Powoli otworzyłam oczy i zamrugałam kilka razy, żeby złapać ostrość. Rozejrzałam się po bokach, a obok mnie stał lekarz i pielęgniarka.
-Gdzie jestem? - mruknęłam, przecierając twarz dłonią.
-W moim gabinecie, spokojnie. Jak się czujesz? - zapytał, a ja przypomniałam sobie coś ważnego.
-Co z moim dzieckiem?! - niemalże krzyknęłam.
-Bardzo mi przykro... - zaczął cicho, a ja spojrzałam na niego zaszklonymi oczami. Zabiły moje dziecko. Podniosłam się i wstałam z łóżka, odpinając kabelki. Podeszłam do okna i popatrzyłam na dziedziniec. Moją twarz pokryły łzy. Czyli nigdy go nie poznam?- Luisa, połóż się. Musisz teraz odpocząć.
-Mogę, pójść do toalety?. - pokiwał głową i zawołał pielęgniarkę, która przywiozła wózek.
-Usiądź.- rozkazał, więc to zrobiłam. - Dasz radę sama...?- pokiwałam twierdząco głową i chwyciłam koła, które po chwili zaczęłam pchać. Otworzyłam drzwi i zatrzymałam wózek. Wstałam z niego i popatrzyłam w lustro. Twarz miałam siną, a wokół głowy zawinięty bandaż. Przemyłam twarz pod wodą i wytarłam ją ręcznikiem papierowym. Skorzystałam z toalety i ponownie usiadłam na wózku.
---------
Tak mijały mi kolejne dni. Spędziłam kilka z nich w gabinecie ale gdy poczułam się lepiej, wróciłam do celi. Wyglądałam jak jakiś potwór, ale jedyne czego w tym momencie pragnęłam, to zemsty. Powstrzymała mnie tylko jedna myśl. UCIECZKA. Nie mogłam wpakować się w jeszcze większe bagno, bo mogłoby się to skończyć źle.Pierwsze co zrobiłam to wzięłam gorący prysznic. Weszłam do toalety, unikając spojrzeń i poprostu skierowałam się ku prysznicom. Rozebrałam się, tym samym ukazując wszystkie siniaki, które pokrywały niemal każdy kawałek mojego ciała. Wzięłam żel i szampon i stanęłam pod strumieniem wody. Umyłam włosy i ciało, po raz pierwszy od kiedy się wybudziłam. Za bardzo wtedy sprawiało mi ból wstanie. Owinęłam się ręcznikiem, którym następnie się wytarłam. Założyłam czarną bluzę i tego samego koloru dresy. Oczywiście nie mogło zabraknąć butów na rzepy. Stanęłam przed lustrem i mocno wycisnęłam wodę z włosów w ręcznik. Następnie rozczesałam je i spojrzałam na swoje odbicie. Siniak, który pokrywał większość mojej twarzy, był teraz żółty i wyglądał wręcz ohydnie.
Wzięłam swoje rzeczy i zeszłam na dół na stołówkę. Była pora obiadowa, więc zaraz zjem porządny posiłek. Wzięłam tackę i ustawiłam się w kolejce. W końcu nadeszła moja pora i nadstawiłam tackę kucharce, która położyła na niej jedzenie. Posłała mi pokrzepiający uśmiech, który delikatnie odwzajemniłam i usiadłam do stolika, przy którym czekały już moje koleżanki.
-Lu, wszystko gra? - zapytała Carla, patrząc na moją nie ciekawą minę.
-Nie, mam ochotę zabić tą suke, tak samo jak ona zabiła moje dziecko. - zacisnęłam zęby.
-Poroniłaś...?- spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Wzięłam wdech i pokiwałam głową. - Jest w izolatce. Tak jak jej koleżanki. Wszystko było na kamerach. Możesz wnieść na nią skargę.
-Nie chce mieć z nią już nic więcej do czynienia. - pomyślałam tylko o tym, że za 2 dni, już mnie tu nie będzie.
-----------
-Vegas, pamiętasz cały plan? - zapytał Lucas, na naszym ostatnim widzeniu. - Musisz zrobić i powiedzieć tak jak mówię, dobrze?
-Wiem, Lucas, wiem. Zrobię to najlepiej jak umiem. W końcu, jutro już mnie tu nie będzie. Nie spierdolę tego. - uśmiechnęłam się słabo i przymknęłam oczy.
-Dasz radę, w ogóle sama? Jak się czujesz?
-Tak, poradzę sobie. Czuję się już lepiej, chociaż wolałabym teraz leżeć na plaży i nie myśleć o tej całej sytuacji.
-Wiem, że ta szmata zabiła twoje dziecko. Ale musisz teraz być silna i nie możesz mieć złych myśli. W końcu, jedziesz wygrać rozprawę, czyż nie?- uśmiechnął się zadziornie, co odwzajemniłam. Miał rację. Wszystko będzie dobrze.
-Tak Lucas. Wygramy to. - puściłam mu oczko i przytuliłam na pożegnanie. - Do jutra.
-Trzymaj się. - posłał mi ostatni uśmiech i wyszedł z sali.
Wstałam z krzesła i podeszłam do krat, które po chwili otworzyły się przede mną. Obok mnie pojawił się strażnik.
-Mogę pójść zadzwonić? - zapytałam grzecznie.
-Jeśli masz kartę to oczywiście. - uśmiechnął się i gestem wskazał na telefony. Podeszłam do nich i wyjęłam moją kartę z kieszeni. Włożyłam ją tam gdzie trzeba i wybrałam numer.
-Słucham? - w słuchawce rozległ się śmieszny ton Martina.
-Martin, pamiętasz o jutrze?
-Oczywiście mała. To ważny dzień. Widzimy się o 11. Czemu dzwonisz? Coś się stało? - jego ton, zrobił się bardziej poważny.
-Zostałam pobita. Myślałam że Lucas wam powiedział. Nieważne. Chciałam tylko usłyszeć twój głos i potwierdzić że pamiętasz o jutrze.
-Jak to cię pobili? Co jest?!- niemalże krzyknął i w tym samym momencie przerwało połączenie. Super, ten telefon ma kurwa 30 sekund czy co. Odłożyłam słuchawkę i wróciłam do strażnika. Odprowadził mnie do wyjścia, a dalej poszłam sama.
JUTRO JUŻ MNIE TU NIE BĘDZIE.
CZYTASZ
𝐓𝐈 𝐀𝐌𝐎 | 𝔟𝔢𝔯𝔩𝔦𝔫 ✔️
FanfictionNIE USUWAM JEJ TYLKO ZE WZGLĘDU NA SENTYMENT! CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ. "Dla całego świata możesz być nikim, ale dla mnie jesteś całym światem." Pewnego dnia, Luisa dostaje pewną propozycję od obcego mężczyzny. Czy przystanie na nią? Cz...