XIII

1.8K 99 15
                                    

Dzień napadu godzina 8:35.

Siedzieliśmy w samochodzie, który miał zawieść nas pod mennicę. Tokio malowała usta czerwoną szminką, a ja leżałam z głową opartą o ramię Denvera.

-Kto wybrał te maski? - zapytał Rio, ściągając swoją maskę z twarzy.

-Co z nimi? - zapytał Berlin, zerkając na mnie ukradkiem. Dwa dni przed napadem pokłóciliśmy się.

****
2 dni temu.

Siedzieliśmy na Tarasie i rozmawialiśmy o skoku.

-Nie chcę żebyś pakowała się w ten napad kochanie.- rzucił z lekkim niezadowoleniem na twarzy.

-O czym ty mówisz Berlin? - zapytałam, nie rozumiejąc go do końca. W końcu 5 miesięcy się przygotowywałam.

-Masz przed sobą całe życie. Nie byłaś karana. Możesz robić tyle rzeczy. - pogłaskał moją dłoń.

-Czy ty siebie słyszysz? Jestem dorosła i wiem co dla mnie najlepsze. Dzięki Profesorowi, zyskałam nadzieję że moje życie w końcu nie będzie nudne. Nie zostawię cię samego Berlin.

-Nie będę sam. Wróć lepiej do domu.- pokręciłam głową z niedowierzaniem.

-Ja nie mam już domu. - popatrzyłam mu w oczy i z trzaskiem drzwi wróciłam do swojego pokoju.

****
-Nie są straszne. - odpowiedział Rio, a Denver zdjął swoją maskę i popatrzył na nią. - We wszystkich filmach, złodzieje mają straszniejsze. Zombie, szkielety, śmierć.... - zaczął wymieniać.

Berlin wyjął broń i wycelował w chłopaka. Oderwałam się od ramienia Denvera i zakryłam ręką Rio.

-Z pistoletem w ręku czubek jest straszniejszy niż szkielet.- rzucił, patrząc na mnie.

-Wystarczy Berlin. - powiedziałam zła, na co odsunął broń. Wróciłam do ramienia mojego przyjaciela.

-Co to wogóle za wieśniak z wąsem? - zaśmiał się Denver.

-Dali, synu. Hiszpański malarz, z resztą bardzo dobry. - powiedział Moskwa.

-Malarz? Taki co maluję? - zaśmiałam się na jego słowa. Serio był taki głupi? Moskwa tylko pokiwał głową.

-Wiecie co jest straszne?- ponownie się odezwał - Lalki. Są przerażające. Berlin zdjął maskę i spojrzał na nas, jednocześnie przewracając oczami.

-Jakie lalki?- zapytał chłopaka.

-Goofy, Pluto, Myszka Miki i inne. - wymieniał, pokazując na palcach.

-Mysz z uszami jest straszna? Tak sądzisz? - zapytał rozbawiony Rio.

-Tak idioto. Przywalić Ci? - zapytał śmiertelnie poważnie Denver, na co Rio podniósł ręce do góry w geście kapitulacji. - Mam rację. Słuchajcie. Jeśli wieśniak z bronią, przyjdzie gdzieś w masce Myszki Miki, ludzie pomyślą że jest czubkiem i będzie chciał rzeźni. A dlaczego? Bo broni dzieci. Prawda tato? - spojrzał na niego.

-Jeśli tak na to spojrzymy, to jest bardziej niebezpiecznie.- odparł.

Razem z dziewczynami popatrzyłyśmy na siebie i parsknęłyśmy cichym śmiechem.

-Maska Jezusa byłaby jeszcze straszniejsza. Dlatego mówi się : "Pasujesz jak pistolet do Jezusa". - odezwał się Moskwa.

-Chyba do świętego. - zaśmiał się Rio.

-Co za różnica? - popatrzył na niego, a samochód się zatrzymał na drodze. Moskwa i Helsinki wyszli z niego i zaczął się pierwszy etap napadu.

Widać że w naszym gangu brakowało kobiet. Kobieta może spędzić 2 dni, wybierając buty na wesele, ale nie potrzebuje nawet minuty by wybrać maskę na napad.

Pewnie zapytacie jak planujemy to zrobić? Profesor wiedział, że jest jedna droga, żeby dostać się do Mennicy z trzytonowym arsenałem. Razem z ciężarówką, która co tydzień przywoziła nowy papier banknotowy, gotowy do druku. Dokładnie tak robiliśmy. Wjeżdżaliśmy, eksortowani przez policję. Razem z ciężarówką jechały dwa radiowozy. Moskwa razem z Helsinkami zablokowali przejazd. Wiadomo że policjanci, zaczęli dzwonić do centrali, ale zdziwili się gdy Rio zablokował im połączenie.

Razem z resztą wyszliśmy z samochodu i celując bronią, podeszliśmy do policjantów i kierowcy ciężarówki. Przeładowaliśmy arsenał do środka ciężarówki, a Berlin i Denver przebrali się za policjantów, wymieniając się z nimi naszym czerwonym kombinezonem. Usiedli w radiowozach trzymając broń przy brzuchu kierowców. Helsinki zajął miejsce kierowcy ciężarówki, a ja razem z dziewczynami przebrałyśmy się i wsiadłyśmy do czerwonego samochodu. Naszym zadaniem było wejście do mennicy przez główne drzwi i znalezienie Allison Parker - córki ambasadora.

-Uważaj na siebie i pilnuj naszej owieczki.- powiedział mój chłopak, uchylając szybę samochodu.

-Wyluzuj Berlin. Ona ma 17 lat. Poradzę sobie.- odpowiedziałam i odjechałam.

____________________

Profesor kontrolował wszystko z zewnątrz. Gdy dał nam cynk, że chłopcy już wjechali, weszłyśmy do Mennicy.Stałyśmy w kolejce do kontroli gdy reszta która przyjechała w beczkach papieru, wyszła z nich i zaczęła strzelać w sufit. Wszyscy byliśmy rozdzieleni i zatrzymywaliśmy przyszłych zakładników. Razem z Tokio mierzyłyśmy do ochroniarzy, którzy znaleźli broń w naszych torbach. Berlin z Denverem związali policje i przywlekli do hali głównej. Nairobi natomiast pobiegła szukać naszej owieczki. W tym samym czasie Rio zamknął drzwi i nie było już odwrotu.

Gdy Nairobi przyprowadziła Allison i chyba jej chłopaka, mogliśmy zaczynać. Nałożyliśmy wszystkim opaski na oczy i ustawiliśmy w dwa rzędy. Berlin stanął pomiędzy nimi i zaczął z powagą:

-Dzień dobry. Ja tu dowodzę. I najpierw chciałbym najmocniej przeprosić.- Razem z Denverem podeszliśmy do zakładników i zebraliśmy telefony i ich PIN-y. - To nie jest najlepszy koniec tygodnia. Ale jesteście tu w roli zakładników. Jeśli będziecie posłuszni, wyjdziecie stąd żywi.

-Telefon.- Denver podszedł do dyrektora Mennicy.- PIN?

-Po co ci PIN?- zapytał.

-Dawaj pieprzony PIN albo cię pobije. Twój wybór.

- 1234.- razem zaczęliśmy się śmiać.

-Taki spryciarz z takim gównianym PIN-em?Co za idiota. Nazwisko!- powiedział wyraźnie zirytowany chłopak.

-Arturo.Arturo Roman. - wyjąkał.

-Bardzo ładnie. Arturito. - poklepał go po policzku i ruszył do następnej osoby.

Berlin chodził po kolei do każdej zakładniczki. Poczułam się trochę zazdrosna. Nikt mu nie kazał tego robić.

-Hej...Podaj mi dłonie. Jak się nazywasz?- zbliżył głowę do jej czoła, trzymając ją za ręce. Co on odpierdala?! Robi to specialnie?

-Ariadna- rzekła dziewczyna, na oko młodsza odemnie.

-Ariadna..Dotknij moich dłoni. Czy to są dłonie potwora?- dziewczyna pokręciła głową na nie. Kurwa.

-Bo nim nie jestem. Doskonale wiem jak się czujesz. Musisz spróbować się uspokoić.- nie, nie wytrzymam. Odeszłam stamtąd, podchodząc do innych zakładników.

Było mi strasznie przykro, a jednocześnie byłam strasznie wkurzona. Dlatego nie chciał żebym tu była? Miał zamiar zabawiać się z zakładniczkami? Okej, spokojnie. To nie jest teraz ważne.


𝐓𝐈 𝐀𝐌𝐎 | 𝔟𝔢𝔯𝔩𝔦𝔫 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz