wooooow, to już 30 rozdział!
"tata mi obiecał"
×××
- Tutaj w prawo. - poinstruowałem. - Zaraz będziemy schodzić w dół, więc trzymaj mocno wodze, żebyście nie spadli.
Cały dzisiejszy dzień, tak jak obiecał mi Ryan, spędziliśmy w Domino, jeżdżąc po prawie całym lesie. Obiad zjedliśmy zamówiony, na terenie stadniny, opierając się o płot, i to było tak cudowne, że aż niemożliwe jak zwyczajne. Czułem się, jakbym robił to z Ryan'em od zawsze. Jakby był ze mną cały czas, a nie kilka miesięcy. Czułem się, jakbym do niego pasował. Idealnie.
Potem, po obiedzie, pojechaliśmy dalej zwiedzać las. Z głośnika bluetooth leciały przypadkowe kawałki, a my jeźdźiliśmy spokojnie, rozmawiając o wszystkim, i śmiejąc się głośno. Teraz dzień już się kończył. Jechaliśmy na plażę, żeby obejrzeć zachód słońca, i ostatni raz w tym roku zanużyć stopy w wodzie. Żeby się wyluzować. I nie chciałem myśleć tym, co przyniosą następne dni. Nie interesowałem się, że pod coverem piosenki "just like you", którą zaśpiewaliśmy przed obiadem, na Instagram Ryan'a, zapewne przybywa komentarzy. Tego dnia liczyliśmy się tylko my, nie interesując się światem zewnętrznym. Cały dzień na świeżym powietrzu wyluzował nas obydwu.
- Mógłbym spędzać tu każdy weekend. - stwierdził Rye, kiedy zaczęliśmy zbliżać się do plaży. Z pomiędzy drzew było widać wodę, a nasze twarze owiała delikatna bryza.
- Albo całe życie. - przytaknąłem mu, a chłopak posłał mi promienny uśmiech.
Plaża, przed którą byliśmy, pomimo, że nie było to nic nadzwyczajnego, miała swój klimat, który idealnie się wpasowywał w dzisiejszy dzień. Nie była użytkowana przez ludzi. W sumie tylko jeźdźcy z Domino o niej wiedzieli. I chyba to był ten klimat, jakbyśmy mieli swój własny kawałek świata.
- Powoli w dół, pojadę przodem. - oświadczyłem, cmokając na Ollie'go. Mocno zaciągałem lejce do tyłu, żebyśmy nie zsunęli się ze skarpy, co na szczęście nie zakończyło się żadnym wypadkiem. Zapach wody jeszcze mocniej uderzył w moje nozdrza, jednocześnie oczyszczając moje płuca. To jednak był raj dla astmatyka.
- Boję się trochę. - stwierdził Rye, kiedy spojrzałem na niego z dołu. Tylko machnąłem ręką, bo wiedziałem, że da radę. I rzeczywiście, chwilę potem stał już obok mnie. I oddychał głęboko, z szerokim uśmiechem.
Podjechałem do brzegu wody, i zsiadłem z konia, ignorując ból tyłka. Jednak cały dzień konno dał mi się we znaki. Ale było warto. Puściłem Ollie'go, pozwoliłem mu odejść, a on zaczął skubać trawę ze skarpy. Po chwili Rye stanął koło mnie. Spojrzał na mnie, i uśmiechnął się szeroko. Odwzajemniłem uśmiech, po czym zdjąłem buty razem ze skarpetkami, a moje bose stopy wylądowały na chłodnym, mokrym piasku. Zachichotałem, czując jak radość buduje mi się w płucach. Uwielbiałem takie chwile. Było cudownie.
A potem podwinąłem spodnie wyżej, i bez żadnego ostrzeżenia ochlapałem Ryan'a lodowatą wodą, śmiejąc się jeszcze głośniej. Chłopak zatrzymał się w miejscu, z rękoma w górze, a woda skapywała mu z włosów. Złapałem się za brzuch ze śmiechu. Coś rozrywało mnie od środka, i to było cudowne uczucie.
- Masz przesrane. - z tymi słowami w prędkości błyskawicy zrzucił buty i skarpetki, i nawet nie zdążyłem się ruszyć, kiedy on także mnie ochlapał, śmiejąc się. A chyba nie muszę przypominać jak bardzo uroczy śmiech ma.
Jednak nie zmieniało to faktu, że moja koszulka była mokra.
Następne kilka minut goniliśmy się po brzegu morza, śmiejąc się i chlapiąc nawzajem wodą. Włosy Ryan'a były jak po porządnym prysznicu, z kolei moje nogi coraz bardziej zaczęły drzeć z zimna. Jednak nic nie mogło nam zniszczyć tej chwili.
CZYTASZ
𝚠𝚑𝚊𝚝 𝚢𝚘𝚞 𝚌𝚊𝚗'𝚝 𝚜𝚎𝚎 × 𝑹𝒂𝒏𝒅𝒚 ZAWIESZONE
FanfictionKażdy kto miałby okazję spojrzeć na życie szesnastoletniego Andy'ego z zewnątrz, uznał by że jego życie jest idealne, lub że się takie staje. Nic bardziej mylnego. Andy przeprowadza się do centrum miasta razem ze swoją matką. Są i plusy. Pierwszy ro...