XXXVII

1.1K 112 25
                                    

Powoli otworzyłam oczy i zamrugałam kilka razy, żeby złapać ostrość. Rozejrzałam się po bokach, a obok mnie stał lekarz i pielęgniarka.

-Gdzie jestem? - mruknęłam, przecierając twarz dłonią.

-W moim gabinecie, spokojnie. Jak się czujesz? - zapytał, a ja przypomniałam sobie coś ważnego.

-Co z moim dzieckiem?! - niemalże krzyknęłam.

-Bardzo mi przykro... - zaczął cicho, a ja spojrzałam na niego zaszklonymi oczami. Zabiły moje dziecko. Podniosłam się i wstałam z łóżka, odpinając kabelki. Podeszłam do okna i popatrzyłam na dziedziniec. Moją twarz pokryły łzy. Czyli nigdy go nie poznam?- Luisa, połóż się. Musisz teraz odpocząć.

-Mogę, pójść do toalety?. - pokiwał głową i zawołał pielęgniarkę, która przywiozła wózek.

-Usiądź.- rozkazał, więc to zrobiłam. - Dasz radę sama...?- pokiwałam twierdząco głową i chwyciłam koła, które po chwili zaczęłam pchać. Otworzyłam drzwi i zatrzymałam wózek. Wstałam z niego i popatrzyłam w lustro. Twarz miałam siną, a wokół głowy zawinięty bandaż. Przemyłam twarz pod wodą i wytarłam ją ręcznikiem papierowym. Skorzystałam z toalety i ponownie usiadłam na wózku.

---------
Tak mijały mi kolejne dni. Spędziłam kilka z nich w gabinecie ale gdy poczułam się lepiej, wróciłam do celi. Wyglądałam jak jakiś potwór, ale jedyne czego w tym momencie pragnęłam, to zemsty. Powstrzymała mnie tylko jedna myśl. UCIECZKA. Nie mogłam wpakować się w jeszcze większe bagno, bo mogłoby się to skończyć źle.

Pierwsze co zrobiłam to wzięłam gorący prysznic. Weszłam do toalety, unikając spojrzeń i poprostu skierowałam się ku prysznicom. Rozebrałam się, tym samym ukazując wszystkie siniaki, które pokrywały niemal każdy kawałek mojego ciała. Wzięłam żel i szampon i stanęłam pod strumieniem wody. Umyłam włosy i ciało, po raz pierwszy od kiedy się wybudziłam. Za bardzo wtedy sprawiało mi ból wstanie. Owinęłam się ręcznikiem, którym następnie się wytarłam. Założyłam czarną bluzę i tego samego koloru dresy. Oczywiście nie mogło zabraknąć butów na rzepy. Stanęłam przed lustrem i mocno wycisnęłam wodę z włosów w ręcznik. Następnie rozczesałam je i spojrzałam na swoje odbicie. Siniak, który pokrywał większość mojej twarzy, był teraz żółty i wyglądał wręcz ohydnie.

Wzięłam swoje rzeczy i zeszłam na dół na stołówkę. Była pora obiadowa, więc zaraz zjem porządny posiłek. Wzięłam tackę i ustawiłam się w kolejce. W końcu nadeszła moja pora i nadstawiłam tackę kucharce, która położyła na niej jedzenie. Posłała mi pokrzepiający uśmiech, który delikatnie odwzajemniłam i usiadłam do stolika, przy którym czekały już moje koleżanki.

-Lu, wszystko gra? - zapytała Carla, patrząc na moją nie ciekawą minę.

-Nie, mam ochotę zabić tą suke, tak samo jak ona zabiła moje dziecko. - zacisnęłam zęby.

-Poroniłaś...?- spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Wzięłam wdech i pokiwałam głową. - Jest w izolatce. Tak jak jej koleżanki. Wszystko było na kamerach. Możesz wnieść na nią skargę.

-Nie chce mieć z nią już nic więcej do czynienia. - pomyślałam tylko o tym, że za 2 dni, już mnie tu nie będzie.

-----------

-Vegas, pamiętasz cały plan? - zapytał Lucas, na naszym ostatnim widzeniu. - Musisz zrobić i powiedzieć tak jak mówię, dobrze?

-Wiem, Lucas, wiem. Zrobię to najlepiej jak umiem. W końcu, jutro już mnie tu nie będzie. Nie spierdolę tego. - uśmiechnęłam się słabo i przymknęłam oczy.

-Dasz radę, w ogóle sama? Jak się czujesz?

-Tak, poradzę sobie. Czuję się już lepiej, chociaż wolałabym teraz leżeć na plaży i nie myśleć o tej całej sytuacji.

-Wiem, że ta szmata zabiła twoje dziecko. Ale musisz teraz być silna i nie możesz mieć złych myśli. W końcu, jedziesz wygrać rozprawę, czyż nie?- uśmiechnął się zadziornie, co odwzajemniłam. Miał rację. Wszystko będzie dobrze.

-Tak Lucas. Wygramy to. - puściłam mu oczko i przytuliłam na pożegnanie. - Do jutra.

-Trzymaj się. - posłał mi ostatni uśmiech i wyszedł z sali.

Wstałam z krzesła i podeszłam do krat, które po chwili otworzyły się przede mną. Obok mnie pojawił się strażnik.

-Mogę pójść zadzwonić? - zapytałam grzecznie.

-Jeśli masz kartę to oczywiście. - uśmiechnął się i gestem wskazał na telefony. Podeszłam do nich i wyjęłam moją kartę z kieszeni. Włożyłam ją tam gdzie trzeba i wybrałam numer.

-Słucham? - w słuchawce rozległ się śmieszny ton Martina.

-Martin, pamiętasz o jutrze?

-Oczywiście mała. To ważny dzień. Widzimy się o 11. Czemu dzwonisz? Coś się stało? - jego ton, zrobił się bardziej poważny.

-Zostałam pobita. Myślałam że Lucas wam powiedział. Nieważne. Chciałam tylko usłyszeć twój głos i potwierdzić że pamiętasz o jutrze.

-Jak to cię pobili? Co jest?!- niemalże krzyknął i w tym samym momencie przerwało połączenie. Super, ten telefon ma kurwa 30 sekund czy co. Odłożyłam słuchawkę i wróciłam do strażnika. Odprowadził mnie do wyjścia, a dalej poszłam sama.

JUTRO JUŻ MNIE TU NIE BĘDZIE.

𝐓𝐈 𝐀𝐌𝐎 | 𝔟𝔢𝔯𝔩𝔦𝔫 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz