Alice
Sprawdziłam puls Harrego i oddycha. To moja szansa na ucieczke z tego chorego miejsca. Muszę wrócić do domu. Ale ja nie mam już domu, nie wrócę do matki. Nie mam pojęcia gdzie się ukryć. Powoli schodze po schodach. Nie słyszę nic poza biciem swojego serca. Reszty chłopaków chyba nie ma w domu. To dobrze los mi sprzyja. Rozglądam się jeszcze po salonie żeby upewnić się czy napewno jestem sama. Cisza. Nikogo nie ma. Kieruje się w stronę drzwi i naciskam klamkę. Zamknięte, mogłam się tego spodziewać oni nie są aż tacy głupi.
Podnosze doniczke leżącą najbliżej drzwi, łudzac się że znajdę w niej klucz. O cholera! Oni jednak są na tyle głupi żeby porwać kogoś i schować klucz w najbardziej oczywistym miejscu. Tańczę w myślach taniec zwycięstwa i szybko odkluczam drzwi. Wychodzę na dwór. I biegnę do bramy. Oczywiście też zamknięta ale nie taka wysoka da się przez nią przejść. Powoli wspinam się na bramę, nie idzie mi to łatwo ale jakoś mi się udaje. Gdy mam już przechodzić na drugą stronę bramy słyszę głośny krzyk z okna.- Dopadne cię suko!!!
O nie Harry jednak żyje... I chyba jest bardzo wkurzony. Szybko zeskakuje z bramy żeby nie tracić czasu. Ała... Upadek z 2 metrów był bardziej bolesny niż myślałam. Chyba skręciłam kostkę bo strasznie mnie boli. Trudno nie ma czasu do stracenia, szybkim krokiem, bo nie daje rady biec, podążam wzdłuż drogi. Nie widzę nic poza drogą i lasami. Oni mieszkają na totalnym pustkowiu, dotego nie mam pojęcia gdzie jestem ani gdzie mogę się udać. Idę przed siebie z nadzieją że niedługo znajdę jakieś miasto bo zaczyna się ściemniać.
Idę tak już chyba 2 godziny, a nadal nie ma żadnego miasta. Siadam zmęczona na ławce. Nie przemyślałam tego. Mogłam wziąść chociaż głupią wodę. Ale cóż już za późno. Odpoczelam 10 minut i idę dalej, w końcu nie mogę tracić czasu. Harry nie może mnie dogonić. Ciekawe czy w ogóle mnie szuka. Pewnie że tak przecież jak pójdę na policję będzie skończony.
Nagle podjeżdża do mnie czarny samochód. Na początku trochę się przestraszyłam ale to moja szansa. Napewno kierowca będzie wiedział jak dojechać do miasta. Samochód zatrzymuje się a okno otwiera.
- A co taka piękna dziewczyna robi sama w lesie o tej godzinie?
- Zgubiłam się, czy mógłby mi Pan powiedzieć gdzie jest najbliższe miasto?
- Oczywiście że tak mogę cię nawet podwieść bo widzę że kulejesz. Co się stało? Wsiadaj i mi opowiesz.
Wsiadłam do auta na tylne siedzenie i zapiełam pasy. Kierowca ruszył z miejsca.
- Opowiadaj.
- To było tak że.... Spadłam że schodów.
- Napewno że schodów? - zdziwiło mnie to pytanie.
- Yyy tak.
- Kłamiesz kochanie wydaje mi się że brama to co innego niż schody. - zaraz że co?!
- Nie wiem o czym pan mówi.
- Doprawdy Alice? Bo mi się wydaje że powinnaś pamiętać swoją nie udaną ucieczke.
- Co Pan ode mnie chce? Proszę mnie wysadzić.
- Nie ma takiej opocji i jaki pan? Poprostu Liam skarbie.
- O kurwa!
- Nie przeklinaj
Czemu wcześniej nie poznałam że to on. Przecież słyszałam jego głos jak mogłam się nie skapnąć. Co teraz ze mną będzie zabiją mnie...
- Gdzie jedziemy?
- Do domu.
O nie.... Już po mnie...
< kom? Tracę wenę >
CZYTASZ
Porwana/H. S
Fanfiction~Czuje jak to wszystko powoli mnie wyniszcza, mam dość ciągłych gwałtów i siniaków które zanim zdążą zejść to pojawiają się następne. Tyle razy mi obiecywał że się zmieni i na początku mu uwierzyłam ale to był błąd. Ale mimo wszystko chyba go kocham...