36. Klasztor-część pierwsza.

466 26 1
                                    

•Perspektywa Aleksandra•
Siedziałem na brzegu łóżka patrząc na Zofię, która była już lekko senna.
Zegar wybijał godzinę pierwszą w nocy, a mnie nawet nie chciało się spać.

-Będziesz chciała zasnąć?- spytałem troskliwie.

-Aleksandrze, chyba i tak dziś nie będę mogła spać- powiedziała chwytając mnie za rękę.

Ścisnąłem jej dłoń, a ona spojrzała mi w oczy i lekko podniosła się na łóżku.

-Serce mi krwawi, kiedy patrzę na ciebie w takim stanie...

-A co z Rozalindą?- spytała zmieniając temat.

-Nie obchodzi mnie to, przecież wiesz, że zrobiłem to tylko po to, żebyś była zazdrosna.
Kocham tylko ciebie, dziewczyno.

-Oh Aleksandrze...- powiedziała przysuwając się do mnie.

-Wiem, wiem, że ty nie możesz mi powiedzieć tego samego.

Dziewczyna usiadła na łóżku dokładnie naprzeciwko mnie i zdrową dłonią dotknęła mojego zimnego policzka, potem wplotła swoją dłoń w moje włosy cały czas patrząc mi w oczy.

-Dziękuję, że jesteś- powiedziała czule.

-Zawsze będę, nawet jeśli nie będziesz tego chciała.

Nagle przejechała swoimi uchylonymi ustami po moim czole, czubku nosa, policzku, aż wreszcie delikatnie musnęła moje usta, by później pocałować mnie w szyję.
Chwyciłem ją w moje silne ramiona i przyciągnąłem do siebie stanowczo, teraz znajdowała się tak blisko mnie.
Czułem jej ciepłą skórę na mojej klatce piersiowej.
Wplotłem palce w jej długie, gęste włosy, które w blasku księżyca lśniły i mieniły się aby przejechać dłonią po jej bladym policzku, w który ona wtuliła swoją twarz.
Nie mogłem już dłużej wytrzymać i pocałowałem ją w jej delikatne jak płatki kwiatu usta.
Zofia założyła mi ręce na szyję i odwzajemniła moje pocałunki, które po chwili stały się bardziej namiętne, a moje ręce zaczęły błądzić po jej młodym ciałku, które aż prosiło się o więcej i więcej.
W tej chwili jednak do komnaty wbiegł zdenerwowany Piotr, a dziewczyna odskoczyła ode mnie.

-Panie, dowiedzieli się, ciało, w lesie, ja zrobiłem wszystko co w mojej mocy!- mówił dysząc.

-Jak to? Kto cię widział?- spytałem wstając nerwowo.

-Duch wiedźmy, siostry Rozalindy czuwającej nad wychowaniem dziewczyny.

-Nie martw się, dziecko.
Zmuszę tą zjawę aby nikomu nic nie mówiła, bo inaczej mieszkańcy wpadną w panikę- powiedziałem, choć sam nie byłem pewien swoich słów.

Założyłem pelerynę i czym prędzej popędziłem do miejsca pochówku Rozalindy na moim rumaku.

         •Perspektywa Zofii•
Boże, co ja robię? Nie umiem zapanować nad emocjami.
Przecież nie kocham Aleksandra, ale przy nim czuje taką opiekę, ciepło, oparcie...
Sama nie wiem co mam o tym myśleć, ale jednego jestem pewna, hrabia musi pomóc mi zataić zabójstwo przed tą wiedźmą, bo inaczej będzie miał moją młodą duszę na sumieniu.

      •Perspektywa Aleksandra•
Wreszcie dotarłem na miejsce, nad ciałem Rozalindy widoczna była biała istota, jakby z mgły.
Podszedłem bliżej, a ona odwróciła się do mnie.
Była przerażająca, typowa czarowania.

-Czego chcesz?- spytałem stanowczo.

-Ooo widzę pan hrabia we własnej osobie- odpowiedziała ironicznie.

-Co mam ci dać, abyś zataiła tą zbrodnię?

-Oj książę wampirów jest aż tak zakochany, że jest w stanie oddać wszytko za oczyszczenie z win jego miłości?
A nie myśli o tym, że będę tęsknić za siostrą?

-Co mam uczynić?- zapytałem znowu.

-Oddaj Zofię do klasztoru, chcę żebyś cierpiał w samotności tak jak ja będę cierpiała.

-Nie! Nie zrobię tego, dość już wycierpiałem.

-Zrobisz jeżeli zależy ci na jej życiu, nie chcesz chyba żeby mieszkańcy się zbuntowali i ją skrzywdzili?

Nie wiem co mam począć, jestem między młotem, a kowadłem.

-Dobrze, zgadzam się.

          •Perspektywa Zofii•
Usłyszałam konia Aleksandra wjeżdżającego na dziedziniec zamku, wybiegłam szybko z komnaty aby usłyszeć wieści o mojej przyszłości.
Hrabia nie był jednak zadowolony.
Podszedł do mnie bliżej i spojrzał mi w oczy.

-Jutro wyjeżdzasz do zamkniętego klasztoru odkupić swoje winy modlitwą.

To co usłyszałam przerosło moje oczekiwania, dlaczego nie zawalczył o moją wolność.

-Jak mogłeś!
Nie pójdę do żadnego klasztoru!- krzyczałam, a hrabia chwycił mnie za ramiona.

-Posłuchaj mnie, pójdziesz tam, a ja wymyślę co zrobić.
Będę szukał zaklęć na unicestwienie jej, obiecuję ci.

-Ale nie wiesz ile to potrwa, a ja nie wytrzymam zamknięta w klasztorze!- krzyczała przez łzy.

-Wytrzymasz, musisz.
A jeżeli jeszcze raz będziesz próbowała się zabić to obiecuję ci, że będę męczył cię również po śmierci, mam dobre układy w piekle- powiedział uśmiechając się.

-Przestań, nie mam ochoty na twoje żarty!

-Zrób to, zrób to dla mnie, a ja będę próbował jak najszybciej cię stamtąd wyciągnąć.
Uwierz mi, powiedziałaś mi kiedyś, że czujesz się przy mnie bezpiecznie, więc trwaj w tym dalej.

-Czuję, że nie mam wyboru.
Pójdę się pakować.

-Nie musisz się pakować.

-Jak to?
Przecież muszę mieć ubrania.

-Będziesz nosiła habit zakonny.

-Ja?
Oh Aleksandrze!

-Wiem, sam nie wyobrażam sobie takiej grzesznicy w zakonnym stroju.
To istna profanacja.

Mimowolnie uśmiechnęłam się do hrabiego i czym prędzej pobiegłam do pokoju i położyłam się spać, aby wczesnym rankiem wstać wypoczęta i w pełni sił przed podróżą.

Piękna i WampirOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz