VIII

1.9K 113 0
                                    

Minęło kilka dni od tamtych wydarzeń. Między nami układało się super. Miałam dzisiaj nie za dobry humor. W sensie byłam strasznie znudzona. Zeszłam na dół żeby napić się soku. Szłam powoli, z jakimiś głupimi myślami, totalnie nie zwracając na nic innego uwagi. Patrzyłam w jeden punkt i wtedy uderzyłam w kogoś nawet nie wiedząc kto to.

-Przepraszam - powiedziałam cicho, do jak się okazało Helsinek, a on tylko się zaśmiał i wyminął mnie.

Miałam ochotę żeby ten dzień się już skończył albo żeby chociaż Berlin już wrócił. Pojechał gdzieś z Profesorem, nie mam pojęcia gdzie. Powoli nalałam sobie soku, i usiadłam na blacie. Tak cholernie mi się nudziło. Reszta była zajęta czymś kompletnie innym i nie miałam z kim pogadać. Machałam nogami, i przez przypadek szklanka wypadła mi z ręki. Zajebiście. Rozbiła się. Zeskoczyłam z blatu i zaczęłam zbierać szkło. Nawet nie zauważyłam kiedy się rozcięłam.

Kurwa.

Krew lała się bardzo mocno. Musiałam iść do reszty żeby mi pomogli. Krew zabrudziła mi całą koszulkę i kapała na podłogę jak szłam. Super. Będę miała tyle sprzątania przez jedną głupią szklankę. Weszłam do klasy gdzie był Moskwa i Denver.

-Hej pomożecie mi?- powiedziałam zaciskając zęby z bólu. Strasznie piekło.

-Vegas co się stało?! Denver podaj apteczkę! - zdenerwowany Moskwa podbiegł do mnie.

-Rozcięłam się. Przez przypadek.

-Strasznie mocno leje się krew. Musimy to odkazić i zabandażować. - wziął wodę utlenioną i polał całą ranę a ja krzyknęłam z bólu. - Csiii, już. Denver gaza i bandaż!

Chłopak podał mu bandaż i mężczyzna owinął nim moją dłoń.

-Dziękuję za pomoc. Strasznie szczypie. - syknęłam.

-Za niedługo powinno przestać. Przyjdź później, zmienimy opatrunek.- kiwnęłam głową i wyszłam z klasy. Udałam się do siebie żeby jak najprędzej uprać moją koszulkę. Poszłam do łazienki i zdjęłam ubranie. Zostałam w staniku, ale to nie ważne. Zamoczyłam koszulkę w zimnej wodzie i polałam odplamiaczem. Nie wiem czy tak się go używa ale trudno.

-Co tu się do cholery stało? - usłyszałam z dołu głos Berlina i szybkie kroki na górę . Był zdenerwowany. Pewnie szedł śladem krwi. Natychmiast zjawił się u mnie w łazience.

-Vegas co się stało?! Co to za krew? - stałam przed nim w staniku i poczułam lekkie zażenowanie. Pokazałam mu moją rękę z bandażem.

-Pogadamy później Berlin, muszę iść posprzątać. - wyszłam z łazienki i szybko zgarnęłam jakąś koszulkę z szafy.

-Poczekaj! - chwycił mnie za dłoń, a ja syknęłam z bólu. - Boże, Vegas, przepraszam! - pocałował mój bandaż i popatrzył na mnie ze smutkiem.

-Zetrę krew i zaraz wrócę Berlin. - delikatnie pocałowałam go w policzek i zeszłam na dół po mop. Krwi nie było dużo ale prowadziły ścieżkę z czerwonych kropek. Szybo starłam całą tą drogę i pobiegłam zebrać resztki szkła. Tym razem nic mi się nie stało. Wyrzuciłam je do kosza i wstałam. Za mną stał już rozbawiony Berlin.

-Serio? Rozcięłaś się szklanką? Przecież to pewnie mała ranka. Tyle szumu o przecięcie? - zaśmiał się. Zrobiło mi się trochę przykro.

-Tak, jestem dzisiaj strasznie roztrzepana. Nie chciałam jej rozbić, nawet nie wiem jak to się stało. Mam chyba dzisiaj pecha. Muszę już iść. - było mi strasznie przykro że mnie wyśmiał, po za miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Wyminęłam go i poszłam do siebie, zamykając drzwi na klucz. Naprawdę nie chciałam teraz znów na niego patrzeć.

Była godzina 20:00, chyba ucięłam sobie drzemkę. Wstałam i popatrzyłam na mój bandaż. Cały zakrwawiony. Otworzyłam drzwi i poszłam do Moskwy, żeby pomógł mi zmienić opatrunek. Zapukałam cicho do drzwi i weszłam. Moskwy nie było w środku, za to był Denver.

-Hej Denver, pomożesz mi? - wskazałam na moją rękę.

-Jasne, oczywiście. Chodź do klasy. - udaliśmy się tam razem. Usiadłam na biurku Profesora, a Denver wziął potrzebne rzeczy i zaczął zmieniał opatrunek.

-Co się stało młoda? - zapytał z troską.

-Rozbiłam szklankę i jak zbierałam szkło to się rozcięłam. Nie wiem jakim sposobem tak głęboko. Tak właśnie wygląda moje szczęście. - spuściłam głowę, bo myślałam że zacznie się śmiać, tak jak Berlin.

-Masz szczęście że nie wdało się zakażenie. - chłopak dokończył wiązać bandaż i mocno mnie przytulił. -Czemu nie otwierałaś drzwi? Martwiliśmy się. - zapytał dalej mnie tuląc.

-Zasnęłam. Obudziłam się chwilę temu. Zamknęłam się bo nie chciałam żeby Berlin przylazł. Wyśmiał mnie dzisiaj i jest mi strasznie przykro. W sumie, to nawet nie wiem dlaczego. Przecież to nic takiego. Chyba mam dzisiaj jakiś gorszy dzień.

-Co ci powiedział? - popatrzył na mnie z mordem w oczach, pomijając resztę moich słów.

-Czy serio rozcięłam się szklanką. Jakby to było niemożliwe. Zaczął się śmiać więc, poszłam do siebie i zamknęłam się. Powiedział że tyle szumu o małą rankę. Nieważne. Nie przejmuj się

-Zabije go! - Denver wybiegł i zostawił mnie samą. Nie poszłam za nim. Po co miałam to robić? I tak go nie uspokoję, a przynajmniej wygarnie Berlinowi. Z drugiej strony, to moja wina, bo obraziłam się o takie coś.





𝐓𝐈 𝐀𝐌𝐎 | 𝔟𝔢𝔯𝔩𝔦𝔫 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz