XXXII

1.1K 95 12
                                    

-Lu, łap! - złapałam piłkę od Carli i szybko wyminęłam przeciwniczki. Podbiegłam do kosza i rzuciłam. Piłka zakręciła się po okręgu, aż w końcu wpadła do środka. Dziewczyny podbiegły do mnie i zbiłyśmy piątki.

-Wygrałyśmy! - krzyknęłam, przytulając je. Wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem i usiadłyśmy na ziemii.

-Caraballo!- zawołał strażnik. Uniosłam na niego wzrok, przykładając rękę do czoła, bo oślepiało mnie słońce. - Chodź tutaj!

-Co jest?- zapytałam, gdy stanęłam przed nim.

-Masz widzenie.- zmrużyłam brwi. Przecież nikt nie wie, o tym że żyje.

-Co? Z kim?

-Z prawnikiem.- czyli jednak, będę go mieć?

Podeszliśmy do krat, które chwilę później otworzyły się i strażnik wyprowadził mnie do pokoju widzeń. Stanęłam w miejscu i rozglądnęłam się. Zobaczyłam wysokiego mężczyznę który pomachał do nas. Był ubrany w garnitur, a w ręce trzymał teczkę. Gdy strażnik, oddalił się, ociężale ruszyłam do stolika.

-Dzień dobry, nazywam się Lucas. Będę twoim prawnikiem. - wstał i podał mi dłoń którą uścisnęłam. - Usiądź. - wskazał na krzesło na przeciwko swojego.

-Podobno miałam nie mieć prawnika.

-Posłuchaj.- zbliżył się do mnie. - Tylko udaję twojego prawnika. Tak naprawdę, pomogę Ci stąd uciec. - szepnął. - Widzi pani, a jednak ktoś postanowił się podjąć zadania.- uśmiechnął się. Popatrzyłam na niego zdziwiona, aż zrozumiałam że nie kłamie.

-Serio? Jak Pan ma zamiar to zrobić?- zmierzyłam go wzrokiem.

-Mamy 3 miesiące do twojej rozprawy. Zajmiemy się wszystkim. Mów mi Lucas. - uśmiechnął się.

-Okej, Lucas. Skąd wiesz że tu jestem? Wszyscy przecież myślą że nie żyje.

-Od Raquel.- moje brwi wyskoczyły do góry. - Razem z nią, pomożemy Ci. Będę tu przychodzić dwa razy w tygodniu, i tłumaczył co będziemy robić. Dobrze?- pokiwałam głową.

-Ale dlaczego to robicie? Raquel mnie nawet nie zna.

-Teraz jesteście w tym razem. Ona chce znaleźć Profesora. A prawdopodobnie z nim jest Berlin. Twój ukochany. Prawda?

-To na sens. Czyli spotkam Berlina? Możecie mu jakoś powiedzieć że żyje?! - pokręcił głową.

-Na razie jeszcze nie wiemy gdzie są. Po za tym, tylko kilka osób będzie wtajemniczonych. Tu też nikomu nie mów. Zrobisz mu niespodziankę, okej?

-Boże, jestem taka szczęśliwa.- uśmiechnęła się szeroko.

-Caraballo, koniec czasu. Idziemy. - zawołał strażnik.

-Do widzenia Lucas. - uścisnęłam jego dłoń, a on puścił mi oczko. Strażnik zaprowadził mnie pod telefony.

-Twoja karta. Nie zmarnuj jej.- zaśmiał się ten sam facet co kilka dni temu.

-Się wie. - uśmiechnęłam się i wyszłam.

Czyli uda mi się stąd wyjść? Jestem ciekawa jak pomogą mi stąd uciec. Poza tym, Raquel to wszystko zorganizowała. Jestem jej tak dozgonnie wdzięczna.

---------

Udałam się do pralni, w celu wyprania moich ubrań. Po co innego się tam chodzi? Włożyłam brudne rzeczy do pralki i usiadłam na krześle przy ladzie dziewczyny, która tu pracowała. Była więźniarką, ale pracowała tutaj jako pomoc. W więzieniu jest dużo rzeczy do roboty. Można pracować przy rozdawaniu ubrań i zbieraniu rzeczy więźniarek, czyli tam gdzie się idzie na początku. Można pracować w pralni, bibliotece a nawet kuchni. Wszystko da się tu zorganizować.

-Siemka. - przywitałam się. - Jestem Luisa. Ale mów mi Lu.

-Miło mi cię poznać. Sara. - podała mi dłoń którą uścisnęłam. -Po wypraniu możesz wysuszyć parownicą lub powiesić na sznurku i poczekać do jutra.

-Jasne, poczekam do jutra. Dzięki. - uśmiechnęłam się do niej  i wyciągnęłam ubrania z pralki, po czym rozwiesiłam je. Nieźle się nagimnastykowałam żeby dosięgnąć.

-Podpisz tutaj. - wskazała palcem na zeszyt.- Wystarczy nazwisko.- pokiwałam głową i podpisałam.- Jutro znów będziesz musiała podpisać, że odebrałaś rzeczy.

-Okej, dziękuję za pomoc. - uśmiechnęłam się i wyszłam z pomieszczenia. Skierowałam się do celi, ale po drodze ktoś mnie zatrzymał.

-Czego? - zapytałam jakieś kobiety, która widocznie była na głodzie.

-Masz zioło? - zaśmiałam się głośno.

-Zioło? Pojebało cię?- spojrzałam na nią ze smiechem. - Nie jestem dilerką. Chyba szukasz jej. - kiwnąłam głową na kobietę, całą w tatuażach, która patrzyła na nas.

-Kurwa, faktycznie. Dobra sorry. Spadam. - powiedziała i chciała odejść, ale ta  baba znalazła się obok nas.

-Co ty mi kurwa, klientki kradniesz?! - chciała mi przywalić, ale w porę się odsunęłam i runęła na ziemię, a ja zaczęłam się dusić ze śmiechu. Ale  wojowniczka się znalazła. - Z czego się śmiejesz?! Jeszcze raz, spróbuj zepsuć mi interesy, a po tobie. - powiedziała, stając naprzeciwko mnie.

-Lepiej sama, informuj klientów jak wyglądasz. Nie moja wina że się mylą. I nie boję się ciebie. Jebana ćpunka. - prychnęłam i udałam się do celi. Coś tam jeszcze wołała, ale olałam ją.

Ćpunek w tym więzieniu, było nie mało. Co jedna to gorsza. Ale kto by się nimi przejmował? Częściej je tu wykorzystują, gdy są na głodzie. Wiadomo że za chociaż gram zrobią wszystko. Nie wyobrażam sobie być uzależniona od tego gówna. Niby na jakiś czas daje wolność. Czujesz się zajebiście. Ale co potem? Nic, wracasz do swojego nudnego życia.




𝐓𝐈 𝐀𝐌𝐎 | 𝔟𝔢𝔯𝔩𝔦𝔫 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz