V

2.1K 125 19
                                    

-O co ci chodzi Denver? - zapytałam, gdy staliśmy na tarasie.

-O Berlina. - powiedział spokojnie - Coś jest między wami?

-Nie, nic między nami nie ma. - nie wiem czy powinnam mu mówić o tym pocałunku, dla niego to raczej nic nie znaczyło. Każdy już zauważył że on nie ma uczuć.

-Powiedz prawdę Vegas.- patrzył prosto w moje oczy- Widziałem jak na ciebie patrzył jak wysłałaś mi buziaka.

-Ughhh... Dobra powiem Ci, ale chodź dalej. - pociągnęłam go za ramię bardziej na łąkę, żeby nikt nas nie usłyszał. - Całowaliśmy się wczoraj.

-To nieźle, ile zamierzałaś to ukrywać?! - podniósł na mnie głos. Nawet nie wiem co go tak zdenerwowało.

-Nie rozumiesz Denver, że dla niego to nic nie znaczyło?! Od razu po tym wyszłam. Wiem, że ma gdzieś uczucia. Co miałam mu powiedzieć? Co miałam mu do cholerny powiedzieć, Denver?! - ja też się uniosłam. Cała ta sytuacja mnie przytłaczała.

-Przepraszam Vegas, nie chciałem na ciebie naskoczyć. A jeśli na prawdę żywisz do niego jakieś uczucia, to nie powinnaś ich ukrywać. Widzę jak na ciebie patrzy. Zawsze jak jesteś ze mną, to zżera go zazdrość. To widać Vegas. Przemyśl to.- odwrócił się i poszedł, natomiast ja usiadłam na trawie i zaczęłam myśleć.

Czy Denver mówił prawdę? Berlin jest zazdrosny? Wczoraj był zazdrosny o Profesora? Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Znaliśmy się dość krótko i wątpię żeby go to obchodziło.

Wróciłam do domu i żeby uniknąć pytań od razu poszłam na górę, nawet nie patrząc na przyjaciół przy stole. Za 2 godziny zaczynają się zajęcia. Muszę się ogarnąć. Na początek wzięłam prysznic. Wyprostowałam włosy i zrobiłam mój typowy makijaż. W sumie w prostych włosach nikt mnie tutaj jeszcze nie widział. Ubrałam czarne kolarki i krótki szary top na ramiączku. Typowo u mnie. Ubrałam zwykłe buty sportowe i poszłam na lekcje.

Moja ławka. Przed Berlinem. Kurwa. Bez żadnych emocji podeszłam do ławki i usiadłam na krześle. Czułam się dziwnie. Wiem że Denver na pewno powiedział wszystko Nairobi. Trzymamy się we trójkę i mówimy sobie wszystko. Profesor zaczął mówić więc uważnie słuchałam i notowałam najważniejsze rzeczy.

Z klasy wyszłam jako pierwsza. Udałam się do pokoju w którym przebrałam się w strój kąpielowy, wzięłam koc, olejek oraz okulary przeciwsłoneczne i wyszłam na zewnątrz. Pogoda była piękna. Nieskazitelne niebo, słońce świeciło. Idealna pogoda na opalanie. Co prawda sama, ale nie przeszkadzało mi to ani trochę. Posmarowałam się olejkiem i położyłam na plecach. Nuciłam pod nosem moją ulubioną piosenkę "Better" od Khalida. Nagle ktoś zasłonił mi słońce. Zdjęłam okulary przeciwsłoneczne i zobaczyłam Profesora. To nieźle.

-Hej Vegas, przyniosłem Ci wodę. Przy opalaniu trzeba się nawadniać. - podziękowałam i uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił i wrócił do reszty. To było bardzo miłe z jego strony.

-Hej! Denver!-zawołałam go gdy zobaczyłam że idzie do domu.

-Co jest?- zapytał, podchodząc bliżej.

-Posmarujesz mi plecy? - zapytałam, na co oczy wyskoczyły mu z orbit. Uśmiechnął się zawadiacko po czym schylił się. Położyłam się na brzuchu, a on delikatnie wsmarował olejek w moje plecy.

-Dziękuję. Nie chciałam prosić Profesora bo by i tak tego nie zrobił. - puściłam mu oczko.

-Nie ma za co mała.- powiedział i poszedł sobie.

Znów nuciłam jakieś piosenki, leżąc wygodnie na kocyku. Postanowiłam że pójdę coś zjeść i napić się bo wypiłam całą wodę od Profesora. Już dość się opaliłam. Chciałam zrobić komuś na złość i specjalnie poszłam głównym wejściem obok którego wszyscy siedzieli. Tamtędy i tak było szybciej do kuchni. Zostawiłam koc, a okulary dałam na głowę i ruszyłam. Myślałam że zacznę się śmiać gdy wszyscy na mnie patrzyli.

Ale zależało mi na jednym mężczyźnie, który również tam siedział. Tak wiem, jestem chora.

Weszłam do kuchni i nalałam sobie soku do szklanki. Oparłam się delikatnie o szafkę kuchenną i sączyłam mój napój, jednocześnie myśląc co mogłabym zjeść. W końcu wzięłam tylko jabłko i dalej opierając się o szafkę, konsumowałam mój posiłek. Miałam już iść po koc, ale zobaczyłam że przed Berlinem stoi kosz winogron. Nie mogłam się powstrzymać. Podeszłam do stołu.

-Hejka, mogę winogrono? - nachyliłam się po jedno, tak że miał idealny widok na mój biust. Szach mat Berlin. Wróciłam na koc i zaczęłam się śmiać z jego miny. W sumie, to nie wiem po co to wszystko robię. Wzięłam koc i poszłam z powrotem do pokoju. Wmasowałam specjalny krem po opalaniu i przebrałam się w poprzednie ciuchy. Włosy spięłam w kucyka a resztki makijażu zmyłam.

Zeszłam na dół, bo wiedziałam że mają jeszcze jakieś jedzonko. A jedzonka nigdy nie za mało. Zasmiałam się w duchu. Poszłam na podwórko i usiadłam do stołu.

-Ale mega cię opaliło stara. - powiedziała Tokio.

-Dziękuję, też mi się podoba - uśmiechnęłam się- Podasz mi sałatkę? - zapytałam  dziewczyny, a ona uśmiechnęła się.

-Jasne, proszę - podała mi jedzenie a ja jej podziękowałam.

Ta sałatka była pyszna. Nie wiem kto ją robił, ale niech ten ktoś mnie poślubi. Naprawdę była mega dobra.

-Kto robił tą sałatkę? - zapytałam z uśmiechem.

-Ja. - uśmiechnął się przebiegle Berlin i podniósł jedną brew do góry.

-Jest nieziemska. - puściłam mu oczko i dalej spożywałam mój ulubiony odtąd posiłek.

-Cieszę się że ci smakuje, bo nikt inny jej nie chciał- zaśmiał się.

-Czemu....? - zapytałam przerażona - Coś tu dorzuciłeś?

-Nie, po prostu są tam warzywa- powiedział z powagą, a ja zaczęłam się dusić ze śmiechu.

𝐓𝐈 𝐀𝐌𝐎 | 𝔟𝔢𝔯𝔩𝔦𝔫 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz