XXXI

1.1K 95 14
                                    

-Następna! - podeszłam do starszej kobiety która położyła obiad na mojej tacce.

-Umm, dziękuję. - spojrzałam na jakąś papkę, którą dostałam. Znalazłam wzrokiem koleżanki i dosiadłam się do nich. - Co to jest? - zapytałam patrząc na posiłek.

-Kto to wie. Chociaż nie jest najgorsze. Spokojnie, możesz to zjeść. - zaśmiała się Carla.

-Zjem wszystko, bo jestem głodna jak wilk.- parsknęłam.

Razem z dziewczynami, chciałyśmy iść dzisiaj na spacerniak. Jest ładna pogoda, więc miło będzie spędzić tak dzień. Usiadłyśmy na ławce i rozmawiałyśmy na różne tematy.

-Jak można tu do kogoś zadzwonić? - zapytałam

-Musisz wpisać się na listę i za jakiś czas dostaniesz kartę, dzięki której możesz zadzwonić. Ale jest jednorazowa. Później znów musisz czekać.

-Jezu, serio? Dobra, gdzie mam iść się wpisać?- przejechałam dłonią po włosach.

-Do strażnika obok wejścia. Tam są telefony, i też miejsce spotkań. Zauważysz go. - poinformowała mnie Agatha.

-Okej, dzięki. W takim razie, idę. Do później.

Wstałam i powoli ruszyłam do wyjścia ze spacernika. W sumie to nawet nie wiem do kogo zadzwonić, bo żadnego numeru oprócz numerów ratunkowych nie znam. Chociaż... może mają książkę telefoniczną? Zadzwoniłabym do... okej, okej, nie mam do kogo zadzwonić. Kurna. I tak się wpisze. Może ktoś się znajdzie. Najwyżej będę miała kartę na zapas.

-Uważaj jak łazisz! - wrzasnęła jakaś laska, gdy we mnie wderzyła.

-Spierdalaj. - przewróciłam oczami i minęłam ją. Serio, niektóre te laski są pojebane i napalone na lesbijski seks. Rzucają jakimiś nie śmiesznymi tekstami na prawo i lewo.

-Hej, mała! Chcesz się pobawić?! - krzyknęła jakaś kobieta w krótkich włosach.

-Kijem bym cię nie tknęła! - odkrzyknęłam z ironicznym uśmiechem. Widać, że niektóre tutaj są z problemami psychicznymi. Totalnie. Zaśmiałam się w duchu. Dotarłam do krat, które chwilę później otworzyły się przedemną.

-Dzień dobry. Chciałabym sobie zarezerwować kartę na telefon.- uśmiechnęłam się przyjaźnie.

-Jasne, proszę się tutaj wpisać. Karta powinna być jutro. - podpisałam jakąś listę i wpisałam datę.

-Czy ta karta ma jakiś termin ważności, czy mogę zadzwonić kiedy chcę? - młody, trochę przy sobie mężczyzna popatrzył na mnie.

-Nie ma terminu. Wystarczy podejść tak jak teraz, i gdy pokażesz kartę to będziesz mogła udać się tam. - wskazał na pomieszczenie z telefonami i uśmiechnął się.

-Super. Dziękuję bardzo.- chciałam już odejść , ale wtedy usłyszałam że ktoś mnie woła. Spojrzałam w bok.

-Luisa. Chodź ze mną. - Diego przywitał się ze strażnikiem i kiwnął ręką. Popatrzyłam na strażnika, który tylko pokiwał głową i ruszyłam za mężczyzną.

Dotarliśmy do pokoju przesłuchań. Serio? Tu też takie mają? Tu tym razem stała duża kamera, naprzeciwko krzesła.

-Po co tu przyszliśmy?- zapytałam, siadając na drewnianym krześle. - Wiesz że i tak ci nic nie powiem. - mężczyzna usiadł naprzeciwko mnie.

-Słuchaj. Za 3 miesiące odbędzie się rozprawa w twojej sprawie. Niestety, żaden prawnik nie chce cię wesprzeć. Wiesz, że przegrana sprawa, to dla nich katastrofa? A twoja i tak już leży i kwiczy. - zaśmiałam się na te słowa. Kto tak w ogóle mówi?

-Spoks, sama się obronię. - puściłam mu oczko. - Mogę dostać kawę?- zawiadomił kogoś przez krótkofalówkę i dostałam to co chciałam. Wzięłam łyk, który wyplułam. - Co to kurwa jest?! Bezkofeinowa?

-Innej ci nie wolno. Taka musi cię zadowolić. - wzruszył ramionami. - Te 3 miesiące spędzisz tutaj. Mam nadzieję że ci się podoba. - parsknął.

-Nie jest źle. Chociaż jedna baba chciała się ruchać. Myślałam że jej wpierodole. Była obrzydliwa.-wybuchnęłam śmiechem, widząc jego minę. - Mogę już iść?

-Na pewno, nie chcesz nic powiedzieć? - udałam że się zastanawiać i pokręciłam głową. - W takim razie idziemy. - otworzył drzwi i wpuścił mnie z powrotem do więzienia.

-Dzięki stary. Możesz już sobie iść. - pomachałam mu.

Skierowałam się do celi. Dziewczyn nie było, więc rzuciłam się na łóżko. Spojrzałam na szafkę nocną Alicii i zobaczyłam jakiś magazyn informacyjny. Zgarnęłam go i otworzyłam na pierwszej stronie.

Złodziejom z mennicy narodowej, udało się uciec. Prawdopodobnie wszystkim. Nie mamy informacji, dotyczących, stanu zdrowia zakładników. Większość postanowiła że nie będzie mieszać się w sprawę i zostaną anonimowi. Jeden z nich- Arturo Roman, postanowił jednak zeznawać. Z jego zeznań wynika, że złodzieje byli wobec nich okrutni, bili ich i zastraszali. Obdukcja jednak nie wykazała na jego ciele więcej śladów niż rana postrzałowa, którą spowodowała policja. Wychodzi na to że kłamał, przynajmniej w jego przypadku. Więcej informacji na stronie internetowej.

-Co robisz? - zapytała Alicia, patrząc na jej gazetę.

-Przepraszam, chciałam tylko poczytać. - zestresowałam się.

-Luz. Czytałam już ją. Nieźle ten Arturo po was jedzie. Kto to w ogóle jest?

-Dyrektor mennicy. Już w środku sprawiał same kłopoty. Miał szczęście, że w ogóle go nie zabiliśmy. Prawie zabił mojego przyjaciela. Obiecałam mu że mu podetnę gardło. - zaśmiałyśmy się.

-Jak na ciebie mówili? Oczywiście, jeśli mogę wiedzieć. - usiadła na podłodze, opierając się o ścianę.

-Jasne. Mówili na mnie Vegas. Wszyscy byliśmy miastami. - uśmiechnęłam się.

-Zawsze chciałam tam pojechać. - rozmarzyła się.

-Ja też. Uwielbiam to miasto, ale nigdy tam nie byłam. Tęsknie za nimi. Zostawiłam chłopaka. Mieliśmy razem wyjechać. Nie sądziłam, że gdy przed ucieczką powiedział mi, że mnie kocha, to że to będzie ostatni raz. - zaśmiałam się smutno.

-Na pewno, wciąż o tobie myśli. Zadzwonisz do niego?- dziewczyna usiadła obok mnie.

-Nie mogę. Nie znam numeru, o ile w ogóle jakiś ma. - dziewczyna spojrzała na mnie, po czym zamknęła w uścisku.

Jeszcze nie wiedziałam, co się stanie.

𝐓𝐈 𝐀𝐌𝐎 | 𝔟𝔢𝔯𝔩𝔦𝔫 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz