XVI

1.6K 108 25
                                    

Plan polegał na tym że strzelamy w drzwi, a zakładnicy krzyczą. Tak mieliśmy zmylić policję. Dać sobie trochę więcej czasu.

Następnego dnia, przyszła do nas inspektor, prowadząca negocjacje. Rozmawiała z każdym zakładnikiem. Wiadomo że nauczyliśmy jak i co mają powiedzieć. Czy oni serio byli tacy głupi, jeśli myśleli że tego nie zrobimy? Znali tożsamość trójki z nas. Tokio, Berlina i Rio. Więc to oni pokazywali się bez masek.

Końcem końców, nasza Pani inspektor opuściła mennicę, a ja postanowiłam szczerze porozmawiać z Berlinem. Kocham go i ciągle liczę, że wsztystko się ułoży. Poszłam więc do jego biura i bez pukania weszłam do środka. Stał przy oknie, z winem. Jak zawsze. Kochał wino, bez wachania mogłam stwierdzić że to jego ulubiony napój. Po napadzie chciał mieć swoją własną winnice.

Usiadłam na fotelu przy jego biurku i popatrzyłam na niego.

-Przyszlam porozmawiać.- spojrzał na mnie z uniesioną brwią.- O nas.- dodałam.

- Cóż to za nagła zmiana zdania? Jeszcze przedwczoraj nie chciałaś mnie wysłuchać.

-Wiem Berlin. Przyszłam bo kocham cię i sama siebie zraniłam, zrywając z tobą.- spojrzał na mnie ze zdziwieniem.- Powiedz mi jedno. Czemu powiedziałeś Rio że nic dla ciebie nie znaczę?- zapytałam spuszczając wzrok na swoje palce.

-Vegas...- zaczął i kucnął przede mną.- Wiesz jakie są zasady. Nikt oficjalnie nie powinien wiedzieć o naszym związku. Widziałaś że Tokio miała przerypane u Sergio. Jestem tu dowódcą, muszę chociaż udawać, że nie mam bliskich kontaktów z nikim. Jedyne co mogłem zrobić to skłamać. Tak swoją drogą to powinnaś po tych 5-ciu miesiącach wiedzieć że jesteś dla mnie ważna i ufać mi, a nie obrażać się jak małe dziecko.

Miał rację. Co chwilę obrażam się na niego jak dziecko. Nawet w domu w Toledo, obraziłam się o to że się zaśmiał. Ze mną serio jest coś nie tak.

-Masz rację. Ciągle się kłócimy przez moje dziecinne zachowanie. Teraz już wiem że nie miałeś innej opcji. Przepraszam.- spojrzałam mu prosto w jego czekoladowe oczy.- Słyszałam dzisiaj co gadają w wiadomościach...- zaczęłam.

-Nie mów że wierzysz w te kłamstwa wyssane z palca.- trochę się zdenerwował.

-Oczywiscie że nie Berlin. Poprostu chciałam usłyszeć to od ciebie. Mimo wszystko znam cię trochę i wiem że nie byłbyś w stanie molestować dzieci. To nawet brzmi jak nieśmieszny żart.- uśmiechnęłam się.

-Dobrze, teraz ja mam pytanie.- pokiwałam głową na znak żeby zaczął mówić.- Naprawdę byłabyś w stanie, umrzeć za Denvera lub Nairobi?- przypomniał sytuację z przed kilki dni.

-Tak. Strasznie trzęsła mi się ręka, ale gdybyś ty lub ktoś inny strzelił w moich przyjaciół, zrobiłabym to bez wahania. Są teraz dla mnie jak rodzina.

-Chyba bym tego nie przeżył Señorita.- uśmiechnął się czule, a ja objęłam jego szyję.

Tak bardzo brakowało mi jego zapachu. Poczułam że między nami, znów wszystko jest dobrze. Powoli posadził mnie na swoim biurku, a sam stanął pomiędzy moimi nogami. Odsunęłam się od niego i spojrzałam na radosne iskierki w jego oczach. Przeczesał delikatnie moje włosy palcami i zaczął wodzić nosem po mojej twarzy. Przymknęłam oczy i rozkoszowałam się przyjemnym uczuciem. Złożył na moich ustach namiętny pocałunek, w który włożyliśmy wszystkie nasze emocje. Zjechał pocałunkami na moją szyję, na co odchyliłam ją w bok, aby ułatwić mu sprawę. Zaplątałam palce w jego włosy, za które łagodnie ciągłam. Mruczał jak mały kotek, na ten gest. Całkowicie mu się poddałam... W tym momencie, byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie.

____________________

Leżeliśmy z Berlinem na kanapie w jego biurze. W sumie to on siedział, a ja leżałam na jego kolanach. Delikatnie głaskał moje włosy. Tak bardzo cieszyła się z tego że znów jesteśmy razem. Nie mam zamiaru ponownie zepsuć tego swoim zachowaniem. Tak naprawdę uświadomił mi, że zachowywałam się jak gówniara. Kłóciliśy się głównie przez jakieś mało znaczące błahostki, przez które się obrażałam.

Chwyciłam jego dłoń i splotłam nasze palce razem. Swoim kciukiem gładziłam jego.

-Vegas, mogę cię o coś zapytać?- zwrócił się do mnie, tym samym wyrwając mnie z amoku.

-Jasne.

-Chciałabyś mieć dzieci?- wbił we mnie swój wzrok.

-Oczywiście. Od zawsze założenie rodziny, było moim największym marzeniem. Odpowiadając na twoje pytanie. Tak, conajmniej dwójkę. Czemu pytasz?

-W sumie to sam nie wiem. Jakoś tak wpadło mi to do głowy.

-A ty? chciałbyś mieć? - rozciągnełam usta w szerokim uśmiechu.

-Nie wiem. Chyba jestem już za stary. Nigdy nie myślałem o sobie w roli ojca.

-Byłbyś najlepszym ojcem na świecie. I wcale nie jesteś za stary.- podniosłam się na rękach i złożyłam czuły pocałunek na jego wargach.- Muszę iść. Zobaczmy się później.- zeszłam z kanapy i skierowałam się do wyjścia.

𝐓𝐈 𝐀𝐌𝐎 | 𝔟𝔢𝔯𝔩𝔦𝔫 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz