XXXVI

1.1K 107 67
                                    

10 dni później...

Miałam dzisiaj okropne mdłości, co skutkowało złym samopoczuciem. Miałam ochotę położyć się i leżeć cały dzień, niestety w więzieniu nie ma takich luksusów. Można było już u mnie zobaczyć delikatnie zaokrąglony brzuch, chociaż to dopiero  15 tygodni. Został równy tydzień, do mojej rozprawy, do której nawet nie dojdzie.

Plan był teoretycznie dość łatwy, gorzej z moją grą aktorską. Chociaż w sumie? Czemu miałoby być aż tak źle? Razem z Martinem i Lucasem, byliśmy dobrej myśli. Pewnie zapytacie co z Raquel... no cóż, nie dostała zgody, na odwiedziny. Lucas opowiadał mi jednak, że znalazła już miejsce pobytu braci, ale szczegóły opowie mi w samolocie. Nie wiem niestety, co będzie z Lucasem, po naszej ucieczce. Jest dość tajemniczy i nie mówi zbytnio o sobie. Wydaje mi się, że nie bez powodu nam pomaga. Może ma jakiś dług u Raq? Nie chce wyciągać pochopnych wniosków, bo jeszcze zmienię nastawienie, a on jest serio bardzo miły.

Było około 16, gdy wróciłam ze spacerniaka, żeby położyć się już. Poprosiłam o to strażnika, bo serio źle się czułam, a nie chciałam iść do lekarza. Nie że go nie lubiłam czy coś, ale poprostu, potrzebowałam tylko odpocząć, okej? Szłam powoli w stronę mojego pokoiku, gdy przede mną, nie wiadomo skąd pojawiły się Paula i jej koleżanki.

-Dokąd to, szmato?- zapytała wyżej wspomniana kobieta. Popchnęła mnie na ścianę i podwinęła rękawy.

-Puszczaj mnie!- syknęłam, gdy jedna z jej bandy złapała mocno moje ramię. Próbowałam się wyrywać ale były strasznie silne. Tępe kurwy. Paula kiwnęła głową i jak na zawołanie, jakaś blondyna, przykleiła mi taśmę na usta.

-Posłuchaj mnie, mała kurwo. Jak jeszcze raz na mnie nakablujesz, to nie wyjdziesz stąd żywa. - przywaliła mi w twarz z pięści, a mój policzek zaczął pulsować.

Wyrywałam się, ale przez to było tylko gorzej. Jedna z nich, uderzyła mnie w brzuch, na co krzyknęłam przez taśmę i upadłam na kolana. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy, a one kontynuowały. Kopały mnie z całej siły, na co krzyczałam głośniej i głośniej, ale chyba nikt mnie nie słyszał. Resztkami sił, próbowałam zakryć głowę rękami, choć raczej marnie mi to wyszło. Przed moimi oczami pojawiły się mroczki, a ostatnie co usłyszałam to krzyk strażnika.

----------

Siedziałam w samolocie, z wielkim uśmiechem na ustach. To ta chwila. Zaraz, miałam spotkać mężczyzne moich marzeń, przytulić go i powiedzieć że wszystko będzie dobrze. Że już go nie zostawię. Obok mnie siedziała Raquel, która była tak samo szczęśliwa jak ja. Trzymała moją dłoń i zdawała się jej nie puszczać. Spojrzalam przez małe okno samolotu. Zaraz mieliśmy lądować. Moje serce biło jak szalone. Nigdy wcześniej nie latałam tą maszyną, ale nie odczuwałam strachu. Panowały we mnie teraz inne emocje, które wiązały się z moim ukochanym. Gdy tylko samolot stanął na ziemi, wstałyśmy i zeszłyśmy po rozkładanych schodkach. Przed nami czekał już jakiś pojazd. W sumie to nie wiem co to było. Na pewno nie auto. Jakiś taki motorek z dachem. Tak bym to nazwała.

-Gotowa? - zapytała Raquel, na co pokiwałam głową, a ona ruszyła. Oglądałam przepiękne widoki, które i tak dość szybko znikały. Profesor to jednak wybrał sobie śliczne miejsce do zamieszkania.

-To tutaj? - zapytałam, gdy zaparkowała przy ślicznym domku na plaży. W tym momencie pozazdrościłam jej faceta. Miał niezły gust. Chociaż Berlin, pewnie wybrał by coś jeszcze lepszego.

-Tak, chodźmy. - pisnęła wychodząc z pojazdu. Widok był niesamowity. Słońce już delikatnie zachodziło. Skierowałyśmy się na taras, gdzie stała jakas postać. Z daleka już poznałam czuprynę Profesora. Spojrzałam na Raq, która biegła już przede mną, żeby jak najszybciej znaleźć się w objęciach ukochanego. Przyspieszyłam kroku i po chwili ją dogoniłam. Stanęła przed Profesorem i mocno go pocałowała, na co zdziwił się ale po chwili jakby ogarnął co się dzieje. Weszłam po dwóch schodkach i chrząknęłam, tak aby mnie usłyszeli.

-Vegas... - jego oczy zaszły łzami, z resztą tak samo jak moje. Mocno docisnął mnie do swojej piersi, a ja zacisnęłam dłonie na jego koszuli.

-Sergio, kto przysz...- uslyszlam ten głos, którego nie mogłam się doczekać, przez te wszystkie miesiące. Odsunęłam się od Profesora i spójrzałam na Andresa, który był widocznie zdziwiony. Uśmiechnęłam się przez łzy i chciałam do niego podejść, ale wtedy stało się to. W drzwiach tarasowych stanęła jakaś blondyna. W męskiej koszuli, z odpiętymi guzikami. TO BYŁA KOSZULA BERLINA.

-Misiu, co się dzieje? - zapytała opierając się o framugę i liżąc lizaka. Spojrzałam na niego i na Profesora, a po moich policzkach spłynął potok łez. Nie umiałam wydusić z siebie, ani jednego słowa. Jakby coś stanęło mi w gardle.

-Luisa..? - w końcu się odezwał, a moje serce rozbiło się na miliony kawałeczków.

-Nie, kurwa. Święty Mikołaj. - popatrzyłam w górę, chcąc odgonić łzy, ale było ich tylko więcej. Popatrzyłam na Profesora i na Raquel z bólem. Chciałam, żeby w tym momencie przejechał mnie pociąg. Odwróciłam się i wybiegłam na plażę. Nie wiedziałam gdzie biegnę, bo byłam tu pierwszy raz. Pierwszy i ostatni. Moje życie, w tym momencie nie miało sensu. Najważniejsza osoba w moim życiu, miała już kogoś innego.

Dobiegłam do jakiegoś molo i krzyknęłam bezsilnie, opadając na nie. Łzy dalej płynęły po mojej twarzy, a ja tępo patrzyłam na zachodzące słońce. Muszę stąd wyjechać. Wezmę tylko pieniądze i już mnie tu nie ma. Było coraz chłodniej. Nie wiedziałam ile już tu siedzę. W tym samym momencie, poczułam koc na moich ramionach, a osoba która go przyniosła, usiadła obok mnie. Patrzyłam na spokojne fale, a ich cichy szum, pozwolił mi się trochę uspokoić.

-Vegas... co zamierzasz zrobić? - Profesor odwrócił się w moją stronę. - Możesz zostać u mnie, ile tylko zechcesz.- zaśmiałam się gorzko.

-Chyba nie jestem tu mile widziana. - starałam palcem łzy. - Wezmę tylko moją część z napadu i już mnie tu nie ma.

-Nie puszczę cię w tym stanie. Boję się o ciebie. - pokręciłam głową z żalem. - Dokąd pojedziesz? Nie masz żadnego planu.

-Bo go nie potrzebuję. W więzieniu dosyć się nauczyłam. Może przy okazji, potrąci mnie samochód i będzie święty spokój.  Moje życie i tak to już porażka. W sumie to czego mogłam się spodziewać? Że będzie na mnie czekał? Przecież cały świat myśli że nie żyje. Jestem taka głupia... - złapałam się za głowę, a po twarzy znów ciekły mi łzy.

-Jesteś najfajniejszą dziewczyną jaką znam. Jesteś silna i dasz sobie radę. Zawsze jestem skłonny, zrobić dla ciebie wszystko. Tak jak ty dla nas. Jesteśmy rodziną, pamiętasz? - powiedział i przytulił mnie mocno, więc wtuliłam się w niego, pozwalając łzom, płynąć swobodnie.

𝐓𝐈 𝐀𝐌𝐎 | 𝔟𝔢𝔯𝔩𝔦𝔫 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz