41. Potrzebuję cię.

404 26 4
                                    

           •Perspektywa Zofii•
Minęły trzy ciężkie miesiące pracy, po których ja i moje ciało były zmęczone jak nigdy.
Gotowałam, prałam, sprzątałam, a wielkoduszny Joseph stał się obojętny na mój los starając się zostać biskupem.
Przyzwyczaiłam się do pracy i mojego nędznego losu.
Czasem tylko żałowałam, że nie poczekałam na Aleksandra, który kochał mnie jak nikt i na pewno chciał dla mnie jak najlepiej.
Tego popołudnia jednak Joseph zaszczycił mnie swoją obecnością.

-Zofio, jedziemy dziś daleko, do pałacu pewnego możnego pana.
Potrzebuje on rozgrzeszenia, bo mogą to być jego ostatnie chwile życia.

-Do czego będę potrzebna?- spytałam zdziwiona.

-Musisz wcześniej rozstawić świece nad chorym, przygotować Biblię i inne rzeczy- powiedział obojętnie po czym udał się w stronę powozu.

Ja miałam siedzieć obok woźnicy, przecież zwykła sprzątaczka nie może być godna siedzenia obok tak ważnej osoby.
Droga była długa, a ciemna noc nie pozwoliła mi nawet dostrzec dokładnie pałacu chorego.
Wchodząc do zamku zaczęłam przypominać sobie korytarze, skądś je znałam, pamiętałam to miejsce.
Niepewnie weszłam do komnaty pana tego zamku.
Na łóżku leżał blady mężczyzna z kilkoma ranami na twarzy, lecz nie przyglądałam się mu zbytnio.

-Co mu jest?- spytałam Josepha.

-Już ponad trzy miesiące choruje, w burzową noc zaatakowało go stado wilkołaków, a był osłabiony i dlatego go pokonały.
To bardzo silny wampir, pan tych ziem.

-Jak się nazywa?

-Hrabia Aleksander.

Otworzyłam oczy ze zdziwienia, Boże Aleksander.
Wbiegłam do pokoju podchodząc bliżej jego łóżka, w którym leżał i patrzył nieprzytomnym wzrokiem.

-Aleksandrze to ja.
Błagam powiedź coś.
To ja...Zofia.

Mężczyzna wyszeptał wpatrując się w jakiś punkt zamglonym wzrokiem.

-Zofia nie żyje...- powiedział stanowczo.

-Aleksandrze, ja żyję.
Cały czas myślałam o tobie, że o mnie zapomniałeś i zostawiłeś w klasztorze- mówiłam przez łzy.

Wyjęłam pierścień z kieszeni mojej starej, szarej sukni.

-To pierścień, który mi dałeś- dałam go mężczyźnie do ręki, a on spojrzał na mnie.

-Więc to ty mnie zabiłaś, Zofio.

-Nie!
Nie mów tak, błagam cię.

Spojrzałam na jego nieruchome ciało i nieobecny wzrok.
Rany pokrywały jego szlachetną twarz.
Wyglądał inaczej niż zwykle.

-To już koniec, ja umieram- powiedział spokojnie.

-Nie możesz umrzeć, nie chcę mieć cię na sumieniu.

-Nie będziesz, ja mam na sumieniu samego siebie.
Ważne, że ty jesteś bezpieczna, możesz zaczynać nowe życie, czarownica zgodziła się milczeć.

-Aleksandrze, nie chcę nowego życia, chcę życie z tobą.

-Mówisz tak tylko dlatego, że nie podoba ci się życie pomocy domowej.

-Nie, ja chcę żebyś żył.

Chwyciłam jego zimną dłoń w swoje ręce.

-Umrę w spokoju, że jesteś bezpieczna.
To było moje jedyne marzenie przed śmiercią.

-Aleksandrze, nie umieraj.
Ja...potrzebuję cię.

Zapadła cisza, a ja płakałam siedząc na jego łóżku.

-Po tych słowach nie wypada mi powiedzieć nic innego jak to, że ja ciebie kocham.

-Wiem, wiem o tym, błagam, jeżeli mnie kochasz to nie umieraj.

-Nie mogę ci tego obiecać.

-Zaopiekuj się mną, tak jak dawniej, potrzebuję cię.

Po tych słowach do pokoju wszedł Joseph.

-Zofio, wyjdź.
Czas na rozgrzeszenie chorego.

-Nie wyjdę- powiedziałam stanowczo.

-Zachowuj się, dziecko.
Co cię opętało?

-Jestem jego narzeczoną i nie powinnam przy nim być.

-Ah, co ty mówisz.

-To jest tajemnica, której ci nie wyjawiłam, a to jest mój pierścień zaręczynowy.

Mężczyzna zdziwił się i pobladł.

-Narzeczona wampira u mnie w parafii?
I do tego samego hrabiego...istne szaleństwo, zniewaga.

-Dlatego już nigdy tam nie wrócę i zostanę przy moim panu.

Ksiądz niechętnie rozgrzeszył chorego, po czym szybko wyszedł z zamku lekko zdenerwowany.
Ja zostałam przy Aleksandrze, czuwając nad nim całą noc.

Piękna i WampirOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz