Wszystko działo się tak szybko. Reszta wysadziła tunel, z którego nie zdążyłam wyjść. Moje szanse na ucieczkę były zerowe. Wstałam z ziemi z rękoma w górze. Skoro i tak wszystko uległo zawaleniu, to po co mieli do mnie strzelać.
-Nie strzelać!- krzyknęłam. Policjanci poparzyli na mnie. Nie miałam innej broni, więc nic bym im nie zrobiła. Skuli mnie w kajdanki i mocno zgięli w pół. - Hej! Ostrożnie. Mam ranę postrzałową.
-Wychodzimy stąd.- rzucił jeden z mężczyzn i kiwnął głową do reszty.
-Stary, co zresztą?-zapytał drugi.
-Wysadzili ten tunel w cholere. Zdążyli już pewnie przejechać granice.- wyprowadzili mnie z sejfu, a później skierowaliśmy się do wyjścia z mennicy.
Zaprowadzili mnie do namiotu, w którym obserwali nas przez ten cały czas. Pewnie zaczną mnie przesłuchiwać. Ale wiecie co? I tak im nic nie powiem. Nawet jak mam siedzieć w więzieniu, do końca jebanego życia. Mówiłam że stanęłabym w ich obronie? Może i nie zginęłam. Ale zrobiłam to. Uciekli. Udało im się.
Berlin... Pomyślałam o moim ukochanym, który pewnie myśli że mnie zabili. Czyli, tak wygląda nasz koniec? Już nigdy go nie zobaczę? W mojej głowie kłębiły się miliony myśli.
Posadzili mnie przy małym biurku. Wokół było naprawdę dużo sprzętu. Komputery, telewizory i tysiące innych rzeczy.
-Wow, dużo tego macie. - zaśmiałam się. - Możecie mnie rozkuć? Zaraz zerwiecie mi szwy. - jeden z policjantów, odpiął kajdanki. - Hej, Pani Raquel. Co z panią? - zapytałam, patrząc na inspektor, która tak jak ja, miała kajdanki.- Kończy pani ze służbą? - zaśmiałam się lekko.
-Hangar jest pusty. - do namiotu wbiegli inni policjanci. Pewnie wchodzili od zewnątrz. Zaśmiałam się. Zerknęłam na Raquel, która jakby odetchnęła z ulgą. O co biega?
-Pani Raquel, może pani na chwilę podejść?-zapytałam grzecznie.
-Weźcie wyprowadźcie tę kobietę. - łysy facet, wskazał na Raquel i gdy ją wyprowadzili, usiadł na przeciwko mnie. - Gadaj wszystko. Jesteś już skończona.
-Może byś się najpierw przedstawił? Przypominam, że mówisz do kobiety.- ponownie się zaśmiałam. Miałam bardzo dobry humor, jak na to co się stało.
-Pułkownik Prieto. Ale to nie ja będę prowadził twoją sprawę. Wstawaj, jedziemy na komisariat.- kiwnął palcem do jakiegoś mężczyzny, który chwycił moje ramię i zaprowadzil do radiowózu.
---------------
-Luisa Caraballo.-naprzeciwko mnie usiadł mężczyzna, na oko po czterdziestce. Siedzieliśmy w pokoju przesłuchań. Małe pomieszczenie, zero okien. Na środku stolik i dwa krzesła. Do tego lustro weneckie i kamery. Jak w bajce, czyż nie?
-Ooo, zna Pan moje imię. Miło mi. - wstałam, żeby podać mu dłoń, którą uścisnął.
-Nazywam się Diego Cortez. Od teraz, będę się zajmował twoją sprawą. Zacznijmy więc. Ilu was tam było?
-Nie pamiętam ilu zakładników, dokładnie z nami było, ale coś około 50-60. Jeśli chodzi o naszą paczkę, to 9. Dwóch zginęło. Mogę też zadać pytanie?
-Jeśli musisz.
-Gdzie jest Arturo Roman? To mój przyjaciel. Był z nami w środku, ale jako zakładnik. Bardzo, ale to bardzo chciałabym go zobaczyć. - zaśmiałam się. Arturito. Mały Arturo.
-To niemożliwe. Pan Arturo, zeznaje przeciwko Pani. Reszta się nie zdecydowała na zgłoszenie, ani zeznania.
-Oj Arturito. No cóż. Czasem tak bywa, że przyjaciele się od nas odwracają.- strzeliłam kościami palców u rąk i rozsiadłam się wygodnie. - Mogę poprosić wodę? Strasznie tu duszno. - mężczyzna kiwnął głową i zawiadomił kogoś przez krótkofalówkę, żeby przyniósł napój. Po chwili kobieta przyniosła butelkę. Wzięłam duży łyk.
-Jedziemy dalej. Wymień wszystkie nazwiska twoich wspólników. - wybuchnęłam głośnym śmiechem. - Co w tym śmiesznego?- zmarszczył brwi.
-Słuchaj Diego. Wiem tyle co ty. Nie znam ich imion. Posługiwaliśmy się przezwiskami. Teraz moja kolej. Pochowacie zmarłych? Chodzi mi o Oslo i Moskwe. Są w prowizorycznych trumnach w magazynie. Wiesz Diego... Państwo ma obowiązek to zrobić.
-Zawiadomię kogo trzeba. Czy ktoś, oprócz waszych, zginął?
-No coś Ty stary. Nie jesteśmy mordercami. Nasz jedyny cel, to pieniądze. Na co nam czyjaś śmierć?
-Pan Arturo zeznał, że groziłaś mu. Dlaczego?
-Chciał zabić mojego przyjaciela. To niedopuszczalne. Uprzedzając twoje następne pytanie. Nie powiem Ci ich przezwisk. - przeczesała palcami włosy.
-Tak? Wiesz że grozi ci do 60 lat więzienia? Jeśli pomożesz w śledźctwie, to może dostaniesz mniejszy wyrok.- zaśmiałam się ironicznie.
-Diego, kolego. Nie jestem kablem. Nie wydam przyjaciół.
-A na ciebie jak mówili? - zapytał, wiercąc we mnie dziurę wzrokiem.
-Vegas. - uśmiechnęłam się słodko. - Ale proszę tak do mnie nie mówić. Tylko kilka osób, ma ten przywilej. Moja kolej. O co chodzi z Raquel? Czemu policja ją wyprowadzała?
-Współpracowała z wami. A raczej z Profesorem. Mieli romans.-moje oczy wyleciały z orbit.
-O kurwa. Profesor złamał własną zasadę. Ale się porobiło. - pokręciłam głową w szoku. Ale Alvaro z tego Profesorka.
-O jakiej zasadzie mówisz?
-E tam. Nic ważnego. Poprostu, zakazał nam między innymi bliskich relacji. Myśli Pan, że kiedy będzie tu telewizja?- uniosłam brew do góry.
-Telewizja? Nikt nie pokaże cię nigdzie. Jeszcze będą cię szukać. - zaśmiał się. - W sumie, mają tyle siana, że po co mieli by to robić. - na moją twarz, wkradł się uśmiech.
-Może po podsłuchu w mózgu mnie znajdą?- popatrzył na mnie z ogromnym przerażeniem. - Wyluzuj Diego. Podsłuch w mózgu? To pojebane. I niebezpieczne. Po drugie, nie muszą mnie szukać. Nie wymagam tego od nich. Mogę zadzwonić?
-Zależy do kogo.
-Chce mieć prawnika. Będzie mnie bronił w sądzie. - uśmiechnęłam się przebiegle i poruszyłam zabawne brwiami.
-Sami ci go załatwimy. Nie ma żadnych telefonów. Skoro nie chcesz mówić po dobroci, to może w pace ci się zachce. Idziemy. - wstałam i włożyłam ręce do kieszeni. Otworzył drzwi i zaprowadził mnie do helikoptera.
-Wow, ale wypas. Dzięki kolego.- zaśmiałam się i wsiadłam.
CZYTASZ
𝐓𝐈 𝐀𝐌𝐎 | 𝔟𝔢𝔯𝔩𝔦𝔫 ✔️
FanfictionNIE USUWAM JEJ TYLKO ZE WZGLĘDU NA SENTYMENT! CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ. "Dla całego świata możesz być nikim, ale dla mnie jesteś całym światem." Pewnego dnia, Luisa dostaje pewną propozycję od obcego mężczyzny. Czy przystanie na nią? Cz...