XLIV. "Złoty fiołek"

2.2K 161 213
                                    

To w końcu Gecyfer czy Klavieve?

***


— Oto czas, w którym mówisz nam wszystko. Wszystko.

Brunetka westchnęła głośno i spojrzała na brata oraz siedzącą obok niego Georginę. Czuła się jak na jakimś przesłuchaniu. Zresztą, to de facto było przesłuchanie. 

— Wszystko? — powtórzyła głośno, po cichu licząc, że obejdzie się bez zbędnych szczegółów. Zejdzie im na to wiele godzin.

— Wszystko — odrzekła stanowczo rudowłosa. 

Cóż, dowiedzenie się, że jej najlepsza przyjaciółka, a w dodatku współlokatorka, chodziła z diabłem, dosłownie z samym panem piekieł, było odrobinę... Wstrząsające. A nawet trochę bardziej niż odrobinę. Lecz teraz przynajmniej wiedziała, czemu Genevieve tak zacięcie ukrywała jego tożsamość. Gdyby nie rogi, czarne skrzydła i puste spojrzenie "Benjamina", w życiu by w to nie uwierzyli. Może i Woodrow była wierząca, ale nie sądziła, że kiedykolwiek przyjdzie jej spojrzeć czystemu złu prosto w oczy.

— Cóż, historię naszego poznania się być może przybliżyła ci już Georgina. W tej kwestii cię nie okłamałam, moja droga przyjaciółko, było dokładnie tak, jak mówiłam — zaczęła, chcąc pominąć chociaż to. Jednak mina Stefana wyraźnie zdradzała, że nie mówiła mu o tym tak dokładnie, jakby mogła. — W klubie dla dżentelmenów zaczęliśmy grać w bilard, wygrałam. Zaprosił mnie do siebie na rewanż, Lucyfer wygrał. Oboje byliśmy sobie coś winni. On zdradził mi swoją tożsamość, ja zgodziłam się u niego zostać przez kolejny tydzień.

— Już wtedy wiedziałaś, kim jest? — zdziwiła się wampirzyca.

— Wtedy mi o tym powiedział. Uwierzyłam sześć dni później, kiedy ukazał mi się... Zresztą sami widzieliście.

Racja, widzieli.

— Lucyferze! — zawołała, nie próbując już nawet ich zwodzić. 

Podbiegła do nich natychmiastowo, aby ich rozdzielić. Nie trzeba jej było urządzać kolejnego pogrzebu. Zwłaszcza, że wiedziała, kto w tym pojedynku trafiłby do piachu.

Twarz Mikaelsona zdradzała jego uczucia całkowicie. Wyglądał jak zagubione dziecko, które nie ma pojęcia, co się dzieje. Z drugiej strony, przepełniał go strach. Kiedy już sobie uświadomił, że naprawdę staje twarzą twarz z samym szatanem, jego odwaga nagle postanowiła wziąć sobie urlop. Zresztą nigdy nie był odważny, odznaczał się jedynie brawurą. Nie wiedział, co w tej sytuacji ma począć. Już zdążył zauważyć, że Genevieve lubiła groźnych chłopców (o ile Luciena można było nazwać groźnym...), ale żeby aż tak?!

— Uspokój się! — krzyczała, układając mu dłonie na klatce piersiowej. Modliła się, by nikt tędy akurat nie przechodził. 

Cóż, wtedy zdała sobie sprawę, jak bardzo nienawidził jej Bóg.

— Hej, Gen, co wy tam tak długo... O, wow...

To jedyne, co był w stanie wykrztusić z siebie Damon, gdy ujrzał byłego chłopaka siostry. Skrzydła, rogi, czarne oczy. Myślał, że zaraz zemdleje.

Jakby tego było mało, ze szkoły wyszli nagle Stefan wraz z Georginą i Eleną, która chciała sama dowiedzieć się, czemu Salvatore opuścił salę. Ich reakcje były podobne, a nawet jeszcze gorsze.

Od biegu kok Genevieve, który jeszcze przed chwilą wyglądał wręcz idealnie, całkowicie się rozpadł. Jej włosy wyglądały teraz jak ptasie gniazdo, aczkolwiek nie tym się wtedy przejmowała. Podarta suknia również nie krążyła jej wtedy w myślach. Za to myśl, że zaraz jej eks zabije innego eks, tak.

Sweet and Dangerous || The Vampire DiariesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz