśmiechnął się do mnie i od razu jakaś część tego spoczywającego na mnie ciężaru zniknęła.

- Dyara kochany jak się czujesz?

- ... Lepiej.

Brunet wszedł do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi. Od razu ruszył do szafy, gdzie oprócz ubrań trzymaliśmy różne przydatne rzeczy jak kawałki czystego materiału.

- Zmienię ci opatrunek. A później może coś zjesz? Co powiesz na królika? Upolowałem świeżego. Jest dorodny.

- Zbierał zapasy na zimę, której nie doczekał.

- Cóż... Tak. Aczkolwiek to dość... Rzekłbym, że przygnębiające spostrzeżenie. Lepiej spojrzeć na to w ten sposób. Równie dobrze mógł go upolować jakiś podrzędny lis. A tutaj proszę. Zginął z ręki alfy tego lasu i zostanie zjedzony, przez jego piękną i mądrą omegę dając jej siłę i zdrowie.

Samotny wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz