Tytuł adekwatny do daty wstawienia rozdziału. Zanim mnie zlinczujecie i nabijecie na pal wspomogę się tym, że miałam ferie, blokadę twórczą i zepsuty komputer.
***
Pochylał się nad nią, podpierał rękami na wysokości jej ramion. Czuł smak jej słodkich, wiśniowych teraz ust. Żadne myśli go teraz nie pochłaniały, wyłącznie ona. Z każdym pocałunkiem napierał bardziej, energiczniej. Ona także go pragnęła. W końcu rękami przyciągnęła jego plecy do siebie. Wodziła po nich palcami, wręcz go drapiąc. Gdyby nie jego wilczo-wampirza natura, zostawiłaby na nich długie, czerwone ślady.
Zdjęła z niego koszulkę, a jemu dało to znak do dalszych działań. Przyklęknął na łóżku na dwóch kolanach i pociągnął ją za ręce, przez co znalazła się w pozycji siedzącej. Uśmiechnęła się, pokazując mlecznobiałe zęby. I gdy zaczął ściągać z niej koszulkę, będąc już pewien, że tym razem do tego dojdzie...
— Genevieve! Jesteś w domu?!
Głos rudowłosej współlokatorki rozbrzmiał w głowie brunetki niczym dzwon kościelny. Zrzuciła z siebie ręce niebieskookiego i natychmiast podciągnęła koszulkę. On też w błyskawicznym tempie zszedł z łóżka i stanął na równych nogach. Jego koszulka leżała na ziemi, lecz kiedy chciał ją podnieść, brązowooka popchnęła go mocno w stronę okna. Otworzyła je i szybko wyszeptała:
— Przez okno! Przez okno! — popędzała go.
— Nie myśl, że będę chodził po śniegu w lutym bez koszul...
Nie pozwoliła mu dokończyć, mocno przypierając go do okna.
— Albo stąd wyjdziesz po dobroci, albo wyrzucę cię przez balkon! — pogroziła mu.
I widać kto tu kogo terroryzuje w tym związku.
Posłał jej najgroźniejsze spojrzenie, na jakie było go stać i wyskoczył przez okno, lądując na śniegu. Na szczęście był w połowie wilkiem. Podniósł się, otrzepując z białego puchu i sapiąc ze wściekłości, udał się w stronę swojego domu.
Genevieve Salvatore można albo całować po rękach, albo chcieć zamordować z zimną krwią.
Tymczasem brunetka ułożyła jakoś swoje włosy, bo Klaus je roztrzepał, a nie chciała wzbudzać podejrzeń Georginy. Ta szopka trwała już dwa tygodnie i od dwóch tygodni ktoś nieustannie im przerywał. Salvatore nie chciała ujawniać ich relacji, póki nie będzie pewna, że po to nie jest ulotny romans. Zawiodłaby tym braci i swoją przyjaciółkę, a mimo wszystko nie chciała opinii sypiającego z wrogami potwora. No, właściwie to całującego się, bo wiecznie im ktoś przerywa.
A to Damon mówiący, że Stefan zabił wiewiórkę-albinosa, Georgina wpadająca z zakupami czy nieustannie dzwoniąca w nieodpowiednich chwilach Rebekah.
— Gen, patrz co kupi... Przerwałam ci w czymś? — zatrzymała się, wszedłszy do jej pokoju z torbami zakupów.
Jej nieudolne poprawki niewiele dały - włosy wciąż przypominały busz Hermiony Granger, oczy wyrażały strach, a zaczerwienione policzki ewidentnie świadczyły o jakichś sportowych czynnościach. Wampiryzm nie uwalniał od wszelkich ludzkich wad.
— Nie... Ćwiczyłam — chciała się jakoś tłumaczyć.
Gdy Georgina popatrzyła na łóżko, będące aktualnie w nie najlepszym stanie, zwęziła oczy. Ktoś tu nie był z nią szczery.
— Niech ci będzie. Wychodzisz gdzieś jutro? — spytała, odłożywszy torby z zakupami na podłogę.
— Nie, nie ruszam się z domu — odpowiedziała z błogim uśmiechem, kładąc się na łóżku. Chociaż jeden dzień bez ludzi (i nie tylko).
![](https://img.wattpad.com/cover/191836897-288-k702642.jpg)
CZYTASZ
Sweet and Dangerous || The Vampire Diaries
FanfictionPodczas gdy wampiry oraz czarownice z Mystic Falls wciąż zmagają się z Klausem i jego rodziną, w mieście pojawia się kolejny nieśmiertelny krwiopijca, jedna z najbardziej znanego tam rodzeństwa, Genevieve Salvatore. Wprowadzi chaos, który niełatwo b...