×29×

382 39 67
                                    

czekam na spam :)

"wystarczy że zrozumiesz, nie jestem taki zły"

×××

Wyszedłem z samochodu, trzaskając drzwiami najgłośniej jak się dało, i odmaszerowałem kilka metrów od pojazdu, w kierunku bocznego okna białego domu mojej nauczycielki jazdy.

Na pewno jeszcze spała, a nie chciałem być tutaj, po czym tłumaczyć się, że wcale nie ukradłem koni. Więc po prostu musiałem ją obudzić. Złożyłem więc dłonie w trąbkę, i wydarłem się.

- PANI CLARK! - z za otwartego okna usłyszałem śmiech Ryan'a. - PANI CLARK!!!

Jednak chyba spała zbyt twardo. A naprawdę musiałem ją obudzić. Szybkim, zirytowanym krokiem wróciłem do samochodu, otworzyłem drzwi od strony Ryan'a, i z całej siły uderzyłem w klakson.

- PANI CLARK! - wydarłem się ponownie. Po czym znowu chciałem zatrąbić, ale ręką Ryan'a mnie powstrzymała. Posłał mi wręcz proszące wspomnienie, na które zachichotałem.

- CZEGO!? - usłyszałem wtedy znajomy głos z za samochodu. Uśmiechnąłem się, i szybko wróciłem pod okno.

Pani Clark wychyliła się z okna zupełnie zaspana, na głowie miała papiloty, i była ubrana w różową koszulę nocną. Powstrzymałem się przed głośnym śmiechem. Była wyraźnie zdenerwowana, a kiedy zobaczyła jak wesoło się kielczę, złapała się za głowę.

- Fowler, zającu. - westchnęła, co idealnie uslyszalem. Znowu powstrzymałem śmiech.

- Możemy wejść? - zapytałem uroczo. Ponownie westchnęła.

- My?

- Ja, I mój przyjaciel, Ryan. - wskazałem za siebie, łapiąc swoje dłonie. - Możemy?

- Nastolatki. - westchnęła. - Tylko nakarmcie konie, i jeśli łaska, weźcie je, i wypad ze stajni. Las jest duży.

- KOCHAM PANIĄ! - odkrzyknąłem, po czym szybko odbiegłem, czując jak kręci za mną głową.

- Choś! - złapałem Ryan'a za dłoń. - Wybierzesz sobie kumpla!

Ryan szedł za mną, opierając się, ale śmiał się także, powtarzając, że musi zamknąć samochód. Zatrzymałem się na dwie sekundy, usłyszeliśmy trzask, po czym pobiegłem w kierunku stajni. Ryan prawie się przewrócił, przez siłę z którą go pociągnąłem.

Weszliśmy do budynku, gdzie przywitały nas parsknięcia zwierząt. Puściłem dłoń mojego... W sensie, Ryan'a, i podbiegłem do Ollie'go, łapiąc jego pysk w dłonie.

- Jedziemy na przygodę. - oświadczyłem cicho, i odniosłem wrażenie, że koń mnie zrozumiał.

- Andy? - usłyszałem głos za sobą. Ryan dalej stał na środku stajni, i chyba nie do końca wiedział co ma zrobić. Był uroczy. Więc zaśmiałem się z jego bezradności. I to naprawdę było urocze.

- Musimy takiego, co nie zrzuci cię z siodła, bo będzie miał taki kaprys. - podszedłem do chłopaka, który spojrzał na mnie niepewnie.

- Nie znam się na koniach. - przyznał.

- Wiem. - zaśmiałem się. - Ale najpierw musimy je nakarmić, a ja mogę nie unieść wiadra.

- Okej. - uśmiechnął się. Złapałem go za nadgarstek i pociągnąłem na sam koniec budynków. Stały tam ogromne, drewniane kosze z paszą dla koni. Poinstruowałem Ryan'a, a chwilę później obydwoje wzięliśmy się do roboty. Brunet wykonał ciężką pracę związana z noszeniem wiadra z wodą i paszą, a ja wygrzebałem siodło z torbami, żeby mieć gdzie włożyć najpotrzebniejsze rzeczy, po czym szybko je umyłem.

𝚠𝚑𝚊𝚝 𝚢𝚘𝚞 𝚌𝚊𝚗'𝚝 𝚜𝚎𝚎 × 𝑹𝒂𝒏𝒅𝒚 ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz