XXXVIII

1.2K 101 41
                                    

DZIEN ROZPRAWY GODZINA 10:00

-Tu masz ubrania i kosmetyki, masz pół godziny żeby się ogarnąć. Pośpiesz się. - powiedziała ruda strażniczka, podając mi kosmetyczkę i ubrania na wieszaku. Pokiwałam głową, a ona wyszła.

Zajęłam się najpierw twarzą. Pomalowałam się tym co mi dała, żeby chociaż trochę zakryć siniaka. Następnie rozpuściłam włosy, rozczesałam je i spięłam w ciasnego koka. Wiecie, podstawa to dobry wygląd. Ubrałam na siebie białą koszulę i ołówkową czarną spódnicę, która idealnie podkreślała moją figurę. Na nogi założyłam czarne szpilki. Kiedy ja ostatni raz tak wyglądałam? Na koniec podkreśliłam usta czerwoną szminką i spsikałam się perfumem który znalazłam w kosmetyczce. W sumie byłam już gotowa.

-Gotowa? - zapytała strażniczka wchodząc do środka.

-Tak, jak wyglądam?- spojrzałam na nią.

-Dobrze, możesz tak iść. Chodź, idziemy. - kiwnęła ręką, więc udałam się za nią.

Skierowałyśmy się do wyjścia z więzienia. Przy wyjściu, spięła mi ręce kajdankami, żebym nie mogła się uwolnić, ani nic zrobić. Brawa, dla tej pani. Na parkingu czekał już samochód, który miał mnie zabrać do sądu. Kierował nim jakiś facet, a przed drzwiami czekali Martin i Lucas, którzy będą ze mną w środku. Za nami miały jechać jeszcze dwa radiowozy. Uścisnęłam dłoń moim kolegom i wsiadłam do samochodu, a oni zaraz po mnie. Martin kiwnął do kierowcy, a ten ruszył.

-Muszę do toalety. - powiedziałam. - Zaraz się posikam, przysięgam. Możemy się zatrzymać? - zapytałam Palermo, a ten popatrzył na kierowcę.

-Dobra, zatrzymaj się na stacji, stary. - rzucił, a ten zaparkował. - Chodź, szybko. - pośpieszył mnie. Ostatni raz spojrzeliśmy na Lucasa i wysiedliśmy. Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się do toalet. Szybko odpiął mi kajdanki i otworzył małe okienko, którym wydostaliśmy się na tyły stacji. Śmietniki i tak dalej.

- Chodź, Vegas, nie ma czasu! - powiedział i szybko pobiegliśmy do śmieciarki, w której siedziała Raquel za kierownicą. Pokazała głową na przyczepę, a my weszliśmy do niej i zakopaliśmy się we workach że śmieciami. Kobieta ruszyła, a ja uśmiechnęłam się szeroko do mężczyzny. Najtrudniejsze już za nami.

Zadaniem Lucasa, było pójście do toalet i szukanie nas. Wiecie, zrobić zamieszanie że nas nie ma i tak dalej. Niestety na kamerach nic nie znajdą, bo ich już tam nie było, od jakiegoś czasu. Wszystko było zaplanowane.

-Musisz się przebrać. Weź te rzeczy. - szepnął i podał mi torbę. Wyjął z kieszeni małą latarkę i poświecił mi. Wyciągnęłam z torby bluzę z kapturem i zwykle czarne spodnie. Na głowę ubrałam krótką, blond perukę i założyłam na nią kaptur. Wsunęłam okulary przeciwsłoneczne na nos, a szpilki zmieniłem na trampki. - Dobrze, ja bym cię nie poznał. Poświeć mi. - podał mi latarkę, którą skierowałam na niego. Też musiał się przebrać. Założył czarną bluzę i dres. Tak samo jak ja wziął okulary przeciwsłoneczne i umieścił na oczach. Ubrał kaptur i wyglądaliśmy, chyba inaczej niż w rzeczywistości. Miejmy nadzieję.

W końcu Raquel zaparkowała i mogliśmy wysiąść. Szybko pobiegliśmy na samolot, który zaraz miał odlecieć, ówcześnie podając kobiecie bilety. Na szczęście zdążyliśmy dobiec i wsiąść. Śmieciarkę zabrał kolega Martina na złomowisko, żeby ją zniszczyć. Lucas miał tego dopilnować. W duchu modliłam się, żeby nas nie wydał, chociaż chyba nie miał powodów. I tak zmarnował już 3 miesiące.

-Vegas, jak się czujesz? - zapytała kobieta, przytulając mnie do siebie, gdy siedziałyśmy już w samolocie. - Jak dobrze cię widzieć.

-Cieszę się, że jestem tu z tobą. Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. - chwyciłam jej dłoń.

-Ej a ja to co? - oburzył się Martin. Zrobił minę jak obrażony pięciolatek, na co się zaśmiałam.

-Tobie też, Palermo. - również go przytuliłam i odsunęłam się na swoje miejsce.

-Skąd wiesz, że oni są w Tajlandii? - spojrzałam na kobietę, która patrzyła za okno.

-Sergio kiedyś dał mi pocztówki. Znalazłam je i zobaczyłam jakieś rysunki, które się łączą. Złożyłam je i powstała coś na wzór mapy, ze zaznaczonym punktem. Podane były dokładne współrzędne geograficzne, dlatego tam się kierujemy.

-Wow, ten Profesor, to niezłe ma pomysły. - zaśmialiśmy się. - Berlin też tam jest? - zapytałam.

-Niestety nie wiem, ale wydaje mi się że tak. Jeśli nie to Sergio nam powie. Nie martw się.- pogłaskała mnie po policzku i odwróciła się z powrotem do okna.

Samolot wylądował pomyślnie i czym prędzej z niego wysiedliśmy. Czekało już na nas autko typu tuk tuk*, do którego wsiedliśmy.

-Mogę zdjąć już tą perukę i bluzę? Gorąco tu. - Raquel zaśmiała się, ale się zgodziła. Pod bluzą miałam t-shirt, w którym zostałam, a swoje włosy rozpuściłam z tego koka i spięłam w kucyk. Dobrze że nie śmierdzieliśmy tymi śmieciami. Spakowałam rzeczy do tej samej torby, którą wzięłam ze śmieciarki. Miałam tam kilka ubrań i bieliznę, na zmianę. Resztę się kupi. Byłam coraz bardziej podekscytowana.

-Już prawie jesteśmy. - zawiadomił nas Martin, który tym razem prowadził. Uśmiechnęłam się szeroko, a on zaparkował na piasku.

Wyszliśmy i skierowaliśmy się w stronę budynku, który wyglądał przepięknie. Był dosyć duży i znajdował się na plaży, otoczonej morzem. Słońce już zachodziło i widok był naprawdę wspaniały. Ujrzałam na tarasie postać i już z daleka poznałam czuprynę Profesora. Popatrzyłam na Raq, która biegła już przed nami i skrzyżowałam wzrok z Martinem. Uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam i pobiegliśmy za nią.

*To jest to auto, gdyby ktoś nie wiedział.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
𝐓𝐈 𝐀𝐌𝐎 | 𝔟𝔢𝔯𝔩𝔦𝔫 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz