XLIII

1.3K 114 80
                                    

MARATON 3/3

Od jakiegoś czasu, gapiłam się w zachód słońca. Chciałam stąd wyjechać, ale nawet nie wiem, jak wychodzi się z tej zasranej plaży. Z drugiej strony, miałam nadzieję że Andres mnie znajdzie i da mi to wszystko wytłumaczyć. Nie chcę kończyć tego wszystkiego, co dopiero zaczęliśmy, z powodu takiego nieporozumienia. Kochałam go z całego serca i chciałam z nim spędzić resztę życia.

-Luisa... - usłyszałam jego cichy głos, ale nie odwróciłam się, tylko dalej patrzyłam na widok przede mną. - Przepraszam, nie chciałem cię tak nazwać. Emocje wzięły górę. - usiadł obok mnie i dopiero wtedy zobaczyłam, że z jego nosa leci krew. Chciałam już zapytać co się stało, ale mnie uprzedził. - To Sergio. Należało mi się. Posłuchaj. Zrozumiem jeśli wybierzesz Martina.

-Kurwa, Andres. Dałam mu kosza, bo kocham tylko ciebie! Dla ciebie uciekłam z tego jebanego więzienia! - krzyknęłam z bezsilności. - Nie wiem, co sobie myślałeś. Gdybym wybrała jego, to nawet bym tu nie przyjechała, nie sądzisz?

-Ale powiedziałaś mu że go kochasz... - przeniósł swój wzrok na fale.

-Jak PRZYJACIELA. Mogłeś chociaż posłuchać do końca. Martin wyjechał, więc co ja tu jeszcze robię?- zapytałam ironicznie i przetarłam twarz dłońmi. To wszystko było takie niewyobrażalnie głupie.

-Przepraszam Luisa. Masz rację, mogłem. Mogłem dać Ci to wytłumaczyć. Przepraszam. Wybaczysz mi? - spojrzał na mnie smutny. - Przepraszam za te słowa. Nie myślę tak. Nie wiem co we mnie wstąpiło. - pokiwałam nie zauważalnie głową i wzięłam wdech.

-Wybaczę Ci pod jednym warunkiem. Od teraz, już zawsze, dasz mi dojść do słowa i mnie wysłuchasz. Dobrze? - uśmiechnęłam się lekko i przytuliłam do jego boku. Objął mnie ramieniem i zaczął:

-Jasne, to się już więcej nie powtórzy. Jest coś jeszcze... - odsunęlam się od niego, żeby na niego spojrzeć. - Byłaś w ciąży? - wiedziałam że w końcu się dowie. Przymknęłam oczy i wypuściłam ze świstem powietrze.

-Tak. Ale poroniłam. - zamrugałam kilkakrotnie żeby odgonić łzy. To był ciężki dla mnie temat, ale musiał się dowiedzieć. Nic nie powiedział, tylko przytulił mnie do swojej piersi i westchnął.

-Czemu mi nie powiedziałaś? Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko.

-To dla mnie ciężki temat. Nawet nie wiesz, jak się cieszyłam że jestem w ciąży. Byłam taka szczęśliwa. A później wiesz co się stało...

-Nie mogę w to uwierzyć... Za kilka miesięcy byłbym ojcem... - uśmiechnął się smutno i pocałował mnie w czoło. - Mały Berlinek biegający po plaży...

-Albo Berlinka! - pacnęłam go w ramię, a on się zaśmiał. - Tam będzie miało się dobrze... - spojrzałam na niebo, a on pogłaskał moją dłoń.

-Wiem że zawsze chciałaś założyć rodzinę. Zrobimy to. Będziemy mieli gromadkę dzieci, na naszej prywatnej wyspie. Co Ty na to, skarbie? - uśmiechnął się czule, co odwzajemniłam.

-Ja nie wiem... Nie wiem, czy będę mogła mieć jeszcze dzieci... Tego obawiam się najbardziej. Lekarz nic o tym nie mówił, ale sam wiesz, jak wygląda sytuacja. - uśmiech zszedł mi z twarzy. Chciałam mieć dzieci. Szczególnie z nim.

-Będziemy się starać Vegas. Zrobię wszystko co w mojej mocy. - poruszył śmiesznie brwiami, a ja roześmiałam się.

-Przestań!- walnęłam mu kuksańca w ramię. - Głupek. - pokazałam mu język.

-Wracamy? - zapytał po chwili, na co się zgodziłam. Złapał mnie za rękę i razem poszliśmy do domu. Wytłumaczyliśmy całą sytuację Raq i Profesorowi. Cieszę się, że skończyło się to na małej sprzeczce. Opatrzyłam nos Andresa, który na szczęście nie był złamany. Nie wiedziałam że Sergio tak się za mną wstawi. To było bardzo miłe z jego strony.

-----------------

-Andres... - zaczęłam gdy leżeliśmy już w łóżku. - Mogę cię o coś zapytać? - zapytałam niepewnie.

-Oczywiście skarbie. - uśmiechnął się delikatnie i pogłaskał moje włosy.

-Nie wiem jak zacząć... Czy jak byłam w więzieniu, to spotykałeś się z kimś? Na przykład, z jakąś ładną blondynką...?- przełknęłam głośno ślinę, a on tylko się roześmiał. - Co się cieszysz?

-Skąd przypuszczenia, że akurat blondynka? - zaśmiał się.

-Czyli spotykałeś się z kimś! - powiedziałam z przekąsem i cała się spięłam.

-Hej! Wcale tak nie powiedziałem. Skąd ci się to wzięło? - przejechał dłoniom po moim policzku.

-Tydzień przed rozprawą, miałam sen, że przyjechałyśmy tutaj. Chciałam się z tobą przywitać, ale w drzwiach stanęła blondyna w twojej koszuli i lizakiem. "Misiu, kto przyszedł?" - udałam jej piskliwy głos, na co mężczyzna się roześmiał.

-Po pierwsze, to nie lubię blondynek. Po drugie nie byłbym w stanie wytrzymać tego głosu. - mówił przez śmiech. Odetchnęłam z ulgą. - A ty?

-A ja co?- popatrzyłam na niego niezrozumiale.

-No czy ty z kimś, wiesz... - poruszył wymownie brwiami.

-No jasne. Codziennie z inną. - zaśmiałam się z jego miny. - No co, nie tolerujesz lesbijek? - popatrzył na mnie przerażony, a ja poprostu dusiłam się ze śmiechu. - Żartuję, idioto. - pocałowałam go w policzek i wtuliłam się w jego klatkę piersiową.

𝐓𝐈 𝐀𝐌𝐎 | 𝔟𝔢𝔯𝔩𝔦𝔫 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz