Minęło kilka dni od tamtych wydarzeń. Między nami układało się super. Miałam dzisiaj nie za dobry humor. W sensie byłam strasznie znudzona. Zeszłam na dół żeby napić się soku. Szłam powoli, z jakimiś głupimi myślami, totalnie nie zwracając na nic innego uwagi. Patrzyłam w jeden punkt i wtedy uderzyłam w kogoś nawet nie wiedząc kto to.
-Przepraszam - powiedziałam cicho, do jak się okazało Helsinek, a on tylko się zaśmiał i wyminął mnie.
Miałam ochotę żeby ten dzień się już skończył albo żeby chociaż Berlin już wrócił. Pojechał gdzieś z Profesorem, nie mam pojęcia gdzie. Powoli nalałam sobie soku, i usiadłam na blacie. Tak cholernie mi się nudziło. Reszta była zajęta czymś kompletnie innym i nie miałam z kim pogadać. Machałam nogami, i przez przypadek szklanka wypadła mi z ręki. Zajebiście. Rozbiła się. Zeskoczyłam z blatu i zaczęłam zbierać szkło. Nawet nie zauważyłam kiedy się rozcięłam.
Kurwa.
Krew lała się bardzo mocno. Musiałam iść do reszty żeby mi pomogli. Krew zabrudziła mi całą koszulkę i kapała na podłogę jak szłam. Super. Będę miała tyle sprzątania przez jedną głupią szklankę. Weszłam do klasy gdzie był Moskwa i Denver.
-Hej pomożecie mi?- powiedziałam zaciskając zęby z bólu. Strasznie piekło.
-Vegas co się stało?! Denver podaj apteczkę! - zdenerwowany Moskwa podbiegł do mnie.
-Rozcięłam się. Przez przypadek.
-Strasznie mocno leje się krew. Musimy to odkazić i zabandażować. - wziął wodę utlenioną i polał całą ranę a ja krzyknęłam z bólu. - Csiii, już. Denver gaza i bandaż!
Chłopak podał mu bandaż i mężczyzna owinął nim moją dłoń.
-Dziękuję za pomoc. Strasznie szczypie. - syknęłam.
-Za niedługo powinno przestać. Przyjdź później, zmienimy opatrunek.- kiwnęłam głową i wyszłam z klasy. Udałam się do siebie żeby jak najprędzej uprać moją koszulkę. Poszłam do łazienki i zdjęłam ubranie. Zostałam w staniku, ale to nie ważne. Zamoczyłam koszulkę w zimnej wodzie i polałam odplamiaczem. Nie wiem czy tak się go używa ale trudno.
-Co tu się do cholery stało? - usłyszałam z dołu głos Berlina i szybkie kroki na górę . Był zdenerwowany. Pewnie szedł śladem krwi. Natychmiast zjawił się u mnie w łazience.
-Vegas co się stało?! Co to za krew? - stałam przed nim w staniku i poczułam lekkie zażenowanie. Pokazałam mu moją rękę z bandażem.
-Pogadamy później Berlin, muszę iść posprzątać. - wyszłam z łazienki i szybko zgarnęłam jakąś koszulkę z szafy.
-Poczekaj! - chwycił mnie za dłoń, a ja syknęłam z bólu. - Boże, Vegas, przepraszam! - pocałował mój bandaż i popatrzył na mnie ze smutkiem.
-Zetrę krew i zaraz wrócę Berlin. - delikatnie pocałowałam go w policzek i zeszłam na dół po mop. Krwi nie było dużo ale prowadziły ścieżkę z czerwonych kropek. Szybo starłam całą tą drogę i pobiegłam zebrać resztki szkła. Tym razem nic mi się nie stało. Wyrzuciłam je do kosza i wstałam. Za mną stał już rozbawiony Berlin.
-Serio? Rozcięłaś się szklanką? Przecież to pewnie mała ranka. Tyle szumu o przecięcie? - zaśmiał się. Zrobiło mi się trochę przykro.
-Tak, jestem dzisiaj strasznie roztrzepana. Nie chciałam jej rozbić, nawet nie wiem jak to się stało. Mam chyba dzisiaj pecha. Muszę już iść. - było mi strasznie przykro że mnie wyśmiał, po za miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Wyminęłam go i poszłam do siebie, zamykając drzwi na klucz. Naprawdę nie chciałam teraz znów na niego patrzeć.
Była godzina 20:00, chyba ucięłam sobie drzemkę. Wstałam i popatrzyłam na mój bandaż. Cały zakrwawiony. Otworzyłam drzwi i poszłam do Moskwy, żeby pomógł mi zmienić opatrunek. Zapukałam cicho do drzwi i weszłam. Moskwy nie było w środku, za to był Denver.
-Hej Denver, pomożesz mi? - wskazałam na moją rękę.
-Jasne, oczywiście. Chodź do klasy. - udaliśmy się tam razem. Usiadłam na biurku Profesora, a Denver wziął potrzebne rzeczy i zaczął zmieniał opatrunek.
-Co się stało młoda? - zapytał z troską.
-Rozbiłam szklankę i jak zbierałam szkło to się rozcięłam. Nie wiem jakim sposobem tak głęboko. Tak właśnie wygląda moje szczęście. - spuściłam głowę, bo myślałam że zacznie się śmiać, tak jak Berlin.
-Masz szczęście że nie wdało się zakażenie. - chłopak dokończył wiązać bandaż i mocno mnie przytulił. -Czemu nie otwierałaś drzwi? Martwiliśmy się. - zapytał dalej mnie tuląc.
-Zasnęłam. Obudziłam się chwilę temu. Zamknęłam się bo nie chciałam żeby Berlin przylazł. Wyśmiał mnie dzisiaj i jest mi strasznie przykro. W sumie, to nawet nie wiem dlaczego. Przecież to nic takiego. Chyba mam dzisiaj jakiś gorszy dzień.
-Co ci powiedział? - popatrzył na mnie z mordem w oczach, pomijając resztę moich słów.
-Czy serio rozcięłam się szklanką. Jakby to było niemożliwe. Zaczął się śmiać więc, poszłam do siebie i zamknęłam się. Powiedział że tyle szumu o małą rankę. Nieważne. Nie przejmuj się
-Zabije go! - Denver wybiegł i zostawił mnie samą. Nie poszłam za nim. Po co miałam to robić? I tak go nie uspokoję, a przynajmniej wygarnie Berlinowi. Z drugiej strony, to moja wina, bo obraziłam się o takie coś.
CZYTASZ
𝐓𝐈 𝐀𝐌𝐎 | 𝔟𝔢𝔯𝔩𝔦𝔫 ✔️
FanfictionNIE USUWAM JEJ TYLKO ZE WZGLĘDU NA SENTYMENT! CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ. "Dla całego świata możesz być nikim, ale dla mnie jesteś całym światem." Pewnego dnia, Luisa dostaje pewną propozycję od obcego mężczyzny. Czy przystanie na nią? Cz...