XIV

1.6K 97 14
                                    

Udałam się razem z Denverem i Moskwą do sejfu, żeby wprowadzić nasz plan w życie. Planowaliśmy wziąć kilka toreb pieniędzy, włączyć alarm i czekać na policję. Wtedy wyjść i zacząć strzelać, ale nie w policję tylko w ziemię.

Moskwą otworzył sejf i razem z Denverem rzuciliśmy się, na równo poukładane pieniądze. Od razu nostalgia ogarnęła moje ciało. Zapomniałam o tym co przed chwilą zrobił Berlin.

Zebraliśmy pieniądze do trzech toreb i zanieśliśmy na górę, gdzie w gabinecie dyrektora mieliśmy naszą "bazę". Na ścianie wisiały wszystkie telefony. Każdy nasz ruch, dokładnie widział Profesor. Wszystko było zaplanowane. W końcu do środka wszedł Berlin i powiedział że mamy założyć kamizelki. Przewróciłam oczami, ubrałam to co kazał oraz zgarnęłam pieniądze i minęłam tego debila w drzwiach.

Ustawiliśmy się w piątkę przy drzwiach głównych i czekaliśmy na polecenia Profesora. Nagle usłyszałam jakieś głosy pomiędzy zakładnikami. Odłożyłam torbę i podeszłam do tego który gadał. Podglądał.

-Arturo... Arturito. Zdejmij tą jebaną maskę! - uniosłam się, a on zaczął szlochać.

-Nic nie widziałem, przysięgam! - zaczął, a ja sama zdjęłam materiał z jego oczu.

-Arturito... Lubisz filmy? - zaczęłam spokojnie.

-Taaakkk, bardzo lubię - wyjąkał.

-A zauważyłeś że w horrorach zawsze jest taki miły gość jak ty? Zawsze umiera pierwszy. Sprowadzasz na siebie śmierć Arturito...- powiedziałam szorstkim głosem. - Zakładaj tą maskę i nie waż się jej podnieść, choćby na milimetr. Inaczej strzele w twój głupi łeb! - krzyknęłam i wróciłam na miejsce.

-Teraz!- krzyknęła Tokio i wybiegła z Mennicy.

-Tokio! Jeszcze nie!- wołał Rio i wybiegł za nią.

Tokio położyła torbę na ziemię, gdy jeden z policjantów postrzelił Rio. Szybko wybiegliśmy i zaczęliśmy strzelać w ziemię, chociaż ona nie zrobiła tego co my. Strzelała w policjantów. Zraniła ich, tak jak oni zranili Rio.

Denver z Moskwą, szybko pomogli Rio wejść do środka i zamknęliśmy drzwi. Tokio podbiegła do swojego chłopaka i przytuliła go.

-Pierodolona pierwsza zasada!-krzyknął wkurzony Denver. Tokio dobrze wiedziała że miała czekać na polecenie i strzelać w ziemię. Jednak nie zrobiła tego.

Podeszłam do Rio i zdjęłam mu maskę z twarzy. Ranę miał na skroni, lecz kula tylko przetarła jego twarz. Miał szczęście że nie dostał w głowę.
Szybko wzięłam apteczkę i zajęłam się jego raną. Delikatne draśnięcie, nic więcej.

_________

Siedzieliśmy w gabinecie. Berlin pozbierał od nas słuchawki i wrzucił do akwarium. Rozkazał Rio zadzwonić do Profesora z telefonu analogowego, dzięki któremu będziemy się z nim kontaktować.

-Co się stało? - zapytał Berlin.

-Dwóch policjantów jest rannych. Kto strzelał?

-Tokio. Rio drasnęła kula, a ona zaczęła strzelać. Najwyraźniej są ze sobą. - rzucił beznamiętnie, a ja przewróciłam oczami.

-Daj mi ją. - rozkazał Profesor.- To prawda, Tokio? Sypiacie ze sobą?

-Co ty bredzisz? Mój chłopak zginął przeze mnie, a ty myślisz że sypiam z dzieckiem?! Chroniłam wspólnika i siebie. Nie wszystko poszło zgodnie z twoim planem. - wkurzona odłożyła słuchawkę.

___________

Wszyscy wróciliśmy do swoich obowiązków. Chciałam porozmawiać z Berlinem i w tym celu, udałam się do biura. Stanęłam przy drzwiach, bo usłyszałam że rozmawia z Rio.

-Kobieta proponuję ci seks żeby cię wykorzystać. Zajść w ciążę. Potem się już nie liczysz. To jest dla nich najważniejsze.

-Co ty masz w głowie? Pomyślałeś chodź raz o Vegas? Czemu Profesor mianował cię dowódcą?

-Bo jestem wrażliwy na innych. Vegas mnie nie interesuje. Jest jeszcze dzieckiem, z resztą tak jak ty. Są pewne zasady Rio.

Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Skończony dupek. Jak mogłam się zakochać w takim potworze? Jestem dla niego nikim? Po 5 miesiącach, w końcu poznałam prawdę. Mówił że mnie kocha i że po napadzie będziemy razem. Bezuczuciowy skurwiel. Zauważyłam że zmierza w kierunku drzwi. Szybko usiadłam na schodzie. Nie mam zamiaru zamienić z nim ani jednego słowa.

-Vegas? Czemu nie pilnujesz zakładników? - zapytał z prowokacyjnym uśmiechem.

-Mam przerwę. A co może mi zabronisz?- powiedziałam zirytowana, a jednocześnie zraniona.

-O co ci chodzi? - zerknął w moje zaszklone oczy i podszedł do mnie.

-Odsuń się. Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. Ani teraz, ani nigdy. - łzy spłynęły po moich policzkach. Walnęłam go w twarz, chociaż zasługuje na coś gorszego.- Mam dość. Rozumiesz Berlin?! To koniec, nie pozwolę Ci dalej mną pomiatać, bo jestem człowiekiem i mam uczucia. Zburzyłeś wszystko jak pierodolony domek z kart! Tak bardzo chciałabym cię nienawidzić. - Szybko zbiegłam że schodów i udałam się do jakiegoś wolnego pokoju. Starłam łzy i poprawiłam wygląd. Policzki nadal miałam czerwone, ale to nic. Nie mam zamiaru być słaba.

Berlin był jak zakazany owoc. Zapragnęłam go i bardzo na tym ucierpiałam. Cały czas mnie krzywdził. A ja go kochałam. Co ja gadam, dalej go kocham. Chciałabym potrafić powiedzieć mu że jest mi obojętny tak jak on to zrobił. Nie mogłam. Nie potrafiłam. Jest moją pierwszą prawdziwą miłością. To w jego ramionach czułam się, jakby reszta świata nie istniała. Przy nim czułam się bezpieczna. Po jego słowach poczułam że umarła cząstka mnie.

Udałam się do Denvera któremu pomogłam rozdać ludziom śpiwory, kanapki, wodę i czerwone kombinezony. Takie jak nasze. Podeszłam do Arturo, który mnie wołał.

-Przepraszam... Ale mamy tu chorych na serce, kobiety w ciąży, cukrzyków, młodzież. Wypuście chociaż najsłabszych. - powiedział.

-Nie udawaj pieprzonego Gandhiego, Arturito.-podszedł Denver i powiedział mu w twarz.

-Spokojnie Denver, to mój przyjaciel. Oboje lubimy filmy. - rzekłam z przenikliwym uśmiechem i poklepałam Arturo po policzku. Niezła zabawa z nim była.

Policja już kilka godzin siedziała w namiocie przed mennicą. Jeśli uważali że się boimy, to się mylili. Mogę nawet zginąć za tych ludzi. Już i tak nic mnie tu nie trzyma.

𝐓𝐈 𝐀𝐌𝐎 | 𝔟𝔢𝔯𝔩𝔦𝔫 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz