XXXIII. "Szepty aniołów"

3.2K 203 183
                                    

***


W posiadłości Mikaelsonów trwała właśnie narada, która miała na celu ustalić tożsamość panny Salvatore. Po jej... popisie na balu maskowym, każdy miał tysiące teorii. Wampir, który używa telekinezy - takie coś mogłoby się zdarzyć, ale tylko w Zmierzchu, do cholery! To było kompletnie nielogiczne. Takie zdolności posiadały przecież wyłącznie wiedźmy, a wiedźmą Genevieve nie była, prawda?

Prawda?

— Co właściwie wiemy o Genevieve? — zwrócił się Niklaus do swojego rodzeństwa, braci Salvatore i kilku innych przybłęd.

— Wie wszystko i opanowała do perfekcji sztukę dedukcji — prychnęła Rebekah.

— Miała kilku chłopaków, którzy mocno wpłynęli na jej życie — dodała Georgina, mając przed oczami swoją wczorajszą rozmowę z Salvatore.

Miała dziwne przeczucie, że bezimienny (jak nazwała go sobie w głowie) namieszał w życiu Genevieve bardziej niż mogłoby się wydawać. W sposób w jaki o nim mówiła... Jednak on pojawił się w nim wiele, wiele lat po przemianie, a Gen raczej nie nabyła tych... zdolności od tak.

— Jest znacznie silniejsza niż mógłby na to wskazywać jej wiek.

— Niektórzy przekonali się o tym na własnej skórze... — mruknęła pierwsza po wypowiedzi Stefana.

Niejednokrotnie pokonała pierwotnego, przykładowo skręcając mu kark. Stefanowi i Damonowi ledwo by się to udało nawet, gdyby Mikaelsonowie spali. Ich ciało było niemal niezniszczalne. Jak taka drobna, wcale nie jakoś bardzo stara wampirzyca mogła ich powalić bez mrugnięcia oczami?

— Z reguły działa rozsądnie, zawsze ma asa w rękawie — dodała niechętnie Caroline.

Salvatorowie zdecydowali się powiedzieć wszystkim tym, którzy mieli świadomość istnienia istot nadprzyrodzonych. Dlatego był z nimi Matt, Tyler czy właśnie Caroline i Elena. Bonnie nie było, nieustannie czuwała nad Jeremym w szpitalu.

Jego stan po ataku Silasa wciąż się nie poprawiał. Nie pomagała ani krew wampira, ani hokus-pokus Bennett. Byli wręcz bezradni i mogli tylko mieć nadzieję, że młody Gilbert wreszcie ocknie się ze śpiączki.

— I potrafi rzucać ludźmi bez użycia rąk — wspomniał Kol, nadal oszołomiony jej groźbą sprzed kilku dni.

— Wspaniale. Jakieś propozycje co do tego, kim może, do licha, być? — klasnął w dłonie Klaus, oczekując jakichś poważnych teorii.

Klaus był dotąd postrachem wszystkich istot nadprzyrodzonych - każda czarownica, wilkołak czy wampir drżał, na dźwięk jego imienia. Wieki terroru i chaosu uczyniły z niego osobę, którą straszono małe dzieci. Ten sam Klaus był teraz w Mystic Falls, próbując pomóc dziewczynie, która zrobiła z niego pantofla.

Dotąd on był samcem alfa - czasami dosłownie. To on rządził innymi, kontrolował i nie dał sobie wejść na głowę. Potem pojawiła się ona - niepozorna siostra braci Salvatore, którzy już wcześniej przysporzyli mu kilka kłopotów. Już od początku się wyróżniała. Może tego nie okazywali, ale zarówno Stefan jak i Damon się go bali, mimo że również mieli na karku sporo lat. Ona nie. Wkroczyła w życie rodziny Mikaelsonów jak do siebie i zmieniła ich wszystkich.

Zawsze była o krok przed nim. Wiedziała o rzeczach, o których jemu się nawet nie śniło. Znała każdy jego następny ruch, jak gdyby była z przyszłości. Nie nadążał za nią - wiecznie nowy pomysł, nietypowy charakter i wiele sekretów, które bardzo chciałby poznać. Była inna od każdej, którą poznał. Była pierwszą osobą na świecie, która okiełznała temperament Klausa Mikaelsona. A przynajmniej w części.

Sweet and Dangerous || The Vampire DiariesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz