×8×

543 55 49
                                    

Spam, spam, spam!

"W moim świecie to ty jesteś dziwny"

×××

Dzisiaj jest już końcówka października.

Dużo czasu minęło co?

A ja jak widzicie, dalej żyję.

Niestety.

Mike nie odstępuje mnie na krok. Skonfiskował mi wszystkie ostre przedmioty. Jest cholernie troskliwy, ale to wcale nie poprawia mi nastroju.

Ataki się powtarzały. Prawie codziennie. Przez pierwsze kilka tygodni był to Beaumont. A któż inny?

Potem to się jednak zmieniło. Wygarnaiali mi inni, a Beaumont trzymał się z tyłu. Czemu? Nie mam bladego pojęcia. Ale to nie znaczy wcale że mój stan psychiczny się polepszył. Wręcz przeciwnie. Z każdym dniem jest coraz gorzej. A do tego zbliża się kulminacyjny moment tego roku - 28 listopada. 3 rocznica śmierci mojego taty.

W moim pokoju udało mi się - z pomocą Mikey'a - pomalować ścianę nad łóżkiem. Teraz biorę się za planety przy oknie. To mnie odpręża. Zapominam na czas kiedy maluję.

A do tego moja mama wcale nie ułatwia sytuacji. Wrócił rygor, w którym dostaję opieprz za każdą ocenę poniżej 4. Jest strasznie. Wracam ze szkoły na granicy płaczu, zaryczany po godzinach spędzonych w szkolnym kiblu, myśląc że skończyłem limit łez na dziś, ale nie. Mama krzyczy, wmawia że stać mnie na więcej, karze mi się bardziej starać. Nie wytrzymuję. Uciekam ze łzami do pokoju, i żyję tą czarną rutyną.

Jestem już pewny na 99% że mam nawrót mojej choroby.

W szkole jestem nękany, przez co nie jestem w stanie skupić się na nauce. Wracam do "domu", a tam na dokładkę jeszcze opierdol od mamy.

Przysięgam że gdyby nie Mikey już by mnie tu nie było.

A dzisiaj wróciłem ze szkoły z całkiem nieźle przeciętą wargą i siniakiem pod nią.

Jak?

Już wyjaśniam.

Wszedłem do tego budynku tortur, od razu kierując się do szatni, żeby zostawić tam kurtkę. Byłem już spóźniony na lekcje, ale zupełnie mi to zwisało. Wszystko mi ostatnio zwisa.

Ale oczywiście myśląc że na te kilka minut dostanę trochę spokoju, ponownie się przeliczyłem.

Bo w szatni niedaleko stał ten plastik Hannah otoczona swoimi przydupadasami. No bo jak inaczej?

Podszedłem do wieszaka, żeby jak najszybciej odwiesić kurtkę i stąd wyjść, ale ledwo tam wszedłem, usłyszałem docinkę.

- Patrzcie dziewczyny, klasyczny przypadek pedalstwa. - usłyszałem ten głos ociekający silikonem, a następnie równie plastikowe chichoty. - Andy, dobrze obciągnąłes wczoraj Cobban'owi?

Zabolało.

- Daj mi spokój. - warknąłem, chcąc stąd wychodzić, ale poczułem jak równie plastikowe pazury wbijają mi się w rękę.

Odwróciłem się i zobaczyłem tą otynkowaną twarz, na co aż zrobiło mi się niedobrze. Uśmiechała się wrednie.

- Nie pyskuj mi pedałku. - warknęła, a jej przydupasy ponownie zachichotały.

- Odczep się ode mnie. - powiedziałem, starając się opanować drżenie głosu, co słabo mi wyszło. Bałem się. Znowu miałem cholerny atak paniki. - To że twoi kumple się do mnie przypierdolili chuj wie po co, nie znaczy że ty też musisz. Aha, wiem, bo jak mi nie dogryziesz, to pewnie usuną cię ze swoich łask, co? Jesteś żałosna. Wszyscy jesteście żałośni.

𝚠𝚑𝚊𝚝 𝚢𝚘𝚞 𝚌𝚊𝚗'𝚝 𝚜𝚎𝚎 × 𝑹𝒂𝒏𝒅𝒚 ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz