•Perspektywa Zofii•
Chociaż nie spałam całą noc na tym twardym i niewygodnym łóżku udało mi się zasnąć na kilka minut przed godziną szóstą, jednak mój sen nie potrwał długo.-Proszę wstawać!
Już ranek!- krzyknęła zakonnica stojąc nad mym łóżkiem.Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się powoli na tapczanie.
-Już wstaję...- wyszeptałam.
-W zakonie panuje dyscyplina, a jeżeli nie masz ochoty jej przestrzegać będziesz musiała zostać ukarana, siostro- ostatnie słowo wypowiedziała z pogardą.
Czym prędzej wstałam z łóżka, a kobieta wyszła z mojego pokoju dając mi czas na umycie się i przebranie.
Po wykonaniu tych wszystkich czynności wbiegłam do jadalni, gdzie siedziały wszystkie siostry.
Kiedy mnie zauważyły rozszerzyły szerzej oczy z zaskoczona.-Boże! Gdzie twój welon zakonny?
Co ty wyprawiasz?!- krzyczały, a ja zdałam sobie sprawę, że z pośpiechu zapomniałam go założyć, a moje jasne włosy leżały swobodnie na ramionach, co było tu niedopuszczalne.-Przepraszam, zapomniałam- powiedziałam zdezorientowana.
Drzwi uchyliły się, a do jadalni wszedł ksiądz.
-Co tu się dzieje?- spytał obudzony głośnymi krzykami sióstr.
-Ta nowa złamała kolejną zasadę, niech ksiądz zobaczy...a gdzie ona jest?
Ja wybiegłam z sali udając się w stronę kaplicy, gdzie chociaż przez chwilę mogłam zaznać spokoju.
Stanęłam przed wizerunkiem Jezusa i poczułam jak ktoś kładzie rękę na moim ramieniu.
Odwróciłam się gwałtownie.-Spokojnie to tylko ja- powiedział ksiądz.
-Oh, ale się przestraszyłam- powiedziałam głośno oddychając.
-Nie przejmuj się nimi, nic się nie stało.
Widocznie zazdroszczą ci tak pięknych włosów.Mówiąc te słowa ksiądz pogładził mnie po włosach patrząc na mnie z uśmiechem.
-Lepiej wrócę po welon- powiedziałam lekko speszona.
-Tutaj jest moje miejsce, cała ta kaplica należy do mnie i ja pozwalam ci tak chodzić, tym bardziej, że tylko ja mam do niej dostęp.
-Tym bardziej przepraszam, że tak tu wtargnęłam bez słowa.
-Spokojnie, pozwalam ci tu przychodzić, a tamte drzwi za ołtarzem prowadzą do mojej części klasztoru.
Uwierz mi, że i ja czasem mam dosyć tych zrzędliwych zakonnic- powiedział uśmiechając się.-A ja?
Przecież też jestem jedną z nich.-Nie, nie...ty jesteś inna, nie pasujesz tu tak bardzo, że nawet cię polubiłem.
-Bardzo mi miło, jak ma ksiądz na imię?
-Joseph, możesz mówić mi po imieniu.
-Nie wiem czy powinnam...
-Powinnaś, dziecko.
-Ah, tak się cieszę, że mam tu w kimś oparcie- westchnęłam uradowana.
-Wiesz, że zakonnice kazały mi cię ukarać za twoje zachowanie?
-Jak to?
Nie rozumiem...co miałabym zrobić?-Nie musisz nic robić, ja nie potrafiłbym zrobić ci krzywdy.
-A co robiłeś innym?- spytałam, lecz po chwili poczułam, że mogę żałować swoich słów.
-Dziesięć batów lub uderzeń w policzek, dla bardziej niegrzecznych panienek były gorsze kary, ale nie chcę ci o nich mówić.
-To okropne.
-Jesteś taka delikatna, w życiu nie spotkałem takiej istoty jak ty.
Jedynie moja żona miała w sobie tą nutę delikatności...- powiedział zamyślony.-Miałeś żonę?- spytałam zdziwiona.
-I dzieci- dodał mężczyzna.
-Zostawiłeś je?
-Zginęli, poniekąd z mojej winy, ale zagłębiłem tą tęsknotę gdzieś głęboko w moim sercu.
-Przykro mi- powiedziałam współczującym tonem.
-Już to przebolałem, powiedz mi teraz coś o sobie.
Zastanowiłam się moment na ile mogę sobie pozwolić mówiąc mu o sobie.
Muszę przecież pamiętać, że jestem tu potajemnie.-Mój ojciec zmarł, a ja popełniłam wiele błędów, skrzywdziłam mnóstwo osób i w pewniej chwili poczułam w sercu chęć odkupienia swoich win.
-Rozumiem cię, drogie dziecko.
Gdybys kiedyś czegoś potrzebowała, masz we mnie oparcie.Mówiąc to chwycił mnie za rękę i mocno ją uścisnął patrząc mi głęboko w oczy.
Ja zrobiłam to samo i lekko speszona całą tą sytuacją udałam się do mojej komnaty myśląc o Josephie.
CZYTASZ
Piękna i Wampir
VampireNa świecie zaczęło pojawiać się coraz więcej wampirów. Dzień jest ciemny jak noc, a wampiry próbują żyć w przyjaźni i zgodzie z ludźmi. Pewna nieziemsko piękna i nieśmiertelna córka bogatego szlachcica zapłaci wysoką cenę za swoją urodę zostając nie...