VI. "Jedziemy do Orlando."

7.9K 241 177
                                    

***

W domu pierwotnych wyjątkowo panowała dzisiaj cisza. Każdy przechodził od pokoju do pokoju, nie dogryzając przy tym innemu członkowi rodziny. Nawet Rebekah i Kol - największe gaduły, zajęli się sobą. Klaus od rana malował, Elijah grał na fortepianie, od czasu do czasu robiąc przerwę na kawę. Finn czekał na swoją ukochaną, która przybyć miała już tego dnia. Ba! Kupił nawet bukiet. Każdy z nich zachowywał się jak nie on.

I pomyśleć, że to wszystko przez jedną osobę.

To nie oni pozbyli się znienawidzonej matki, a siostra ich wrogów. Ponadto, poradziła sobie z tym aż nazbyt dobrze. Nie wycofała się nawet, gdy jeden z nich ją obrażał, co wzbudza podziw. Nie zrobiła tego jednak kompletnie bezinteresownie, to nie w jej stylu. Mieli oni teraz dług, a spłacić go pewnie łatwo nie będzie. 

Bracia Salvatore o dziwo rozmawiali z pierwszymi. I to zaraz po odejściu ich siostry. Wpierw myśleli, że to właśnie Mikaelsonowie ją w wciągnęli. Nie zdziwili się jednak na wieść, że to wszystko sprawka Genevieve. Nie zmieniło to jednak faktu, że Damon przemienił Abby Bennett w wampira, kiedy nie było to potrzebne. Teraz czarownica mierzyła się nie tylko z przemianą w wampira kuzynki, ale i matki. Różnica była taka, że jej kuzynka nie stała się wampirem, a matka tak. 

W całym domu rozległ się dźwięk dzwonka. Finn czym prędzej pobiegł do drzwi, za którymi stała rudowłosa wampirzyca.

        — Finn! — zawołała radośnie, po części nie dowierzając.

        — Sage! — podbiegł i podniósł ją. Oboje roześmiali się przez łzy. Łzy szczęścia, którego tak długo nie mogli bez siebie zaznać — Jak ja za tobą tęskniłem...

        — Wiem, że miałam przyjechać przedwczoraj, ale pewne sprawy mnie opóźniły... — wyznała, odsunąwszy się trochę od niego.

Od dnia, gdy ostatnio widziano Esther, minęły już trzy dni. Nie wydarzyło się podczas nich wiele, co miało również z nieobecnością Genevieve, gdyż pojechała do Filadelfii. Nikt nie wiedział kiedy wróci. Nikt też, oprócz Rebeki, nie ubolewał z tego powodu. Ta żałowała, bo miała wybrać się z nią na zakupy. Jak widać ich więź stała się zażyła, nawet w tak krótkim czasie. 

        — Moje serce usychało z tęsknoty dziewięćset lat, dwa dni nie odbiły na mnie aż takiego piętna... Jakże się cieszę, że cię widzę! — wykrzyknął jej w twarz po raz kolejny. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest szczęśliwy. Jak nigdy dotąd.

        — Ruda suka, no proszę — skomentowała blondynka, opierająca się o drzwi. Rebekah nigdy nie przepadała za Sage, co zresztą odwzajemniała. Jej obecność tutaj zdecydowanie nie ucieszyła jej tak, jak Finna.

         — Mnie też miło cię widzieć, Rebeko — wymusiła uśmiech.

         — Cóż to za zbiegowisko? — spytał Elijah, po wejściu do przedpokoju. On w przeciwieństwie do siostry tolerował rudowłosą. Nie zmienia to jednak faktu, że nie byli przyjaciółmi. Jego brat był przy niej szczęśliwy - to się liczyło. A to błogosławieństwo w świecie, gdzie bracia doznają nieszczęśliwej miłości, nie mającej prawa zakończyć się dobrze. Ich związek mógł istnieć, czego nie raz zazdrościł mu Elijah, Klaus czy nawet Kol.

Bowiem gdy Klaus znajdował partnerkę, kończyła z Elijah'ą, każdej ukochanej Kola podobał się też Niklaus, zaś dziewczyny Elijah'y czuły pociąg do obu jego braci. Najgorszy los, jaki świat mógł im zgotować.

         — Przyszła zdzira — obwieściła skrótowo pierwotna. Obaj jej bracia spojrzeli na nią wymownie. Wtem zdała sobie sprawę, że skoro przyjechała Sage, to prędko zniknie. Razem z jej bratem. Oznaczało to między innymi koniec grobowej atmosfery w ich domu, wolny pokój i studenci z Whitmore każdego wieczoru. Tak, to było coś, dla czego dziewczyna mogłaby przeżyć wizytę Sage i być dla niej.. miłą. 

Sweet and Dangerous || The Vampire DiariesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz