×36×

323 36 33
                                    

"lay my hat"

×××

Przez następne dni byłem pusty. Chodziłem do szkoły, ale mój umysł był zupełnie w innym miejscu. Oczywiście że rozmawiałem z moimi znajomymi, ale nie wchodziłem w mocniejsze interakcje ze wszystkimi. Po prostu nie czułem takiej potrzeby.

Nie miałem też potrzeby żeby jeść. Jadłem śniadania i przyjmowałem leki, ale całe dnie zwyczajnie nie czułem głodu. Tym razem wcale nie odzywał się ten głos w głowie i mówił mi że mam przestać jeść bo jestem gruby, ja naprawdę nie czułem głodu. Dostałem też leki nasenne, bo nieprzespane noce coraz bardziej mnie dobijały.

A zniszczony kontakt z Ryan'em wcale nie poprawiał sytuacji. Znaczy, byliśmy razem, ale zachowywaliśmy się tak, jak kiedyś. Jak zwyczajni przyjaciele, którymi kiedyś byliśmy. Jak zwyczajni, zniszczeni przyjaciele. Którym zniszczył się kontakt przez jednego z nich. Wiedziałem, że były takie momenty, kiedy brunet chciał ze mną porozmawiać, ale ja po prostu jakoś go zbywałem. W ten sposób straciłem też jedyne wsparcie psychiczne, i tylko z mojej winy. I to już nie było to samo.

Nie robiłem sobie krzywdy, bo nawet nie miałem na to siły. Nie chciałem wstawać z łóżka, nie chciało mi się chodzić ani oddychać, zasypiałem na lekcjach. Gdybym dalej trzymał się Ryan'a, on na pewno by mnie rozbudził. Zabrał by mnie na kakao po szkole, pomógłby mi z matmą, wciągnąłby mnie na dach swojego samochodu, przez co nie złamałbym nosa.

Tymczasem po szkole szedłem sam chodnikiem, drżąc z zimna. Bo nawet Mikey mnie zostawił, dla Jack'a. Ale nie miałem mu tego za złe, ani trochę. Kochał go. Spędzałem całe dnie na moim łóżku, słuchając playlist z Queen i Eltonem Johnem. Lampiłem się w sufit, nie miałem siły wstać, nie miałem siły.

easy come, easy go

jak wszystko.

I myślałem że to już się nie zmieni, i że po prostu tak będzie.

Aż nie nadszedł 28 listopada.

I myślałem że pustka zupełnie mnie wtedy ogarnie.

Ależ ja się myliłem.

Bo potem było jeszcze gorzej.

***

Tego dnia moim obudzeniem się było zwyczajne otworzenie oczu. Nie westchnąłem, nie zacząłem płakać. Po prostu otworzyłem oczy. Mrugałem powoli, przyzwyczajając wzrok do otoczenia. Wiedziałem, że mama nie będzie kazała mi iść do szkoły, będzie wręcz chciała, żebym został w domu. Jakby wiedziała, że tam byłbym bardziej sam.

Ja z kolei wiedziałem, że prędzej czy później Ryan pojawi się w moim domu, w drzwiach mojego pokoju. Bo obiecał mi już kilka tygodni temu, że przyjdzie. I obiecał mi też, że wtedy mnie nie zostawi.

Jedyny ruch na który się zdobyłem, to było sięgnięcie po telefon ze słuchawkami, i włączenie playlisty, która grała przez ostatnie tygodnie. Nie obchodziło mnie, czy ktoś wchodzi do mojego pokoju, co mówi, co robi. Miałem pustkę w głowie. Kompletną pustkę, a żeby ją zapełnić, słuchałem muzyki.

Potem wiedziałem że mama weszła do mojego pokoju. I że coś mówiła. I że zostawiła śniadanie, oraz całą litanię leków na moim stoliku nocnym. I na chwilę zsunęła jedną słuchawkę z mojego ucha.

- Kocham cię synku. - powiedziała tylko. I po chwili słuchawka była na miejscu, a ja znowu byłem sam. A w oczach miałem pierwsze dzisiaj łzy. I nie płakałem, zwyczajnie pozwoliłem im być. Ale dalej się nie ruszyłem. Siedziałem sam w mojej pustej głowie, i nie zapowiadało się, żeby się to zmieniło. Miałem tak siedzieć cały dzień.

𝚠𝚑𝚊𝚝 𝚢𝚘𝚞 𝚌𝚊𝚗'𝚝 𝚜𝚎𝚎 × 𝑹𝒂𝒏𝒅𝒚 ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz