VI

2K 113 26
                                    

Wstałam około godziny 7:00, bo mieliśmy dzisiaj ważne zajęcia. Szybko się ogarnęłam i poszłam napić się kawy. Jak na złość nie było jej w szafce. Wkurzyłam się. Potrzebuję kawy żeby funkcjonować. Przeszukałam każdą szafkę. Nic. Zero śladu po kawie. Tylko Profesor wiedział że naprawdę jestem uzależniona od kofeiny. Szybko pobiegłam do niego i zapytałam czy nie widział. Powiedział że nie, więc poszłam do innych. Zobaczyłam że Rio piję kawę i dosłownie rzuciłam się na niego. Zabrałam mu kubek z ręki i wypiłam połowę.

-Ejjj Vegas! To moje!- krzyknął zbulwersowany.

-Skąd masz kawę? - zapytałam pomijając jego krzyk. Już się trochę uspokoiłam.

-No z kuchni a skąd? Co się dzieje Vegas?- popatrzył na moją rękę która drżała.

-Nie ma jej w kuchni, przeszukałam wszystko. - zacisnęłam pięść, żeby uspokoić to cholerne drżenie.

-Czemu tak trzęsie ci się ręka?

-Potrzebuje kofeiny. Ktoś ją schował i robi sobie ze mnie nieśmieszne żarty. - rzuciłam bezsilnie. To serio nie było śmieszne.

-Masz, weź moją. I tak już jej nie chciałem.- podał mi kubek z napojem.

-Dzięki młody. Mam u ciebie dług.- uśmiechnęłam się do niego i zeszłam na dół.

Usiadłam przy stole z kawą i piłam powoli. Przy okazji uspokoiłam moją rękę. Niestety zobaczył to ktoś nieodpowiedni. Nikt inny, niż szanowny pan Berlin.
Moja ręka nie trzęsła się już tak bardzo jak na początku ale jeszcze trochę tak.

-Co ci? - zapytał z dziwną miną. Co jest z nim nie tak?!

-Jakiś debil schował kawę. Musiałam wziąć sprawy w swoje ręce. - powiedziałam i wstałałam. Kiedy miałam już wyjść, złapał mnie za rękę która już się nie trzęsła.

-Co ty robisz?! - krzyknęłam, prawie oblewając się napojem.

-Masz problem z kawą? To uzależnienie? - zaczął, a ja przewróciłam oczami.

-Nie twój interes Berlin. - zacisnęłam zęby i wyrwałam się z jego ucisku. - Wiem że to Ty ją schowałeś. Powiem jedno. Już więcej tego nie rób. - przygryzłam wargę i poszłam się ubrać.

Ubrałam stanik sportowy i na to za duży t-shirt który był chyba Denvera, ale nie wiem. Do tego krótkie spodenki. Umyłam zęby, rzęsy pomalowałam mascarą a włosy spięłam w kucyk.
Poszłam do klasy na lekcje. Denver zaczął się chichrać z mojej koszulki a ja tylko wysłałam mu uśmiech i usiadłam.

-Dzisiaj zrobimy lekcje medycyny. Dowiecie się gdzie są najważniejsze mięśnie i żyły. Potrzebuję ochotnika.- zgłosiłam się oczywiście pierwsza. - Chodź Vegas. Musisz się rozebrać. - przygryzłam wargę ściągając koszulkę.

-Połóż się na łóżku, a wy podejdźcie tutaj. - wskazał na przestrzeń obok łóżka.

Zaczął rysować po mnie mazakiem i pokazywać najważniejsze miejsca na ciele. Potrzebował też przejechać pod moim stanikiem, więc delikatnie go podniosłam, a on zrobił tam linie, jednocześnie wkładając swoją ciepłą dłoń. Trochę się spiął, ale zrobił to. Berlin się gotował w środku. Wiem o tym.

-Po co pokazujesz nam to wszystko? Jak mamy się nauczyć tak operować? - zapytał Denver- Jak ktoś mnie postrzeli to chce żeby zobaczył mnie lekarz.

-Niestety będziecie zdani tylko na siebie, więc lepiej wiedzieć na które miejsca uważać. Słuchajcie uważnie. Wiem, że Vegas skończyła medycynę, ale nie zawsze będzie mogła zrobić to sama. Będzie potrzebowała waszej pomocy. Musicie wiedzieć chociaż najistotniejsze rzeczy.

Profesor zaczął malować mi na brzuchu na co zaczęłam się śmiać. Miałam tam łaskotki . Denver zaczął śmiać się ze mną. A za jego śmiechem wszyscy. Mój przyjaciel ma najlepszy śmiech na świecie.

Po tej jakże pięknej prezentacji, ubrałam się. Postanowiłam że umyje to z siebie dopiero wieczorem. Teraz mi się nie chciało. Poszłabym na spacer.

-Profesorze, czy mogłabym iść na spacer? Proszeeee. Tylko tu na pola. - zaczęłam go prosić.

-Ale ktoś musi iść z tobą. - dał warunek, więc już miałam proponować Denvera.

-Ja pójdę! - nagle znikąd pojawił się Berlin.

-Świetnie, możecie iść, ale nie oddalajcie się za bardzo. Berlin pilnuj jej. - zagroził palcem, a ja tylko przeklinałam go w duchu.

-Oczywiście Profesorze.- powiedział pewnie.

Uderzyłam się z otwartej dłoni w czoło. Czemu on? Nieważne. Ważne że mogę iść na spacer.

-Chodź Berlin - pociągnęłam go za rękę na podwórko- Ja prowadzę. - mężczyzna się zaśmiał i splótł nasze palce razem. Popatrzyłam na nasze ręce. Idealnie do siebie pasują. Nic nie powiedziałam ani nie zabrałam ręki.

-Vegas... - zatrzymaliśmy się na łące.

-Tak?- bałam się co powie. Wiecie był nieobliczalny, mógł powiedzieć wszystko.

-Przepraszam że schowałem Ci kawę. Chciałem Ci dopiec. Nie wiedziałem że masz problemy. Dopiero później Profesor mi powiedział. Tak swoją drogą, czemu tylko on wiedział? - przeszywało mnie wzrokiem.

-To mu zaufałam jako pierwszemu. Powiedział że jak mam jakiś problem to mam przyjść do niego. - powiedziałam patrząc mu w oczy.

-A mi ufasz? - zapytał bezpośrednio. Ale ja nie miałam zamiaru go okłamać.

-Nie Berlin, nie ufam Ci. - popatrzył na mnie nieco zbity z tropu- Nie rozmawiasz ze mną i unikasz mnie. Jak mam Ci ufać?

-Przepraszam. Nie chciałem żeby tak to się potoczyło. - patrzył w moje oczy, czekając na odpowiedź. Nie powiedziałam nic. Pocałowałam go. Na początku był trochę zdziwiony, ale oddał pocałunek. Położył swoje dłonie na mojej talii i automatycznie dreszcze przeszły przez mój kręgosłup. Ja swoje dłonie wplotłam mu we włosy. Co my właśnie robimy?

𝐓𝐈 𝐀𝐌𝐎 | 𝔟𝔢𝔯𝔩𝔦𝔫 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz